piątek, 19 grudnia 2014

Epilog

 3 lata później
  
 Pamiętam jak po raz pierwszy przyprowadziłam Marca do domu. Nie jako chłopaka, którego rodzice tak bardzo chcieli poznać i zobaczyć kim jest tenże gagatek, a faceta, którego wszyscy w domu dobrze znali, który był już moim mężem. Wszyscy go lubili i z niczym nie było problemu. Podobnie było z jego rodzicami. Znałam ich już wcześniej, ale teraz byli moimi teściami. Taka drobna zmiana.  Byliśmy małżeństwem przez lata, ale tylko na papierku. Dopiero wtedy zaczęliśmy się zachowywać niczym świeżo upieczeni małżonkowie, którzy zaczynają nowy rozdział w swoim życiu. 
  Później musiałam wyjechać na kilka dni do Los Angeles by załatwić wszystkie sprawy związane z odejściem z firmy Hernandeza i spakowanie swoich rzeczy z mieszkania Adriana. Jeżeli chodzi o niego, nadal utrzymuję z nim kontakt. Pomimo tego, że byliśmy wcześniej parą, był również moim dobrym przyjacielem. Gdy tylko usłyszałam, że kogoś sobie znalazł, w żartach poradziłam mu by sprawdził czy ta dziewczyna czasem aby nie ma już męża. W odpowiedzi usłyszałam śmiech. 
  Muszę przyznać, że czasami myślałam o tym, co byłoby gdybym jednak wyszła za Adriana.. Jednak nigdy nie pożałowałam swojej decyzji. Nawet przez głowę mi to nie przeszło. Wybrałam Marca i to była najwspanialsza decyzja w moim życiu. 
  Teraz budzę się przy nim i zasypiam. Ubieram koszulkę z jego nazwiskiem i chodzę na mecze. Cieszę się z nim z wygranych i pocieszam po przegranych meczach. Nazywa mnie swoją najwierniejszą i najwspanialszą fanką, a na dodatek - swoim talizmanem szczęścia.
 Mamy dom na obrzeżach Barcelony z dużym ogrodem i psem. Biszkoptowy labrador o imieniu Dolar. Chyba na pamiątkę tego, że dostaliśmy go jako szczeniaka od moich znajomych ze Stanów..
  Na ślubnym kobiercu stanęliśmy dwa lata temu, szczególnie po licznych namowach ze stron naszych matek, ciotek, babć... Ubrałam białą sukienkę, a on czarny garnitur. Spotkaliśmy się w niewielkim kościółku pod Barceloną, a grupa naszych gości była nieliczna, tak jak sobie zaplanowaliśmy. Tylko rodzina i najbliżsi przyjaciele. Już chyba nie muszę wspominać o tym, jak bardzo byłam wtedy szczęśliwa?
  W tym momencie stoję pomiędzy Rią i Maite, czekając aż chłopaki powtórnie wyjdą na boisko po zdobyciu tytułu Mistrza Ligii Hiszpańskiej, razem z odebranym już trofeum.
 Pierwszy przy nas pojawił się Martin, który porwał na ręce trzyletniego Dylana, urwisa jakich mało, ciągnąc również za sobą swoją kobietę. Zaraz za nim podszedł Marc-Andre, który ucałował swoją narzeczoną. Tak, tutaj mowa o Rii, która znalazła jednak tego jedynego. Niemiec położył jedną rękę na jej siedmiomiesięcznym brzuszku, a drugą chwycił za jej dłoń i powiedział, że porywa ją do zdjęcia z pucharem. Na końcu pojawił się wyszczerzony Bartra, który kroczył do nas już w czystej koszulce i medalem przewieszonym na szyi. Najpierw mnie pocałował, a później ucałował główkę naszej czteromiesięcznej córeczki, którą trzymałam ciągle na rękach, ubranej w bordowo-granatowy strój z numerkiem swojego ojca na plecach i swoim imieniem - Patricia.
  Gdy tylko dowiedziałam się o swojej ciąży, próbowałam sobie wyobrazić Bartrę z maleńkim dzieckiem. Za każdym razem, gdy miałam w głowie ten widok - rozpływałam się. I o wiele się nie pomyliłam. Marc trzymający na rękach naszą kruszynkę, przytulający ją, karmiący, zasypiający z nią czy nawet zmieniający jej brudne pieluszki - to dla mnie najwspanialsza rzecz na świecie. Czy potrafilibyście sobie wyobrazić taki widok?

No i zleciało, ehhh.. Dobrze pamiętam ten moment, kiedy siedząc na wakacjach z nogą w gipsie, wymyśliłam tą historię i postawiłam sobie za cel napisanie jej. Muszę szczerze przyznać, że to opowiadanie, na ten moment, jest moim ulubionym z moich wszystkich! 
Chciałabym bardzo Wam podziękować za wyświetlenia i komentarze! 
Tutaj kończę, ale też na ten moment możecie mnie znaleźć na opowiadaniach:
- o Fabregasie i Pique - klik
- o Xavim - klik
- o Villi - klik
- o Vazquezie i Isco - klik 
Zapraszam i już teraz obiecuję, że niedługo rozpocznę również coś innego udostępniać :)

niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział IX

   Wszyscy już zaczęli między sobą szeptać, bo ślub miał się rozpocząć jakieś dziesięć minut temu, a wszelki ślad o młodych zaginął.. No może nie do końca, bo niedawno Adrian tam jeszcze z nimi stał. Grupka przyjaciół wstała ze swoich miejsc i stanęła przy jednej z kolumn, nerwowo wyczekując jakiekolwiek informacji. Dziewczyny już ze trzy razy chciały tam pójść i dowiedzieć się o co chodzi, ale piłkarze je zatrzymywali. Maite z Rią już po raz kolejny chciały się zerwać i iść do nich, ale w tym momencie w progu pałacu pojawił się Adrian, trzymający za dłoń Camilę, która nie miała na sobie sukienki, a spodnie i bluzkę. Teraz oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się na dwójkę, która bokiem przeszła na podest, na którym mieli składać sobie przysięgę małżeńską. Wszyscy zamilkli z wyczekiwaniem na jakiekolwiek wyjaśnienia.
   - Chcielibyśmy wam coś oznajmić - zaczął Hernandez, a Cami zaczęła szukać kogoś wzrokiem pośród przyjaciół. - Na samym początku, tak właściwie, to chcieliśmy wam podziękować za przybycie.
   - Synu, o co chodzi? - usłyszeli głos ojca Adriana, który siedział w pierwszym rzędzie ustawionych krzeseł.
   - Ślub się nie odbędzie - powiedział chłopak, a wśród gości znów podniosły się głosy. Wszyscy byli w szoku.. No może prócz grupki na samym tyle, którzy, jakby nie patrzeć, byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Tylko brakowało tutaj Marca, który uciekł, będąc święcie przekonanym, że Camila wyjdzie za Meksykanina.
   - Większość z was jest z daleka, a pałac jest wynajęty i opłacony, więc możecie zostać, zjeść obiad i się bawić - uśmiechnęła się dziewczyna i już w ciszy ruszyli z powrotem do środka. - Adrian, co teraz zamierzasz? - zapytała cicho gdy znaleźli się już obok recepcji.
   - Teraz mam zamiar uciec do hotelu przed rodzicami, którzy mnie zaraz dopadną i połkną w całości - zaśmiał się. - A ty.. Z resztą, ty wiesz co masz robić - puścił do niej oczko. - I masz nie zmieniać zdania, bo się z tobą policzę! - dodał.
   - Jeszcze raz chciałabym cię bardzo przeprosić - skrzywiła się i spuściła wzrok.
   - Hej.. - uniósł delikatnie jej podbródek. - Wyznałaś mi prawdę, zanim zrobiłaś coś wbrew swoim uczuciom. Gdybyś została moją żoną, nadal myślałabyś o tamtym - Adrian lekko się uśmiechnął, pochylił i ucałował ją w czoło. - Idź do niego, a ja uciekam przed rodzicami - zaśmiał się i ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia. A ona? Miała tam tak stać i czekać aż dopadnie ją szarańcza? Zanim zdecydowała się ruszyć na piętro i zabrać swoje rzeczy, by wyjść i poszukać Marca, w progu zobaczyła swoich rodziców, ojca w ciemnym garniturze i białej koszuli oraz matkę w długiej, bordowej sukience z narzutką.
   - Skarbie, co się stało? - Pierwsza dobiegła do niej jej matka, łapiąc ją delikatnie za ramię i patrząc opiekuńczo. - Gdzie jest Adrian i dlaczego tak nagle zrezygnowaliście?
   - Mamo, to naprawdę nie jest dla mnie dobry moment do tłumaczenia wszystkiego - westchnęła.
   - Cami, idź do ogrodu do tego małego mostu przy stawie - powiedział najspokojniej w świecie Luis, a obie panie spojrzały na niego pytająco.
   - Ale dlaczego ma tam iść? - odezwała się Elena. - Luis, ty coś wiesz?
   - Myślę, że wiem i postaram ci się to wytłumaczyć, a ty tam idź, bo jeszcze nic nie jest za późno - Najpierw zwrócił się do żony, a następnie do córki, która tylko pokiwała głową i ruszyła szybkim krokiem z powrotem na taras i do ogrodu. Po drodze natchnęła się na rodziców Adriana, a później na przyjaciół. Nawet nie słuchając, przeprosiła ich i ruszyła w kierunku, który wskazał jej ojciec. No właśnie, ojciec... Myśli, że wie o co chodzi? Ale skąd? Choć teraz to było mało ważne. Liczyło się teraz tylko to żeby odnaleźć szybko Marca.. Znajdzie go i... Co powie? Co zrobi?
   W oddali zobaczyła postać w czarnym garniturze, opartą o barierkę. Stał tyłem do niej i wpatrywał się w to co było przed nim. Serce Camili prawie podskoczyło, chcąc pociągnąć dziewczynę w tamtą stronę. Przełknęła ciężko ślinę i wyjęła zgiętą kartkę z tylnej kieszeni spodni.
  Podeszła i oparła się tuż obok Marca, który uniósł głowę i spojrzał na swoją towarzyszkę.
   - Cami, co ty tutaj.. - Otworzył szerzej oczy, nie kryjąc swojego zaskoczenia. Obejrzał ją z góry do dołu i z jednej strony nic nie rozumiał, a z drugiej.. Chyba się ucieszył.
   - Gdybym miała cię zobaczyć na ślubnym kobiercu z inną kobietą, też chyba bym uciekła - westchnęła, patrząc w taflę przejrzystej wody. Wyciągnęła przed siebie dokument, który Marc podpisał dzień wcześniej, rozłożyła go i jeszcze raz spojrzała. - Chciałabym to rozerwać na strzępy i zapomnieć o tym, ale nie wiem czy dostanę jeszcze jedną szansę - powiedziała cicho unosząc wzrok i spoglądając niepewnie na piłkarza. On natomiast przeniósł wzrok na kartkę papieru, wyrwał ją z jej rąk i w jednej chwili przerwał na cztery części, wyrzucił za siebie i nieoczekiwanie ujął jej twarz w swoje dłonie, zachłannie wpijając się w jej usta.
   - Chcę po prostu by było tak jak wcześniej - wyszeptał na jednym tchu wprost w jej wargi. - Nie oddam cię już nikomu, a w razie potrzeby sprowadzę z powrotem nawet i siłą - kontynuował. - Chciałbym w tym momencie wykrzyczeć całemu światu, że jesteś moja i tylko moja - uśmiechnął się, ale Camila zauważyła pojedynczą łzę, która spływała po jego policzku.
   - Marc, nie.. - jęknęła. - Proszę cię, nie.. Bo zaraz ja się rozpłaczę! - Pokręciła głową i przesunęła opuszkami palców po jego policzku. - Kocham cię, Marc i obiecuję, że już nigdzie się nie wybieram.
   - W takim razie - zaczął i wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki małe pudełeczko. - Chciałbym byś oficjalnie została moją żoną - zaśmiał się i otworzył klapkę, a ona zmarszczyła brew.
   - Marc, skąd ty masz moją obrączkę? Przecież była schowana w teczce, w moim pokoju... Zaraz, czy ty rozmawiałeś z moim ojcem?
   - Przyszedł do mnie wczoraj wieczorem i mi ją przyniósł, mówiąc, że powinna zostać u mnie - wzruszył ramionami. - I podobno widział papiery.
   - I mi nic nie powiedział! - jęknęła. - A ty byłeś tak wspaniałomyślny, by je tutaj przynieść? - uśmiechnęła się cwaniacko.
   - Tak jakoś.. Więc? - zapytał i wyjął mniejszy złoty krążek, a ona z uśmiechem wyciągnęła do niego prawą rękę i tak jak pięć lat wcześniej, patrząc jej w oczy, wsunął pierścionek na jej serdeczny palec. Po chwili ona zrobiła to samo z drugą obrączką i.. Oboje poczuli, że tak powinno być cały czas.

  W drodze z pałacyku kupili sobie butelkę wina i pojechali do "ich" parku, w którym spędzali razem mnóstwo czasu kiedy byli jeszcze nastolatkami. Zbliżał się wieczór i zaczynało robić się chłodno, a że Camila miała na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawkiem, więc Marc bez słowa zdjął z siebie marynarkę i narzucił ją na jej ramiona. Siedzieli przytuleni do siebie, oparci o drzewo, popijając wino prosto z butelki, śmiejąc się, wspominając i wyszukując pierwszych gwizd. Gdy po raz pierwszy tak tutaj siedzieli, również mieli ze sobą wino, ale takie podwędzone z zamkniętej szafki matki Camili, które przywiozła sobie z Włoch. Miało być na specjalną okazję.. Później nikt nie chciał się przyznać do tego, kto je wypił.
   Leżała oparta o jego ramię, czując jak on gładzi delikatnie jej ramię. Pomiędzy nimi leżała butelka z której jeszcze od czasu do czasu popijali. W pewnym momencie zobaczyli nad sobą dwa cienie. Jednocześnie unieśli głowy i zobaczyli dwie sylwetki, kobietę i mężczyznę, ubranych w granatowe mundury.
   - Dobry wieczór, państwu - odezwał się mężczyzna i zabrał do ręki butelkę z winem. - Wiedzą państwo, że spożywanie alkoholu w miejscach publicznych jest zabronione?
   - No tak.. - mruknęła Camila i się podnieśli. - A nie można tak odrobinkę przymknąć oczu na to? - uśmiechnęła się lekko.
   - A to niby dlaczego? - zapytała funkcjonariuszka.
   - Dzisiaj miał się odbyć mój ślub, jestem uciekającą panną młodą, a to powód dlaczego uciekłam - wskazała na swojego męża.
   - Picie alkoholu w miejscu publicznym. To będzie mandat - powiedział policjant.
   - No panie władzo! Przecież sam Marc Bartra! Jakiś autograf dla dziecka.. - próbowała Camila.
   - To mi brzmi jak próba przekupstwa.. - mężczyzna poprawił swoją czapkę, schował notes i wyciągnął kajdanki, patrząc wymownie na młodych, a ci spojrzeli tylko po sobie, ciężko przełykając ślinę.
  Zaraz po tym gdy tylko dowiedzieli się, że za swój "występek" spędzą noc w areszcie, wywalczyli jeszcze jeden telefon, który wykonali do Rii, by rano ich stąd odebrała, a później wylądowali w pustej celi, w której kącie stała długa ławka.
   - Wiesz co, nie myślałem nigdy, że można mieć randkę w areszcie - zaczął śmiać się piłkarz.
   - Nie narzekaj - uśmiechnęła się Camila i oparła głowę o jego ramię. - Ważne, że jesteśmy tutaj razem - dodała, przygryzając dolną wargę. - I jakby nie patrzeć, zawsze zastanawiałam się, jak to jest trafić do więzienia.. - zamyśliła się, a Marc wybuchnął śmiechem.
   - Moja wariatka - pokręcił głową, objął ją ramieniem i ucałował w czubek głowy.

  Zaspani wyszli z celi, którą otworzył im jeden ze strażników. Oboje potargani i zmęczeni, po drzemce w niewygodnych pozycjach. Policjant poprowadził ich korytarzem, którym szli w nocy, aż w końcu dotarli do pomieszczenia, w którym dostali swoje rzeczy. Zostali wyprowadzeni do głównego holu, gdzie czekali na nich Ria i Marc Ter Stegen. Dziewczyna na ich widok chciała wybuchnąć śmiechem, ale w ostateczności się powstrzymała, widząc karcący wzrok przyjaciółki.
   - Ja wiedziałam, że się spikniecie, ale żeby od razu lądować w więzieniu? - zapytała roześmiana Garrido, gdy tylko wyszli z budynku.
   - Natrafiliśmy na bardzo nieprzyjemnych policjantów - westchnęła Cami. - Te pięć lat temu, zawsze się jakoś wywijaliśmy - dodała z lekko poprawionym humorem.
   - Wszyscy byli wtedy bardziej przebiegli - zaśmiał się Bartra. - Tak właściwie, to która jest godzina?
   - Taka, bym podrzucił cię do domu byś się ogarnął przed treningiem - powiedział Niemiec.
   - Chłopaki jadą razem, a my razem - zakomunikowała Ria i tak było, oczywiście zaraz po tym jak Marc z Cami zdążyli się wylewnie pożegnać.
   Ria zabrała przyjaciółkę do siebie by mogła ją szczegółowo o wszystko wypytać, co dotyczyło poprzedniego dnia. Co chwila powtarzała, że to wszystko nie mogło się skończyć inaczej i wierzyła, że jednak Cami nie wyjdzie za Adriana, po tym jak znów spotkała tutaj pierwszą miłość. Martinez wzięła prysznic, znów pożyczyła ubrania od Hiszpanki i zjadły razem śniadanie. Troszeczkę później, dziewczyna postanowiła, że pojedzie pod stadion i poczeka na Bartrę i przy okazji będzie mogła wymienić kilka słów ze swoim ojcem.
 Wysiadła z taksówki pod Ciutat Esportiva i dzięki znajomości u starszego ochroniarza, bez problemów weszła do środka. Okazało się, że trening jeszcze trwał, więc dziewczyna ruszyła na boisko do swojego ojca, który stał przy linii bocznej i obserwował jak jego piłkarze grają w dziada.
   - Cześć, córeczko - Luis przytulił do siebie Camilę. - Spóźnienie Marca chyba jakoś usprawiedliwię ze wzgląd na wczorajszy dzień, ale nie wiesz może dlaczego drugi Marc wpadł razem z nim?
   - Oj, tato - zaśmiała się. - Gdybym ci powiedziała, nie wiem czy byłbyś z tego zadowolony..
   - Spróbuję - skinął głową.
   - Razem z Rią wyciągał mnie i Marca z aresztu - powiedziała spokojnie, a oczy trenera od razu zrobiły się trzy razy większe.
   - Camila!
   - Mówiłam! I teraz ze wzgląd na mnie, o wszystkim zapomnisz - wyszczerzyła się, a on wywrócił oczami.
   - O nic więcej nie pytam, nie chcę wiedzieć - uniósł dłonie do góry. - Chociaż w sumie... Tak, mam jeszcze pytanie. Czy kiedykolwiek miałaś zamiar powiedzieć nam o tym ślubie z Marciem?
   - To zależałoby od sytuacji - uśmiechnęła się, patrząc w stronę Marca, który na żarty zaczął się okładać razem z Rafinhą i Martinem. - Teraz po prostu musisz zaakceptować swojego zięcia - ucałowała go w policzek.
   - Wygląda na to, że nie mam wyjścia - pokręcił głową. - No dobrze, dam już im spokój - dodał i zawołał, kończąc trening. Gdy piłkarze kroczący w stronę szatni mijali Camilę, posyłali jej miłe uśmiechy i coś między sobą szeptali. Cóż, tutaj wieści podobno szybko się rozchodzą.. Na samym końcu oczywiście szedł wielce zmęczony pan Bartra, który z wielkim bananem na twarzy uwiesił się na szyi Camili.
   - Jestem wykończony - sapnął.
   - I spocony, a na dodatek nieładnie pachniesz - zaśmiała się, próbując go odepchnąć, ale ten nie dawał za wygraną.
   - Ponieważ bardzo ciężko pracuję, by mojej żonie było dobrze - poruszył brwiami. - A właśnie! Dziś się do mnie wprowadzasz i nie ma żadnego "ale"! - postanowił.
   - Coś jeszcze, mój panie ciężko pracujący? - zapytała, powstrzymując śmiech.
   - Tak, ale o tym już opowiem ci w domu - zaśmiał się i nagle wziął ją na ręce, przewiesił przez ramię i pomimo głośnego protestu dziewczyny, ruszył z nią w stronę szatni.

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział VIII

   Zaparkował samochód tam gdzie zwykle, zabrał swoją torbę sportową i wysiadł, kierując się do swojego mieszkania. Wszedł do klatki i stanął przy skrzynkach na listy. Otworzył swoją małym kluczykiem i wyjął z niej kilka kopert i ulotek. Zamknął ją z powrotem i schował pęczek kluczy do kieszeni. Poprawił pasek torby na swoim ramieniu i kierując się na schody, zaczął przekładać ulotki pożyczek i nowych sklepów na sam spód, później dwie koperty z rachunkami, później reklama z banku i na końcu bielusieńka koperta odręcznie zaadresowana do niego. W pierwszej kolejności otworzył właśnie ją, bo go to zaciekawiło. Kto teraz adresuje odręcznie koperty? Zawsze drukuje się maleńkie karteczki albo od razu kopertę. Zajrzał do środka i wyjął ozdobną kartę z obrazkiem dwóch obrączek i napisem "Zaproszenie". 
 Otworzył ją, wchodząc do swojego mieszkania. Rzucił torbę w kąt, resztę kopert na komodę, a on sam usiadł na kanapie i zaczął po woli czytać to co było tam napisane. Camila Martinez i Adrian Hernandez zapraszają... Bla, bla, bla.. Czyli to już było naprawdę. Nie żadna zabawa, żadne podchody.. Camila naprawdę chciała wyjść za tamtego faceta. Odrzucił zaproszenie na bok i podszedł do komody, na której leżała czerwona teczka, której nawet jeszcze nie otwierał. Zabrał długopis i wrócił na kanapę, kładąc papiery przed sobą na stoliku. Już miał złożyć podpis, ale.. Wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer Camili. Sygnał, drugi, trzeci.. Już miał się rozłączać, ale usłyszał jej cudowny głos.
   - Możesz rozmawiać? - zapytał cicho.
   - Tak. O co chodzi? - mruknęła, przełykając ciężko ślinę.
   - Chcę byś odpowiedziała mi na jedno pytanie i proszę cię o całkowitą szczerość.
   - Tak?
   - Kochasz mnie? - wyszeptał, a po drugiej stronie słuchawki nastała idealna cisza. - Cami.. Odpowiedz.
   - Kiedyś nie wyobrażałam sobie życia bez ciebie. Chciałam przy tobie zasypiać i się budzić. Siedzieć na trybunach na każdym meczu w koszulce z twoim nazwiskiem, kibicować ci całym sercem. Cieszyć się z wygranych i pocieszać po przegranej, gratulować każdej bramki. Tak jak sobie wyobrażaliśmy, chciałam mieć z tobą gromadkę dzieci, dom z dużym ogrodem i psa, ale.. Marc, chcę zacząć nowe życie - dokończyła drżącym głosem. - My to przeszłość.
   Rozłączył się. Odrzucił swój telefon obok siebie, wziął długopis do ręki i w jednej chwili złożył swój podpis na oryginale dokumentu i kopii. Zawsze było dla niego najważniejsze jej szczęście. Jeżeli teraz ma być szczęśliwa, niech tak będzie.. Spakował papiery z powrotem do teczki, zabrał swoje rzeczy i wyszedł szybkim krokiem z mieszkania. Pokonał biegiem wszystkie schody i po chwili był już w swoim samochodzie. Odpalił silnik i wyjechał z parkingu.
   Stanął przed drzwiami mieszkania i zapukał kilka razy. Już miał rezygnować i odejść, ale zobaczył w progu niską brunetkę.
   - Marc? A co ty tutaj robisz? - zdziwiła się Ria.
   - Mogłabyś to przekazać ode mnie Camili? - Podał jej teczkę.
   - To jest to o czym myślę? - westchnęła, a on pokiwał głową. - Marc, wiesz, że to nie musi się tak skończyć.. Już raz ją straciłeś.
   - Ona tego chce..
   - Ona nie wie czego chce! - zawołała poirytowana Garrido.
   - Wyraziła się jasno - Piłkarz wbił wzrok w swoje buty. - Ria, powiedz mi jedno.. Jeżeli Thiago teraz by tutaj wrócił. Sam. Bez Julii. Dałabyś mu szansę?
   - Sam wiesz jak z nami było. Próbowaliśmy zostać przyjaciółmi, ale nie wypaliło i tak jest lepiej, ale z wami wcale nie musi być tak samo - powiedziała. - Thiago był moją pierwszą miłością, a ty Camili. Nie zawsze jest to trwałe, ale ja zawsze mocno trzymałam za was kciuki i będę trzymać.
   - Przekaż jej to - mruknął piłkarz, wskazując na teczkę w jej dłoniach. - Dzięki i do zobaczenia - rzucił i skierował się do windy. Ria miała cholerną rację, ale w tym momencie on już nic nie może.

  Było już późno kiedy powtórnie parkował samochód na parkingu pod swoim domem. Po wizycie u Rii pojechał do swojej rodzinnej miejscowości i spędził pół dnia z rodzicami i bratem, oczywiście nie wspominając ani słowem o tym co się teraz dzieje w jego życiu. Jednak Eric coś zauważył i pytał, ale piłkarz wszystkiemu zaprzeczał.
 Wszedł do klatki i zdziwił się, bo wpadł na Luisa, który właśnie schodził po schodach.
   - Trener tutaj? - zmarszczył brew.
   - Już myślałem, że cię nie zastanę. Możemy porozmawiać? - zapytał.
   - Jasne, chodźmy - odparł obrońca i pierwszy ruszył do swojego mieszkania. Zaprosił go do swojego mieszkania i zaproponował coś do picia, ale trener odmówił. - Coś się stało? - zapytał niepewnie Marc.
   - Bo chodzi o to.. - zaczął Luis. - Przypadkowo znalazłem u mojej córki dokumenty rozwodowe i to - Wyjął z kieszeni maleńki woreczek, a w nim złotą obrączkę. - Nie wie, że to zabrałem - wzruszył ramionami. - A ja po woli zaczynam się domyślać dlaczego Camila wtedy tak napierała na wyjazd do Stanów. Już nie mówię, że ten ślub był jakimś szaleństwem, nie mówię o tym, że jestem zawiedziony faktem, że nawet córka nie powiedziała mi, że się jej podobasz czy że coś do ciebie czuje.. Chcę zapytać o to, co się wtedy wydarzyło? Skrzywdziłeś ją?
   - Nigdy nie mógłbym tego zrobić - westchnął Marc i przejechał dłonią po twarzy. - Pokłóciliśmy się o to, że ja chciałem powiedzieć o nas wszystkim, a ona bała się reakcji pana i swojej matki. Później było już tylko gorzej.. O tym, że w ogóle chciała uciec, dowiedziałem się po fakcie. Chciałem by wróciła, ale ona nas przekreśliła. Teraz gdy wróciła, miałem nadzieję, że uda mi się ją znów do nas przekonać, ale zdałem sobie sprawę z tego, że ona naprawdę chce wyjść za tamtego - pokręcił głową. - I dlatego tak zareagowałem gdy trener ogłosił jej ślub.
   - I wcale ci się nie dziwię - podrapał się po głowie. - Pewnie byłoby podobnie, gdybym dowiedział się, że moja żona chce powtórnie wyjść za mąż. Powiedziałeś, że chciałeś ją przekonać. To znaczy, że nadal coś do niej czujesz?
   - Nie wiem.. Chyba. Gdy się pojawiła, wszystko w moim życiu wywróciło się do góry nogami, a teraz to już nie ma sensu, bo przedtem podpisałem te papiery i poprosiłem Rię, by przekazała je Camili.
   - Marc, jesteś dobrym chłopakiem. Szczerze przyznam, że przyszedłem tutaj z myślą, że to ty jej coś zrobiłeś, ale muszę przeprosić, bo tak naprawdę to ona tutaj namieszała - powiedział i wstał. - Tylko tyle chciałem wiedzieć - kiwnął głową i skierował się do wyjścia. Marc wtedy spojrzał na stolik, a którym została obrączka.
   - Hej, zostawił to trener - zawołał za nim.
   - Myślę, że powinna zostać u ciebie - stwierdził. - Dobranoc - dodał i wyszedł. Marc wtedy delikatnie wyjął pierścionek i dokładnie go obejrzał. Był taki sam jak jego, ale mniejszy. Wstał i podszedł do szuflady, w której trzymał przeróżne rupiecie. Wyjął z niej granatowe pudełeczko i do swojej obrączki, dołożył tą Camili. Przynajmniej one będą razem.
 Musiał przyznać, że bał się reakcji swojego trenera na to wszystko, ale okazało się, że Luis jest naprawdę w porządku facetem.
  Lucho wyszedł z budynku i odnalazł swój samochód pomiędzy mnóstwem innych. Wsiadł do niego i wyjechał do drogi. To wszystko nadal nie mieściło mu się w głowie. Jego córka w wieku osiemnastu lat wyszła za mąż i zaraz później uciekła, by ominąć odpowiedzialność. Nie spodziewał się tego po niej, ale jednak nadal była jego mała, ukochaną córeczką i musiał akceptować jej decyzje. Wcześniej, rozmawiając z nią, mówiła z entuzjazmem o ślubie z Hernandezem, ale do momentu jej przyjazdu do Barcelony. Pomimo tego, że zaprzeczała, miała wątpliwości i to spore. I w stu procentach przez to, że znów spotkała Marca..

   Siedziała przy toaletce i patrzyła w swoje odbicie. Jej włosy były upięte w wysoki kok, lecz kilka niesfornych loków było luźno wypuszczone. Jej makijaż nie był mocy, ale wyrazisty. Musiała przyznać, że wyglądała ślicznie. W końcu to był dzień jej ślubu i już za kilka chwil miała wyjść za Adriana. Wszyscy byli już w pałacyku, który cały wynajęty był na tę uroczystość. W pokoju, w którym się przygotowywała została tylko ona, jej dwie młodsze siostry oraz kuzynka, która była w wieku Siry.
   - Cami, wyglądasz prześlicznie - zawołała Xana i ucałowała starszą siostrę w policzek.
   - Dziękuję, słoneczko - uśmiechnęła się dziewczyna. - Miałabym do was prośbę. Mogłabym jeszcze chwilkę zostać sama?
   - Jasne, siostra - odpowiedziała automatycznie Sira, zabrała za rękę najmłodszą i wyszły zostawiając Camilę samą. Martinez wstała z krzesła i podeszła do okna, przez które było widać przyozdobiony taras, gdzie miała odbyć się ceremonia. Jedni siedzieli już na białych, poustawianych w rządkach krzesłach, a pozostali stali w grupkach rozmawiając ze sobą. Camila wróciła na krzesło przy toaletce i wyjęła z szufladki zgiętą kartkę. Powinna była ją rano dostarczyć z resztą dokumentów swojej pani prawnik, ale.. Rozwinęła ją i jeszcze raz spojrzała na niewielki podpis Marca w rogu kartki. Przejechała opuszkami palców po tym miejscu i nagle poczuła łzę na swoim policzku. Nie, nie mogła płakać. Nie teraz. Nie w takim momencie. Sama tego chciała, więc nie rozumiała skąd te łzy. I wtedy usłyszała ciche pukanie do drzwi, więc szybko wytarła mokry policzek.
   - Proszę - powiedziała, a drzwi się uchyliły i zobaczyła dwie sylwetki jej przyjaciółek wystrojonych w prześliczne sukienki.
   - Gotowa? - uśmiechnęła się Maite.
   - Wszyscy już czekają - dodała Ria.
   - Dziewczyny - zaczęła niepewnie. - Mogłybyście tutaj poprosić Adriana?
   - Co? Pan młody nie powinien cię widzieć w sukience przed ślubem! - zaprotestowała od razu Garrido.
   - Proszę.. Muszę z nim porozmawiać - mruknęła, a tamte tylko na siebie popatrzyły i kiwnęły głową. Wyszły z pomieszczenia i na tyle szybkim krokiem, na ile pozwalały im wysokie szpilki, zeszły na dół i wyszły na taras. Ria od razu podeszła do Adriana, który stał niedaleko księdza wraz ze swoim drużbą i szepnęła mu kilka słów na ucho, a Maite dosiadła się do swojego chłopaka, Sergiego z Coral oraz Ter Stegena, który przyszedł tutaj razem z Rią.
   - Mówię wam, coś się będzie działo - powiedziała przejęta, stukając nerwowo obcasem o podłogę. - Camila chce rozmawiać z Adrianem.
   - Serio? - zdziwił się Martin.
   - Gdzie wywiało Bartre? - Nagle przy nich pojawiła się Ria i usiadła na wolnym krześle pomiędzy Marciem i Coral.
   - Czmychnął w momencie, gdy przybiegły tu siostry Camili i mówiły do jakiejś ciotki, że Cami wygląda ślicznie w ślubnej sukience - wytłumaczył Sergi.
   - Mam co do tego bardzo mieszane przeczucia - Maite przygryzła wargę.
   - Przepraszam, ale co do tego wszystkiego ma Bartra? - zgłosił się młody Niemiec.
   - Może nie uwierzysz, ale jeszcze do wczoraj to Marc był mężem Camili - rzucił Montoya, a ten spojrzał zdziwiony na Rię, która przytaknęła i obiecała, że wyjaśni mu wszystko troszeczkę później.
  Meksykanin stanął przed drzwiami pokoju, w którym miała się przygotować jego przyszła żona i cicho zapukał. Nie ukrywał, że był nieco zaskoczony tym, że Camila poprosiła go jeszcze o rozmowę przed samym ślubem, Po chwili usłyszał ciche zaproszenie do środka.
   - Kochanie, wiesz, że nie mogę cię jeszcze teraz zobaczyć - zaśmiał się, wchodząc tyłem do pokoju.
   - Adrian, proszę byś się odwrócił - powiedziała. Jej ton głosu go wystraszył, ale posłusznie i wolno odwrócił się do niej przodem. Nie miała na sobie swojej białej sukienki, ale jeansy i luźną bluzkę, w których tutaj przyjechała.
   - Camila.. - spojrzał na nią zaskoczony. - Dlaczego..
   - Przepraszam cię, ale nie mogę za ciebie wyjść - wydusiła z siebie, ściskając w dłoni kawałek materiału swojej bluzki. - Nie byłam z tobą do końca szczera..
   - Zaraz, bo czegoś tutaj nie rozumiem.. Jak to nie możesz za mnie wyjść? Coś się stało? - podszedł bliżej niej.
   - Chciałam przyjechać wcześniej, bo musiałam coś załatwić - wyciągnęła do niego zgiętą kartkę. Wziął ją od niej i otworzył.
   - Rozwód? - zmarszczył czoło. - Chcesz powiedzieć, że masz już męża? - zapytał, a ona nieśmiało kiwnęła głową.
   - Adrian, ja naprawdę chciałam za ciebie wyjść i być z tobą. Myślałam, że tamten ślub był głupotą popełnioną lata temu, ale.. Wróciłam tutaj, spotkałam go i.. - pokręciła głową. Cała zaczęła drżeć, a łzy znów same zaczęły spływać po jej policzkach. Spuściła głowę, a po chwili poczuła jak Hernandez ją mocno przytula i gładzi po plechach. - Przepraszam, Adi, ale go kocham.

Zapraszam również do wzięcia udziału w ankiecie na mojej podstronie - klik

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział VII

  Cisza. Dla niektórych jest czymś kojącym, odnalezieniem spokoju, a dla innych irytacją. Cisza potrafi być też niezręczna, tak jak w tym przypadku.
 Spędzili cudowną wspólną noc, tak jak to było wcześniej, ale gdy zbudził ich poranek, żadne z nich nie wypowiedziało słowa. Wstali, ubrali się i rozstali. Dziewczyna zajęła łazienkę, a on wszedł do kuchni by przygotować kawę. Z jednej strony czuł typową męską satysfakcje po tak spędzonej nocy, ale z drugiej niepokój.. Co będzie dalej? Cami znów wpadnie mu w ramiona czy raczej zniknie by żyć długo i szczęśliwie z innym?
   - Marc, pójdę już - usłyszał jej cichy głos, gdy zamykała za sobą drzwi od łazienki.
   - Poczekaj - Zerwał się, odkładając puszkę z kawą na blat stołu. Dziewczyna stanęła w progu kuchni i oparła się o framugę. - Nie chcesz zostać na kawę, śniadanie? - zapytał, czując ogromną gulę, która podchodziła mu do gardła.
   - Marc, nie komplikuj tego jeszcze bardziej - westchnęła.
   - Nie będę nic komplikował - pokręcił głową i podszedł, stając naprzeciw niej. - Wiesz jaki wczoraj był dzień? - szepnął.
   - Tylko tyle? - Wywróciła oczami. Dobrze wiedziała o co mu chodzi. Bartra był jednym z niewielu facetów, których poznała w swoim życiu, który pamiętał o jakichkolwiek rocznicach czy urodzinach. - Tak, wiem - Spuściła wzrok.
   - To już pięć lat - powiedział cicho.
   - Naprawdę powinnam już iść - wymusiła na sobie lekki uśmiech i po prostu się odwróciła, kierując do wyjścia.
   - Camila! - zawołał za nią i złapał za nadgarstek. Teraz albo nigdy - pomyślał. Spojrzała na niego pytająco, mrużąc powieki. - Muszę ci coś powiedzieć.. - westchnął. - Nie chcę tym coś na tobie wymuszać, zrobisz jak naprawdę uważasz i co czujesz, ale nie mogę tego nadal dusić w sobie.
   - Marc, nie.. Proszę - jęknęła. W jej głowie przewijały się myśli, że zaraz usłyszy od piłkarza, że nadal ją bardzo kocha i ciągle myśli o nich, co mocno by w nią uderzyło.
   - Nie wiesz co chcę powiedzieć.. - ciągnął. - Posłuchaj. Od początku wiedziałem gdzie jesteś. Dowiedziałem się przez przypadek.. Pamiętasz o co mnie zapytałaś w nocy gdy przywiozłem cię pijaną tutaj? - zapytał, a ona pokręciła głową.
   - Pamiętam tylko jak wsiedliśmy do samochodu, dalej już nic - szepnęła.
   - Zapytałaś mnie o to dlaczego cię nie szukałem, nie przyjechałem i zabrałam z powrotem do domu by to naprawić.. Tydzień po twoim wyjeździe podsłuchałem rozmowę twojego ojca. Chłopakom powiedziałem, że jadę na kilka dni do rodziców, a im, że jadę z chłopakami na urlop. Naprawdę poleciałem do ciebie. Po dwóch dniach cię w końcu znalazłem i zobaczyłem jak się śmiejesz, rozmawiasz z nowymi znajomymi i jesteś szczęśliwa. Pomyślałem, że tego tak naprawdę chcesz. Moja cudowna intuicja mnie zawiodła, bo później miałem cholerne wyrzuty sumienia, że nie podszedłem i nie poprosiłem o rozmowę. Po prostu wróciłem, dając ci wolność - mówił.
   - Co? - wydukała z siebie. - Byłeś wtedy w Los Angeles? - zapytała z niedowierzaniem, a on skinął głową. - Jesteś największym kretynem jakiego znam! Idź do diabła, Marc! - zawołała i wybiegła z mieszkania. Chłopak został w miejscu, w którym stał i patrzył w stronę drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Camila. Jej słowa uderzyły w niego niczym kubeł z zimną wodą. Teraz już nie rozumiał kompletnie nic.. Myślał, że rozumie kobiety, ale w tym momencie zdał sobie sprawę, że się mylił.

  Zerwała się na nagły i głośny huk walenia do drzwi. Podniosła głowę i otworzyła zaspane oczy. Spojrzała w kierunku uchylonych drzwi, które wychodziły na wprost drzwi wejściowych do jej mieszkania. Niech zginie każdy, kto śmie ją budzić o tej porze w wakacje... - pomyślała i wygramoliła się z łóżka. Ciężkim krokiem udała się do wyjścia, zajrzała przez wizjer i otworzyła.
   - Zgiń.. - jęknęła sennie i od razu ruszyła w stronę kuchni.
   - Musimy pogadać! - powiedziała idąca za nią przyjaciółka.
   - Stało się coś? - Stanęła przy kuchennych szafkach, włączyła ekspres do kawy i spojrzała na Camilę.
   - Przespałam się z nim.. - powiedziała ciszej.
   - Z kim?! - Ria otworzyła szeroko oczy. - Przecież Adrian ma przylecieć dopiero dziś! Chyba, że.. Camila! Przespałaś się z Bartrą?! - zawołała i po chwili się wyszczerzyła. - Jak było?! - Aż usiadła obok Martinez. - Opowiadaj!
   - Ria, błagam cię! - Wywróciła oczami i na chwilę zamilkła po czym spojrzała wstydliwie spode łba. - Poszłam do niego, zaczęliśmy się kłócić o wszystko, a na końcu wylądowaliśmy w łóżku.
   - No wiesz.. - zaśmiała się Garrido. - Równo pięć lat temu też tak siedziałyśmy i opowiadałaś mi o waszej nocy poślubnej. Bujałaś wtedy w chmurach, mówiąc jak to było cudownie.
   - Bo było.
   - Mówisz o nocy poślubnej czy tej dzisiejszej? - Ria przekręciła głowę, a Camila zmierzyła ją wzrokiem. - Rozumiem, że mówisz o obu.. Więc może jednak powinnaś zostać tutaj? Zrezygnować ze ślubu?
   - Przecież cieszyłaś się z faktu, że mam Adriana i chcę z nim być!
   - No tak, ale teraz jestem przekonana, że nadal coś czujesz do swojego męża! Poza tym Marc nadal nic nie podpisał.
   - Nie zrezygnuję z Adriana. Nie kocham Marca i nie chcę go kochać.
   - To w końcu nie kochasz czy nie chcesz? To jest różnica, Cami. Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej - westchnęła.
   - Wiem, ale pozwól zrobić tak jak zaplanowałam. Chcę wyjść za narzeczonego, a z Marciem się rozwieść. Tak będzie lepiej - mówiła, a Ria tylko ciężko westchnęła. Ciszę przerwał dźwięk telefonu panny Garrido, na który przyszedł SMS. Wzięła go do ręki i przeczytała wiadomość, uśmiechając się szeroko do ekranu. - Z kim to znów od rana romansujesz? - zagadała szatynka.
   - Z kimś kogo wczoraj namówiłam by poszedł ze mną na ten twój ślub - zaśmiała się.
   - Ria?! To czemu nic mi nie mówisz? Kto to?
   - Bo przyszłaś i od razu zaczęłaś narzekać na Marca, który swoją drogą jest świetnym facetem.. Z wadami, trochę zagubionym przez to, że go zostawiłaś, ale świetnym.
   - Już się nie wymądrzaj, tylko mów kim jest ten chłopak.
   - Gdy Bartra zabrał cię z klubu, ja jakoś złapałam dobry kontakt z Marciem Ter Stegenem. Wczoraj wieczorem byliśmy w kinie, później na spacerze, a teraz się mnie pyta czy się wyspałam - mówiła zadowolona. - Jest słodki!
   - No, no - Camila poruszyła brwiami, ale po chwili spoważniała i ciężko westchnęła. - Wczoraj gdy widziałam się z Juanem, przez przypadek rzuciłam okiem na listę gości. Na samym końcu był dopisany Sergi, Marc i Martin. Podobno w niedzielę moja mama ich tam dopisała, a zaproszenia mają dostać dziś kurierem. Wiesz, że z Maite byłam umówiona, że nie dostaje zaproszenia ze względu na Martina, a ma przyjść. Teraz to wszystko wyszło na jaw przez ojca, który musiał się tym pochwalić przed drużyną - wywróciła oczami.
   - Twoja mama po prostu pomyślała, że jeżeli kiedyś byliście wszyscy przyjaciółmi, to trzeba ich zaprosić - Ria wzruszyła ramionami.
   - I jest jeszcze coś - Camila podparła głowę na ręce. - On wiedział od początku gdzie jestem i był tam, widział mnie, ale nie podszedł, bo chciał żebym była szczęśliwa - schowała twarz w dłoniach i poczuła na policzkach swoje słone łzy. Tak bardzo wtedy chciała by Marc coś zrobił, bo przecież kochała go na zabój. Nie wyobrażała sobie życia bez tego chłopaka, ale jednak miała go wtedy za tchórza, bo jej nie szukał, nic nie zrobił w tym kierunku, a teraz.. Teraz wiedziała, że jednak myliła się co do niego. Był tam i zobaczył maskę szczęśliwej bez niego Camili. Rozpłakała się na dobre, kiedy poczuła jak Ria ją obejmuje i gładzi po włosach. To wszystko było do kitu..

  Stała owinięta ręcznikiem przed dużym lustrem w pokoju przyjaciółki, rozczesując włosy, które przed chwilą skończyła suszyć. Nie miała już czasu na to by wrócić do domu, odświeżyć się i przebrać, jeżeli chciała zdążyć na lotnisko by odebrać Adriana i jego rodziców. Postanowiła, że tu weźmie prysznic, a Ria pożyczy jej jakieś ubrania.
   - Co pani sobie życzy, sukienka czy spodnie? - usłyszała głos dziewczyny, która weszła do pomieszczenia, przeżuwając końcówkę kanapki ze śniadania.
   - Jest mi to obojętne, naprawdę - mruknęła, a po chwili usłyszała jej cichy śmiech. Camila spojrzała na nią pytająco, a ta podeszła i odgarnęła kosmyk włosów z ramienia przyjaciółki. Zobaczyła dwa niewielkie i ciemne ślady, jeden na swojej szyi, a drugi odrobinę niżej.
   - Chyba jednak coś z kołnierzykiem - zaśmiała się Garrido i odeszła do swojej szafy. Camila nadal przypatrywała się z niedowierzaniem pamiątką po dzisiejszej nocy spędzonej z Marciem.
   - Zabiję go.. - jęknęła Cami. - Jak ja to teraz zamaskuje?
   - Oznaczył teren - uśmiechnęła się Ria. - Na razie zamaskujesz to tym - Przewiesiła przez oparcie krzesła białą bluzkę z kołnierzykiem golfu z cienkiego materiału i czarne rurki. - Dasz sobie radę - Poklepała ją po ramieniu i wyszła z sypialni.
  Camila wyszła z budynku elegancko ubrana i wsiadła do taksówki, podając kierowcy kurs na lotnisko El Prat. Cała droga się jej za bardzo dłużyła, a przede wszystkim wtedy, gdy niedaleko lotniska utknęli w niedużym korku. Już myślała, że nie zdąży, ale do budynku wpadła w momencie, kiedy miły, damski głos oznajmiał przez głośniki, że samolot z Los Angeles właśnie wylądował. Martinez odetchnęła z ulgą i już wolnym krokiem udała się do miejsca, gdzie oczekuje się na przyjezdnych. Stanęła przy rozstawionej barierce obok jakiegoś starszego małżeństwa i wbiła wzrok w szklane, rozsuwane drzwi. Myślała o ślubie i Adrianie, o tym, że nie była z nim od początku szczera. Może jednak powinna mu powiedzieć na samym początku o tym, że ma męża. Teraz pewnie byłby tu z nią i razem walczył z Marciem o ten głupi podpis. Nie byłaby tu sama, a co najważniejsze, nie zdradziłaby go.. W jednej chwili poczuła się okropnie, tak jakby nie znała w ogóle samej siebie. I przestała sobie ufać.. Więc jak przyszły mąż ma jej zaufać?
  Z rozmyśleń wyrwały ją radosne głosy ludzi wokół niej. Spojrzała przed siebie i zobaczyła pierwszych, którzy przechodzili przez rozsuwane drzwi razem ze swoimi bagażami. Do małżeństwa obok których stała, podbiegła młoda dziewczyna. Zapewne córka. Przez przejście przeszło jeszcze kilka osób i dopiero po chwili zobaczyła trójkę Meksykanów - Adriana i jego rodziców. 
 Uśmiechnęła się w ich kierunku i natychmiastowo dostała taką samą odpowiedź. Nie minęło kilka chwil, a młody chłopak stał już przy swojej narzeczonej i mocno ją do siebie przytulał, powtarzając, że bardzo się stęsknił i nie mógł się doczekać przyjazdu. Później Camila przywitała się z państwem Hernandez i wyszli z lotniska, złapali dużą taksówkę i udali się do eleganckiego hotelu, w którym mieli się zatrzymać goście oraz Hernandezowie. 

   Kolacja z rodzicami przebiegła bez żadnych niespodzianek. Najpierw całą szóstką rozmawiali o ślubie, a później ojcowie wdrążyli się w swoje tematy, a matki w swoje. W tym wszystkim tylko jedna rzecz zastanawiała Camilę, a mianowicie - jej ojciec. Dziwnym było to, że od czasu do czasu wydawał się bardzo zamyślony i co chwila zerkał na nią, a zaraz na Adriana. Może po prostu miał męczący dzień.. 
  W pewnym momencie, gdy zauważyli, że raczej już są tam zbędni, pożegnali się z rodzicami i wyszli na piętro do wynajętego pokoju chłopaka. 
 Camila podeszła do stolika, na którym stały szklanki i dzbanek z wodą. Nalała sobie trochę i podeszła do okna, a po chwili poczuła na swojej talii dłonie narzeczonego, który się do niej przytulił. 
   - Wiesz co.. Miałem ci to dopiero powiedzieć po ślubie, ale jednak to zrobię to teraz - uśmiechnął się cwaniacko. 
   - Co takiego? - spojrzała na niego. 
   - Nasz opóźniony przyjazd wiązał się z prezentem dla nas od ojca - Oparł głowę o jej ramię. - Wiem, że kochasz to miejsce, więc ojciec postanowił otworzyć tutaj filię i przekazać mi zarządzanie nią. Co oznacza, że możemy się tutaj przeprowadzić - uśmiechnął się. Czy dobrze zrozumiała? Adrian chce tutaj zamieszkać? W Barcelonie? W tym samym mieście, w którym mieszka Marc? W jej planie był rozwód, ślub i powrót do LA.. Najbardziej na świecie chciałaby tu znów mieszkać, ale nie w zaistniałej sytuacji. Miałaby tutaj spokojnie żyć, mając tuż obok jej pierwszą wielką miłość? - Nie cieszysz się? - Zmarszczył brew. 
   - Nie no.. Oczywiście, że się cieszę! - odwróciła się przodem do niego i mocno przytuliła. - Przeprowadziłbyś się tutaj dla mnie? 
   - Oczywiście, w końcu będziesz moją żoną - zaśmiał się cicho. - A dla mojej żony, wszystko! - dodał, a ją coś zakuło. Adrian to wspaniały mężczyzna, a ona czuła się okropnie. Okłamuje go, zdradza.. Coś jeszcze? - Zostaniesz na noc? - szepnął niskim tonem wprost do jej ucha. I co w tej sytuacji miała zrobić? 
   - Aż tak się stęskniłeś? - zachichotała. 
   - Bardzo, bardzo! Nie widziałem cię półtora tygodnia! 
   - Więc poczekasz jeszcze te dwa dni do ślubu - puściła do niego oczko. - Bezpieczniej będzie jeżeli wrócę z rodzicami do domu - uśmiechnęła się lekko. 
   - Na pewno? - zapytał z miną zbitego psa. 
   - Na pewno - dodała i ruszyła w stronę wyjścia. 
   - Jesteś dla mnie okropna! 
   - Wiem - zaśmiała się i wyszła, a gdy była już na korytarzu, mogła odetchnąć z ulgą. Musiała przy nim udawać wielce szczęśliwą, a tak naprawdę bała się, że to wszystko może trafić szlak. Zeszła na dół, kiedy przy recepcji Hernandezowie żegnali się z Luisem i Eleną. 
   - Wracasz? Myśleliśmy, że zostaniesz z Adrianem - zdziwiła się jej matka. 
   - Ma racje - zaśmiał się ojciec jej narzeczonego. - Kiedyś to rodzice pilnowali by młodzi nie widzieli się przed ślubem, a teraz sami wiedzą, że wszystko będzie później lepiej smakować - dorzucił, po czym oberwał w ramię od swojej małżonki. - No co? Wszyscy tu jesteśmy dorośli. 
   - No dobrze, w takim razie my już będziemy uciekać. Dobranoc - powiedział trener i całą trójką wyszli z hotelu. Parkingowy akurat podstawił ich samochód. Mężczyzna usiadł za kierownicą, a Elena usiadła z tyłu, bo rozdzwonił się jej telefon i nie chciała przeszkadzać wszystkim, siedząc z przodu i plotkując ze swoją siostrą, więc to Camila usiadła obok swojego ojca. Zapięła pasy i oparła głowę o szybę, przyglądając się przemijającym budynkom. - Malutka, wszystko w porządku? - zapytał Luis. 
   - Tak, tato. Wszystko w porządku - westchnęła i posłała mu wymuszony uśmiech.

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział VI

 Przeglądając się w lustrze, poprawiła swoje włosy i wygładziła dół jej ulubionej czerwonej sukienki. Usiadła na rogu łóżka i ubrała płaskie sandałki, a za chwilę przewiesiła przez ramię niewielką torebkę. Wyszła z pokoju i zeszła szybkim krokiem na dół, kierując się od razu do kuchni, gdzie przebywała właśnie cała jej rodzina. Ojciec siedział z gazetą przy stole, a obok niego młodszy brat Camili oraz najmniejsza z sióstr, a starsza oraz matka, nakrywały do śniadania.
   - Cześć wszystkim - wpadła do pomieszczenia z uśmiechem, zabierając ze stołu kromkę chleba i plasterek szynki. - I od razu uciekam - powiedziała i odgryzła kęs kanapki.
   - Jak to? Nie usiądziesz z nami i nie zjesz? - zapytała pani Cullell.
   - Śpieszę się, bo jestem umówiona z Juanem, by potwierdzić wystrój sali na ślub - Przełknęła kawałek chleba.
   - To nic, siadaj i zjedz spokojnie - powiedział trener. - Pięć minut w tą czy w tamtą stronę.. - Wzruszył ramionami, czym rozśmieszył najstarszą córką. Dziewczyna usiadła na wolnym krześle i na spokojnie kończyła jeść.
   - Już! - zawołała, gdy skończyła i popiła sokiem pomarańczowym. Wstała i ucałowała kolejni każdego członka rodziny. Uciekła jeszcze zanim jej matka zdążyła zaprotestować.
   - Niech idzie - zaśmiał się Luis. - To w końcu jej ślub - dodał.
   - Racja - westchnęła Elena. - Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy my się pobieraliśmy - dodała.
   - Zebrało się na wspominki? - zaśmiał się młody Pacho.
   - To źle? Sam się kiedyś zakochasz i będziesz się chciał ożenić - Matka pokiwała mu palcem przed nosem.
   - Jeszcze pójdzie w ślady taty i najpierw zmajstruje dziecko, a dopiero po sześciu latach zdecyduje się na ślub - zaśmiała się nastoletnia Sira i odłożyła talerz do zmywarki. - No, a potem jeszcze kolejną trójkę - dorzuciła. - Ja też już uciekam, bo umówiłam się z koleżankami - powiedziała i wyszła z kuchni.
   - Gdzie to się tak wycwaniło? - Mężczyzna pokręcił głową i spojrzał jeszcze na pozostałą dwójkę swoich dzieci, które ze smakiem jadły śniadanie. - Eleno, ty ostatnio chyba obiecałaś pożyczyć jakąś książkę z przepisami żonie Moreno..
   - No tak. Takie szczęście, że żony twoich asystentów, tak samo jak ja, lubią gotować.
   - Dobrze, tylko później to mnie ciągle o tym mówią - zaśmiał się były piłkarz. - Gdzie ją masz? Bo też za chwilę będę się już zbierał. Trzeba dziś dać w kość chłopakom, bo za dobrze im ostatnio.. - westchnął i wstał od stołu. 
   - Powinna być w pokoju Camili, taka duża, czerwona - odpowiedziała jego żona i zabrała gazetę, którą czytał wcześniej. Kiwnął głową i ruszył schodami na górę. Zabrał swoje rzeczy z sypialni i zajrzał do pokoju córki. W jednym kącie stał olbrzymi regał, cały wypełniony przeróżnymi książkami. Czasami nawet jej pokój był nazywany ich domową biblioteczką. Pomimo tych wszystkich przeprowadzek, dom w Barcelonie zatrzymali, bo w końcu to w nim wychowywali się ich dzieci. Dla każdego z nich coś znaczył, a poza tym, tak jak się spełniło, zawsze mogli tu wrócić, więc większość w tym domu, na przełomie lat, wcale się nie zmieniła. 
 Mężczyzna stanął przed półką i przejrzał ją wzrokiem z góry na dół i od lewej do prawej. W końcu wypatrzył książkę w grubej i czerwonej oprawie, jak opisywała Elena. Pech chciał, że właśnie na niej, leżały sobie jeszcze dwie inne książki, teczka i stosik jakichś papierów. Chciał ją wyciągnąć tak, by nic nie zepsuć, ale nie udało się, bo cała reszta runęła na podłogę. Luis zaklną sobie pod nosem, odłożył książkę z przepisami na stolik i zabrał się za sprzątanie wyrządzonego przez niego bałaganu. Idealnie ułożył książki, a gdy schylił się po raz drugi, coś przykuło jego uwagę. Teczka, która spadła na podłogę, otworzyła się i jej zawartość wylądowała na dywaniku. Prócz kilku kartek, leżał tam maleńki, zatrzaskowy woreczek, w którym był pierścionek, a właściwiej to raczej obrączka. Wyjął ją delikatnie i dokładnie sobie obejrzał. Delikatna. Złota. Z grawerem od wewnętrznej strony - "Para Siempre* 26.08.2009". Nie miał zielonego pojęcia kogo ona była i co to była za data.. Podnosząc i zerkając na jedną z kartek, po woli zaczął rozumieć o co chodziło. 
 Powódka: Camila Martinez Cullell zamieszkała w Los Angeles. 
Pozwany: Marc Bartra Aregall zamieszkały w Barcelonie. 
Powódka wnosząca o rozwiązanie małżeństwa zawartego 26 sierpnia 2009 roku w Urzędzie Stanu Cywilnego w Barcelonie.
  Nie mógł uwierzyć w to co widział. To znaczyło, że jego mała córeczka już raz wyszła za mąż, a teraz chce to jakoś rozwiązać i to jeszcze ze swoim dawnym przyjacielem, a teraz piłkarzem jej ojca? "Przyjacielem" - tak przynajmniej przedstawiała Marca wszystkim dookoła.. Nagle usłyszał, że ktoś wchodzi po schodach na górę, więc w panice spakował papiery oraz obrączkę do teczki i odłożył na miejsce, w momencie gdy w pokoju pojawiła się jego żona. 
   - Znalazłeś? - Uśmiechnęła się. 
   - Tak - odparł i wziął do ręki książkę. - W końcu ją dostanie i nie będę wysłuchiwał - zaśmiał się i ucałował swoją żonę. - Uciekam, pa - puścił do niej oczko i wyminął, opuszczając pomieszczenie, a chwilę później swój dom. I co miał teraz z tym zrobić? Powinien siedzieć cicho, jakby tego nie zobaczył czy porozmawiać z córką? 

  Dziewczyna pożegnała się przyjacielem swojego narzeczonego i wsiadła do taksówki. Odjeżdżając, wpatrywała się w stary, ale piękny pałacyk pod Barceloną, w którym miał odbyć się jej ślub i wesele. Spędziła tutaj większość dnia na sprawdzaniu wszystkiego, wyborze kolorów obrusów, serwetek i kolorów kwiatów. Pomimo wszystkiego, robiło się to już męczące. Był wtorek, w środę przylatywał Adrian, w piątek popołudniu mieli się pobrać, ale.. Ale wielmożny pan Bartra nadal nie podpisał potrzebnych dokumentów. W tym momencie zaczynało to już jej działać na nerwy i to poważnie. Marc robił jej na złość i nie wiedziała czy on ma z tego ubaw, bo ona na pewno nie.. 
  W czasie jazdy poprosiła kierowcę by zmienił kierunek i wskazała mu adres apartamentowca Bartry. Musiała z nim porozmawiać po raz kolejny, ale tak już naprawdę na poważnie, z pozytywnym dla niej skutkiem. 
 Zapłaciła za kurs i wysiadła z samochodu. Przeszła kawałek chodnikiem, a później weszła do budynku. weszła do windy wraz z jakąś starszą panią, z którą wymieniła krótki uśmiech i wyjechała na odpowiednie piętro. Stanęła przed drzwiami do mieszkania piłkarza i zapukała dwa razy. Tym razem nie musiała się sama wpraszać, bo otworzył jej gospodarz, wywracając oczami, ale jednak wpuścił ją do środka. Weszli do dużego pokoju. Marc podszedł do okna i oparł się o parapet, a ona została zaraz przy wejściu do pomieszczenia. 
   - Mam nadzieję, że podpisałeś dokumenty - mruknęła, a on skrzyżował ręce na piersi i pokręcił przecząco głową. - Marc, proszę cię.. Powinnam to już oddać swojej prawniczce. 
   - Ale o co ty mnie prosisz? - zakpił. - O to bym zwrócił ci twoją wolność? Czy o to bym szybko się z tym uwinął, by twój narzeczony się o wszystkim nie dowiedział? 
   - Przestań - powiedziała. - Załatwmy to szybko i bez stwarzania dodatkowych problemów, dobrze? - westchnęła. 
   - Dodatkowe problemy, tak? - powtórzył z nutką goryczy w głosie. - Czyli jestem dodatkowym problemem, tak mam to rozumieć? - przymrużył delikatnie powieki i po woli zaczął się do niej zbliżać. - Po jednej sprzeczce zwątpiłaś we wszystko, odpuściłaś i wyjechałaś, a teraz to mnie nazywasz problemem? 
   - Nie. Po prostu chcę byś dał mi ten pieprzony rozwód! - syknęła przez zęby. 
   - Oboje byliśmy wtedy młodzi, głupi, zakochani.. Z resztą chyba - zaśmiał się pod nosem. - Wiadomo, że każdy z nas chciał spędzać czas w swoim towarzystwie. To normalne, ale można było to jakoś ze sobą pogodzić - wzruszył ramionami. - Powiedzieliśmy sobie, że chwilę odczekamy zanim powiemy rodzicom o ślubie. Minął miesiąc. Ja byłem gotowy, ale ty nadal bałaś się reakcji matki i ojca. Raczej to ja powinienem wtedy zgrać wielce obrażonego - mówił, a ona zaczynała czuć w gardle nieprzyjemny ścisk. - Pokłóciliśmy się o wyjawienie prawdy i o jeden durny wieczór, który każdy chciał spędzić inaczej. Wiem, że w nerwach powiedziałaś, że ten ślub to faktycznie było szaleństwo i czysta głupota.. Chyba, że faktycznie tak wtedy pomyślałaś? - wbił w nią wzrok. - Do jasnej cholery! - wybuchnął. - Odpuściłaś i przekreśliłaś wszystko na starcie. Zadecydowałaś za nas oboje o przyszłości i uciekłaś, nie dając żadnych szans na odbudowanie tego i wytłumaczenie - krzyczał. - Teraz tak po prostu mam ci to podpisać i odpuścić, kiedy wiem, że to nie da mi spokoju? - dorzucił, a ta spuściła głowę. To wszystko było prawda, a ona najbardziej bolała. Bartra w końcu nazwał wszystko po imieniu i przypomniał jej dosadnie o wszystkim. - Nic nie mówisz? - szepnął. Nastała chwila krępującej ciszy. Ona wpatrywała się w podłogę, szukając w głowie jakiejkolwiek odpowiedzi, a on patrzył na nią, obserwując jej każdy najmniejszy ruch. Był na nią zły, ale też i nie był. Nadal bardzo ją kochał, a wcale tego już nie chciał. Sam już nie wiedział co ma czuć i co jest odpowiednie. Miał ją w tym momencie przed sobą i chciał mocno do siebie przytulić, a co najważniejsze usłyszeć, że już wszystko będzie dobrze. Ta piękna i cudowna dziewczyna kiedyś była jego i tylko jego, a noc po ślubie była ich prawdziwą pierwszą wspólną nocą, kiedy dziewczyna przeżywała swój pierwszy raz. Tak bardzo chciał ją teraz pocałować, przypomnieć, że dziś mija dokładnie pięć lat odkąd złożyli swoje przysięgi. 
 Nie wiedział jaka będzie jej reakcja, ale po prostu każda cząsteczka jego ciała krzyczała do niego, by to zrobił, więc nagle ujął jej twarz w dłonie i nie czekając na jakikolwiek jej ruch, połączył ich usta w jedno. Poczuł tą samą słodycz i ciepło co wtedy, ale.. To wszystko przerwał siarczysty policzek, który wymierzyła mu Camila. Oderwał się od niej i spojrzał na jej twarz. Teraz płakała. Po jej policzkach spływały łzy, a ona sama zaczęła się trząść. Jednak zobaczył coś w jej oczach, coś czego myślał, że już nie zobaczy. Widział zarówno strach, jak i pożądanie. 
 Przybliżył się jeszcze odrobinkę i niepewnie położył dłonie na jej talii. Schylił głowę, delikatnie dotykając czubkiem swojego nosa jej nos. 
   - Mogę cię pocałować? - szepnął prawie bezdźwięcznie. Rozpłakana dziewczyna uniosła lekko oczy by móc zobaczyć jego skruchę i troskę na twarzy. Czuła to samo co on. Jego bliskość działała na nią jak hipnoza. Coś niebezpiecznego, ale pożądanego. W jednej sekundzie jakby zapomniała o całym otaczającym ją świecie i pokiwała lekko głową, a po chwili znów poczuła jak ich wargi się złączają. Jego miękkie usta pieściły jej niczym kojący balsam. Przyszła tutaj po rozwód, a w tym momencie stała na środku pokoju, całując się ze swoim jeszcze mężem i co najgorsze, nie chciała tego przerwać. To wszystko wywołało u niej wspomnienia. Ich pierwsza randka, pocałunek, wypowiedziane na głos słowa "kocham cię", wspólnie spędzone chwile, miłość, ślub i pierwsza wspólna noc, którą uważała za tę magiczną. 
 Zsunął dłoń na jej udo, podciągając lekko sukienkę do góry, licząc się z tym, że zaraz znów oberwie. Jednak to się nie stało, co mile go zaskoczyło. Poczuł jej maleńkie dłonie, które wsuwały się pod jego koszulkę, dotykając mięśni i torsu. Bez namysłu zdjął z siebie i rzucił w kąt, a jego dłonie powędrowały do zamka sukienki na plecach Martinez. Rozsunął go bardzo po woli, a później dotykając delikatnie opuszkami palców jej ramiona, zsunął ramiączka, a sukienka w sekundzie wylądowała na podłodze. 
 Przyciągnął ją bardziej do siebie, czując jej ciepłe, drżące ciało. Znów zjechał dłońmi na jej uda i ją podniósł, a ona od razu oplotła go nogami w pasie, nie przerywając całowania chłopaka. 
 Czuli jak oboje rozpalają w sobie ten płomień namiętności, podniecenia i pragnienia poprzez dotykanie siebie i całowanie. 
 Niosąc ją, wolno skierował się do korytarza i później do swojej sypialni, w której od razu ułożył ją na granatowej, satynowej pościeli i zaczął obdarowywać pocałunkami jej szyję, obojczyk, biust przy krawędziach stanika i brzuch. Oddechy obojga zaczynały przyśpieszać, krew w żyłach pulsować, a zdrowy rozsądek został wypędzony przez wszystkie inne emocje. Ich ręce zaczęły wędrować po całych ciałach, próbując jakby w panice pozbywać się reszty ubrań i bielizny. Pożądanie wzięło górę nad wszystkim, zwłaszcza wtedy gdy znów poczuli się jedną całością, tak jak kiedyś, gdy nie liczyło się dla nich nic innego - tylko oni. 

"Miałem nie dzwonić nigdy już 
Chciałem na zawsze Cię zapomnieć 
Sam już nie wiem skąd ten ból 
Nie umiem znaleźć słów 
Przyśniłaś mi się znów 
Myślałam, że nauczę się 
Bez Ciebie szukać swego szczęścia 
Nie chciałam kochać, bałam się 
Że skończy się ten sen 
Nic nie mów, przytul mnie 
Spragniona Twoich ciepłych ust 
Spragniony Twoich pięknych dłoni 
W ramionach Twoich wpadam w trans 
Z Tobą niczego się nie boję 
Spragniona Ciebie 
Czasem się robi głupi błąd 
Czasem coś powie się za szybko 
Miłość rozbija się jak szkło 
Nie rańmy się już ją 
Rozpłyńmy się w tę noc 
Spragnieni swoich ciepłych ust 
Spragnieni swoich czułych dłoni 
W ramionach Twoich wpadam w trans 
Z Tobą niczego się nie boję"**

 Leżała z głową na jego odsłoniętym brzuchu, czując jak delikatnie unosi się i opada. Mocno ściskała w dłoni kraniec kołdry, którą byli prowizorycznie okryci. Czuła jak jego palce ciągle gładzą jej nagie ciało, pobudzając przy tym jej wrażliwe i czułe miejsca. Chciała czuć coś.. Cokolwiek. Nienawiść do siebie za to, że zdradziła Adriana. Nienawiść do Bartry za to, że tak to spotkanie się potoczyło, ale.. Nie czuła nic. To był taki błogi spokój, który od dawna był jej obcy. Było to coś, czego pewnie długo nie zapomni i zapewne będzie u niej wywoływać rumieńce na policzkach oraz wyrzuty sumienia. To był ten sam Marc, który dobrze ją znał, znał jej ciało, potrafił być jednocześnie delikatny, porywczy, nieobliczalny. Taki jej dawny perfekcjonista i to nie tylko pod tym względem. 
   - Mogę o coś zapytać? - usłyszała jego szept. 
   - Tak? 
   - Tylko odpowiedz mi szczerze - zaczął. - Dlaczego wtedy wyjechałaś? - zapytał, bawiąc się kosmykami jej włosów. 
   - Przestraszyłam się - szepnęła. - Myślałam, że to się nie uda i skorzystałam z okazji wymiany studenckiej - westchnęła. Marc nie odpowiedział na to nic. Chciał po prostu znać odpowiedź. I poznał. 
   - Zostań do rana - powiedział i podciągnął ją do góry, tak by zaleźli się twarzą w twarz. - Proszę - szepnął, gdy była już obok. Nic nie odpowiedziała. Jedynie schowała głowę w zagłębieniu jego szyi i przymknęła powieki, mocno wtulając się w jego tors. Było tutaj tak spokojnie i bezpiecznie. 

* - z hiszp. na zawsze
** - piosenka Waldemar Goszcz - Spragnieni

I jak tu się takiemu nie oprzeć? 
To jest zdecydowanie mój ulubiony rozdział! 

piątek, 24 października 2014

Rozdział V

 Czasami zdarza się coś takiego w życiu człowiek, że wszystkiego mu się odechciewa. Traci chęć do wszystkiego, co wcześniej sprawiało mu radość i zapewniało rozrywkę.
 Tak w tym momencie czuł się Marc. Nigdy nie myślał, że ponowne pojawienie się Camili i informacja o chęci jej ponownego zamążpójścia sprawi, że ten poczuje się jakby ktoś wylał mu na głowę wiadro zimnej wody.
  Siedział na kanapie w swoim salonie z nogami wyłożonymi na stoliku, z pilotem w dłoni i znudzony przerzucał kanałami. Mógł tak w nieskończoność, ale pewnie i tak nie znalazłby nic, co mogłoby go zainteresować. W pewnym momencie usłyszał dźwięk połączenia Skype, więc spojrzał na ekran laptopa, który stał obok niego. Dzwonił jego przyjaciel, który rok wcześniej zmienił klub i wyprowadził się z Barcelony. Bartra wyłączył telewizor i zabrał laptop na kolana.
   - Cześć, stary. Jak tam? - Od razu zobaczył przed sobą twarz starszego Alcantary.
   - Jakoś leci - Kiwnął głową. - A u ciebie?
   - Też. Julia wyszła z jakimiś koleżankami, więc ja siedzę w domu - Wzruszył ramionami. - Wyglądasz jakbyś cały dzień góry przenosił albo był nie w sosie.. Tak w kość daje wam "stary nowy" trener? - zaśmiał się.
   - Było zostać to byś się przekonał - odparł zaczepnie.
   - Wiesz, zrobiłem miejsce młodszym - uśmiechnął się.
   - Staruszek się odezwał - Marc prychnął żartobliwie. - A tak na serio.. Rozmawiałeś ostatnio z kimś stad?
   - Wczoraj z Rafinhą, ale.. Marc, stało się coś? - zmarszczył czoło.
   - Camila wróciła - powiedział cicho. - I chce bym podpisał papiery rozwodowe by wyjść za jakiegoś dzianego gogusia..
   - Więc czemu tego nie zrobisz?
   - Nie wiem.. Nie chcę - Przejechał dłonią po twarzy.
   - Wiesz.. Może tak naprawdę nadal coś do niej czujesz i gdy teraz wróciła, nie chcesz jej znów stracić? Wiem, że mówiłeś mi coś całkiem podobnego gdy na wakacjach spotkałem Rie, ale wiesz...
   - Co wiem? To nie jest to samo, Thiago. Po pierwsze, ty zostawiłeś ją dla blondyny, a ja z Cami się pokłóciliśmy, a po drugie, wy byliście ze sobą znacznie dłużej.
   - Marc, nie mówimy o mnie, a o tobie.. - westchnął zawodnik Bayernu. - Może spróbuj z nią jeszcze porozmawiać?
   - Jest zdecydowana co do tego wszystkiego i... - nie skończył, bo usłyszeli otwierające się drzwi do mieszkania Marca i po chwili weszli, a właściwie wtargnęli, Sergi z Martinem.
   - Zbieraj tyłek i wychodzimy - zawołał Roberto na powitanie.
   - I nie ociągaj się, bo udało mi się przekonać mamę Maite by została z Dylanem, bo ta poszła gdzieś z dziewczynami.. - dodał Montoya.
   - To z nim jest aż tak źle, że to dwaj najwięksi domownicy muszą go wyciągać? - zdziwił się Thiago.
   - O, siema - zareagował Sergi i od razu usiadł obok Marca. - Wyobraź sobie, że zawsze narzekamy na niego gdy wychodzi w tango i ląduje za każdym razem z inną laską w łóżku, ale teraz, taki przymulający jest jeszcze bardziej wkurzający - zwrócił się do kamerki.
   - Więc trzeba coś z tym zrobić - dorzucił lewy obrońca.
   - I tu się z wami zgadzam, chłopaki - zaśmiał się pomocnik. - Słyszałeś, Marc? Masz z nimi iść - pokiwał palcem.
   - A jeżeli nie chcę? - Bartra wywrócił oczami.
   - To weźmiemy cię siłą - powiedział Sergi całkowicie poważnie.
   - Dobra, to dajcie mi pięć minut - pokręcił głową, odłożył laptop i skierował się do swojego pokoju.

 Bawiły się świetnie. Wyszły do klubu, zamówiły drinki i wirowały we trzy na parkiecie. Czasami nawet pojawiali się panowie, które zauważywszy trzy rozbawione dziewczyny, porywali je do tańca. Maite wtedy powtarzała przyjaciółkom po milion razy by nie wspominały o tym Martinowi, bo zaraz mruczałby coś sobie pod nosem. Krótko mówiąc, byłby zazdrosny. Na całe szczęście dwie pozostałe miały z tym spokój, bo w końcu Ria była sama, a narzeczony Martinez jest na innym kontynencie.
 Maite z Rią tańczyły niedaleko ich stolika, a Camila kawałek dalej razem z jakimś brunetem, który kilka chwil wcześniej porwał ją na środek parkietu. W pewnym momencie Dominguez poczuła czyjeś dłonie na swojej talii i automatycznie się odwróciła z zamiarem uderzenia w twarz tego oto zuchwalca. I zrobiła to, a po chwili otworzyła szeroko oczy i zakryła buzię dłonią. Usłyszała śmiech Rii za sobą i dwóch towarzyszy poszkodowanego.
   - No jakby nie patrzeć, prawidłowa reakcja - powiedział trochę zaskoczony, rozmasowując obolały policzek.
   - Matko, Martin, przepraszam! - jęknęła, ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała. - Tak właściwie, co wy tutaj robicie? - zapytała, gdy całą piątką ruszyli do stolika. - Mogłeś powiedzieć, że też chcesz wyjść.
   - Przejmuję całą winę. To ja nagle go wyrwałem, bo stwierdziłem, że trzeba naprawić tego oto człowieka - Sergi wskazał na Marca.
   - Ej, wcale nie trzeba mnie naprawiać! Wszystko ze mną w porządku.. - powiedział i zajął miejsce przy samym krańcu narożnika.
   - Tak, szczególnie gdy siedzisz w domu i się dobijasz z jasnego powodu - mówił Roberto. - A właśnie, gdzie macie Camilę?
   - Tańczyła tam gdzieś dalej - odparła Maite i oparła głowę o ramię swojego faceta. - Miałeś szczęście, że moja mama jest u nas i została z Dylanem.. I wiesz co? Jestem pijana, więc ty dziś nie przeginaj - pokiwała mu palcem przed nosem.
   - Dobrze - zaśmiał się. - Jak chłopaki przyjdą to nadgonią za mnie - dodał.
   - O, a kogo jeszcze namówiliście do ratowania Bartry? - zapytała Ria i dopiła resztę swojego drinka.
   - Namówiłem Ter Stegena, Rafinhę no i obu Jordich - odparł pomocnik.
   - A dzwoniłeś po Coral? - Ria spojrzała na niego.
   - Nie, bo to miał być męski wieczór, a poza tym i tak jest u rodziców, a czemu pytasz?
   - W takim razie nie będzie miała mi za złe, kiedy wypożyczę sobie ramienia jej chłopaka, a mojego starego przyjaciela - westchnęła i oparła głowę o niego. - Zdecydowanie za dużo wypiłam - jęknęła.
   - Właśnie widzę - Martin wskazał na wszystkie puste szklanki na stoliku. - Dużo tego.
   - E tam, kelnerka już połowę zabrała - Ria machnęła ręką, a panowie popatrzyli po sobie.
   - To teraz się przyznać, która wypiła najwięcej? - zaśmiał się Roberto.
   - Camila - odpowiedziały równo dziewczyny.
   - Dziś sobie nie szczędziła - powiedziała uśmiechnięta Garrido i spojrzała kątem oka na Bartrę.
   - Wybaczcie na chwilę - mruknął Marc, w końcu się odzywając. Wstał i przedzierając się przez tłum ludzi, skierował się w stronę toalet. Nie miał dziś ochoty na wielkie imprezowanie, ale wyszedł z chłopakami dla świętego spokoju. Wiedział, że gdzieś tu kręciła się Cami i to chyba jeszcze bardziej go dobijało. I nagle jak na złość zobaczył drobną szatynkę przy barze, która śmiała się z jakimś gościem. Zapewne tym samym o którym mówiły wcześniej dziewczyny. Chciał przejść obok i po prostu oddalić się w swoim kierunku, ale nogi jakby same poprowadziły w stronę baru.
   - Marc! - usłyszał jej głos i zobaczył jej słodki uśmiech, w którym tak bardzo kochał się zatracać. Podszedł bliżej i stanął przy nich. - Marc, wyobraź sobie, że na tym świecie istnieją jeszcze porządni ludzie.. - zaczęła. - Jestem naprawdę pijana, niektórzy pewnie chcieliby to wykorzystać, a taki Javi mówi, że to karygodne.. - trajkotała, wskazując nieznajomego. - I właściwie, Javi, poznaj najbardziej obiecującego, młodego zawodnika Barcelony i najlepszego obrońcę Hiszpanii - wskazała na Marca, który słysząc jej słowa, zarazem poczuł dumę jak i lekkie zdziwienie. Pochlebiały mu jej słowa, ale nie wiedział czy tak naprawdę uważała czy po prostu mówiła tak, bo była zalana. - I przy okazji najprzystojniejszego chłopaka dwudziestego pierwszego wieku, czyli mojego męża - zaśmiała się. - Ale mam zamiar jeszcze wyjść za innego, wiec... - zacięła się, drapiąc po głowie.
   - Więc jeżeli twój mąż już jest na miejscu to myślę, że jesteś w dobrych rękach - uśmiechnął się chłopak nazywany Javierem. Spojrzał jeszcze raz na Marca i się z nimi pożegnał. Piłkarz zajął jego miejsce przy barze i spojrzał na Camilę.
   - Wiesz co Marc.. - zaczęła i oparła głowę na łokciu. - To była świetna impreza. Nie bawiłam się tak od... - Zamyśliła się. - Pięciu lat - dodała.
   - Musisz więc przylatywać tutaj na imprezy - puścił do niej oczko.
   - Najwyraźniej - westchnęła. - Boże, dawno nie byłam taka pijana! Chyba już jestem do niczego.. Chcę do łóżka - spojrzała na Marca. - Tylko i wyłącznie spać! - dodała natychmiastowo.
   - Odwieźć cię? - zapytał, a ta pokiwała tylko głową. Wstali z wysokich, barowych krzesełek i wolnym krokiem ruszyli do stolika, gdzie byli już wcześniej wymienieni piłkarze, którzy mieli dołączyć. Marc zameldował, że odwiezie Cami. Wtajemniczeni nie kryli swojego lekkiego zaskoczenia, ale nie protestowali, bo pijanej Martinez było wszystko jedno. Nawet to, że odwiezie ją Marc.
 Wyszli z klubu i od razu odnaleźli samochód piłkarza na parkingu. Oboje mieli szczęście, że Marc jeszcze nie zdążył nic wypić. Chłopak pomógł jej wsiąść i zapiąć pasy, a dopiero później zajął miejsce za kierownicą. Wyjechali na drogę, a Cami od razu zmieniła swoją pozycję. Usiadła bokiem, opierając się o drzwi i zaczęła obserwować każdy ruch Marca.
   - Pamiętasz jak prosiłam cię o to byś nauczył mnie prowadzić? - zapytała, a on automatycznie uśmiechnął się pod nosem. - Później zdałam za pierwszym razem, bo miałam najlepszego nauczyciela. I byłam dumna z tego, że mi jako pierwszej osobie pozwoliłeś prowadzić swój pierwszy samochód - uśmiechnęła się.
   - To były czasy, co? - zaśmiał się Marc.
   - Racja - kiwnęła głową. - Dawne czasy - dodała i oparła głowę o zagłówek. Wyglądała na naprawdę zmęczoną. Musiały być tam od dłuższego czasu, jeżeli zdążyły tyle wypić i wyszaleć się na parkiecie.
   - Cami, gdzie tak właściwie mam cię odwieźć? Do domy rodziców?
   - Nie - Pokręciła głową. - Nie chcę by mnie widzieli w takim stanie - Skuliła się w kulkę na siedzeniu. - Nie wiem. Gdziekolwiek. Może być hotel - mruknęła i przymknęła powieki, odpływając. Miała rację. Widok pijanej córki nie jest wymarzoną rzeczą dla rodziców, nawet gdy dziecko już jest dorosłe. Na dodatek gdyby jeszcze on ją tak odwiózł.. Hotel? Nie chce ją w nocy targać po hotelach.. Co zrobił? Po prostu obrał kierunek do swojego mieszkania, gdzie miał najbliżej.
 Gdy byli na miejscu, wydawało mu się, że dziewczyna mocno śpi, więc nie chciał jej budzić. Zgasił silnik, wysiadł i obszedł samochód. Otworzył drzwi i zabrał Camilę na ręce. Wyszedł na górę, do swojego mieszkania i zaniósł ją do sypialni. Ułożył ją na łóżku i zabrał koc z fotela, by ją okryć. Zrobił to i gdy chciał wyjść z pomieszczenia, poczuł jak Martinez łapie go za nadgarstek.
   - Marc.. - mruknęła, patrząc na niego zaspanymi oczami. - Powiedz mi, dlaczego mnie nie szukałeś? Dlaczego po mnie wtedy nie przyjechałeś i nie zabrałeś z powrotem do domu, do ciebie? - zapytała i wtedy poczuł jak jej uścisk puszcza, a dziewczyna ponownie zasypia.
 Jej słowa zaczęły powtarzać się w jego głowie niczym echo. Dlaczego jej nie odnalazł i nie zabrał? Nie mógł przenieść się w czasie i zmienić przeszłości, choć w tym momencie tak bardzo tego pragnął. Popełnił błąd i teraz już nie miał jak go naprawić. Czy to oznaczało, że na początku chciała by tak to nie wyglądało? Widziała szansę na to by mogli do siebie wrócić? Teraz to chyba nie miał większego znaczenia, jeżeli Camila ułożyła sobie tam życie na nowo i chce wyjść za mąż za innego.
  Pochylił się nad nią niepewnie i ucałował w czoło, odgarniając z niego kosmyki jej włosów. Widział jak miarowo oddycha, a jej klatka piersiowa unosiła się delikatnie w górę i w dół.
   - Dobranoc - szepnął i ruszył do wyjścia. Zgasił światło i zamknął za sobą drzwi. Udało mu się wykręcić z tej całej imprezy, więc z tego powodu był zadowolony.
 Wszedł do salonu i usiadł na kanapie. Przetarł dłonią swoją twarz i spojrzał w głąb ciemnego pokoju. Wszystko było do kitu. On był do kitu. Przeszłość. Jego decyzje. Teraźniejszość. Oraz to, że nigdy nie czuł się tak słaby i bezradny. Zabrał drugi koc i małą poduszkę. Położył się na kanapie, ale nie mógł długo zasnąć. Udało mu się dopiero nad ranem.
  Obudził go budzik, jak co dzień. Podniósł się z kanapy i wyłączył alarm w komórce. Ziewając, zauważył małą karteczkę, która leżała na niskim stoliku. Wziął ją do ręki i otworzył: "Dziękuję. C."
 Wstał i od razu poszedł do pokoju obok. Zajrzał do środka, ale zastał tam tylko idealnie zaścielone łóżko. Nic więcej.

*** 
Lubię tutaj scenę z Maite z Martinem. Ogólnie ich uwielbiam, więc stąd ich obecność w tym opowiadaniu.
Czekam na Wasze opinie i komentarze, których niestety jest chyba coraz mniej :(
Jak nie dla mnie, to może dla Marca? ;)

sobota, 11 października 2014

Rozdział IV

    Stała na podwyższeniu w długiej, białej sukience z koronkową wstawką na plecach i obszernym trenem. Przed sobą miała ogromne lustro, w którym widziała całą siebie. Sukienka, która przyleciała wczoraj od projektantki z Kalifornii leżała na Camili idealnie.
   - Jest śliczna - powiedziała Maite, która stała obok przyjaciółki. - Lepszej nie mogłaś wybrać.
   - Mogła taką wysadzaną diamentami - zaśmiała się Ria. - Adrian na pewno by na taką nie poskąpił!
   - Przestań - Przyszła panna młoda pokręciła głową. - Jego mama miała taką na oku, ale ja jej nie chciałam. Nie jestem choinką, którą trzeba przystrajać - westchnęła i wygładziła górę swojej spódnicy.
   - Jesteś jakaś taka markotna, a na przymiarce swojej sukienki powinnaś tryskać radością - zauważyła Ria. - Stało się coś?
   - To przez Marca - mruknęła i spuściła wzrok.
   - Martwisz się tym, że nie podpisze papierów? - zapytała Dominguez.
   - To też, ale.. Śnił mi się dziś i to nie był taki zwyczajny sen - mówiła nieśmiało, strzelając nerwowo kostkami palców.
   - A jaśniej? - zdziwiła się Ria.
   - Nie wiem czemu, ale poszłam do jego mieszkania, gdzie wszędzie były rozsypane płatki kwiatów i świeczki, a potem.. Całowaliśmy się. Na łóżku. I... No i gdyby nie mój telefon to pewnie doszłoby do czegoś więcej.
   - A wiesz, że jeżeli ktoś ci się przyśni, to to oznacza, że się tęskni za nim? - Maite poruszyła brwiami.
   - Za Marciem? - jęknęła Cami. - No raczej nie - fuknęła. - Chcę tylko by zwrócił mi moją wolność.
   - Którą odzyskasz na jakieś pięć minut - zauważyła Ria. - Hej, a może ten sen to był jakiś znak?
   - Znak? O czym ty mówisz? - zdziwiła się Camila. Po chwili usłyszały głos Alice, wysokiej blondynki, która wraz ze swoim starszym kuzynem organizowali ślub. Opuściła ich jakieś dziesięć minut później, bo dzwonił jej telefon.
   - Wracając do tematu tej sukienki.. - zaczęła Ria jakby nigdy nic. - Trzeba było się zgodzić na te diamenty - zaśmiała się.
   - Jeżeli trzeba by było, Adrian na pewno by nie odmówił - wyszczerzyła się Alice. - Cami, a ty myślałaś już co zrobisz z włosami?
   - Wolałabym raczej je spiąć - stwierdziła. - I na pewno nie chcę welonu.
   - Dlaczego nie? - zdziwiła się organizatorka. - To przecież taki piękny symbol! - dodała i zabrała od razu z jednego manekina długi, biały welon i zaczęła wpinać go we włosy Martinez.
   - Myślisz, że oni przez ten cały czas nic nie ten teges... - Ria zwróciła się do blondynki z ironią. - Z tego co mi wiadomo to znak czystości, a jeżeli Cami go nie chce..
   - No dobrze - uśmiechnęła się lekko Alice i zabrała dodatek. - Cami i tak będzie najpiękniejszą panną młodą! - pisnęła, a stojąca za nią Ria zaczęła ją przedrzeźniać. Maite zakryła buzię, by nie pokazać, że z czegoś się śmieje, a Camili udało się zachować całkowitą powagę. Panna Garrido miała już styczność z tą kobietą, bo w końcu organizowała ślub jej najlepszej przyjaciółki i od samego początku jej się nie podobała. Nie polubiła jej. - Adi będzie naprawdę zachwycony!
   - Też tak myślę - odparła dziewczyna z lekkim uśmiechem. - Ja już pójdę się przebrać - dodała i zeszła z podestu, kierując się do pomieszczenia obok. Starannie zdjęła sukienkę i odwiesiła na manekin, po czym ubrała na siebie swój strój. Chwyciła za ucho torebki i wróciła do głównego pomieszczenia.
   - Wszystko mamy tutaj jasne, więc nie jestem już potrzebna. Pa, dziewczynki! - Blondynka schowała swój ogromny telefon do torebki, umazała policzek każdej czerwoną szminką i wyszła z salonu.
   - Zgiń i przepadnij - warknęła Ria, a tamte dwie spojrzały pytająco na nią. - Pa, dziewczynki! Mua, mua - pisnęła, naśladując Alice i znów napotkała spojrzenia przyjaciółek. - No co? Nie lubię jej i tyle! - powiedziała, gdy wyszły już z salonu.
   - Czym ci zawiniła? - Camila zmarszczyła brew.
   - Nie słyszałaś jej? - prychnęła. - Adrian to, Adi tamto.. - wywróciła oczami. - Nie zdziwiłabym się gdyby też z chęcią wskoczyłaby mu do łóżka.
   - Ria, skąd taka nagła zmiana nastroju? - zapytała Maite. - Odmieniło ci się gdy Cami zaczęła mówić o Marcu.
   - Powiedz o co ci chodzi? Co miałaś na myśli, mówiąc o tym całym śnie jako znaku? - głos zabrała córka trenera Barcy. Wszystkie się zatrzymały tuż przed samochodem Rii.
   - O co mi chodzi? - warknęła. - Między innymi o to, że może w końcu zdecydowałabyś się czego tak naprawdę chcesz i co czujesz, bo to się zaczęło robić męczące.. I to nie jest sprawiedliwe, że ty masz i męża i narzeczonego, a ja nie mam nikogo - fuknęła.
   - Co?! - spojrzała na nią z niedowierzaniem. - Dobrze wiesz, że już dawno wybrałam Adriana.
   - Tak? Powiedz mi teraz prosto w twarz, że nic, a nic nie czujesz do Bartry.. Sama zarządziłaś by podczas naszych rozmów o nim nie wspominać, a gdy już przez przypadek się wymsknęło, od razu podnosiłaś głos by o nim nie mówić. Gdybyś całkowicie o nim zapomniała, wisiałoby ci to czy ja o nim mówię czy nie. I gdy powiedziałaś o tym śnie, właśnie sobie uświadomiłam, że może nie jesteś z nami do końca szczera - mówiła podenerwowana. - Może powinnaś rzucić w cholerę tą Amerykę i wrócić tutaj, a swojego Romeo zostawić Alice, która ma na niego chrapkę.
   - Zostaw tę dziewczynę w spokoju.. Zna się z Adrianem od dziecka i są przyjaciółmi - westchnęła. - Masz jakieś chore urojenia i uprzedzenie do każdej blondynki odkąd Julia odbiła ci Thiago - krzyknęła. - Może właśnie dlatego jesteś sama, bo nie potrafiłaś go przy sobie zatrzymać - powiedziała jej to prosto w twarz, a Ria prychnęła pod nosem. To, że dziewczyny zaczęły tworzyć tak zgraną paczkę razem z piłkarzami nie tylko było zasługą Lucho.. Ria zaczęła się w tym czasie spotykać z Alcantarą i byli chyba najsłodszą parą z nich wszystkich. Marc z Camilą, Lorena z Cristianem czy Maite z Martinem nawet im nie dorównywali. Byli najbardziej zgodni, najbardziej zgrani i mieli gdzieś to co myślą inni. Dwa lata po wyjeździe Camili do Stanów, Thiago poznał blondwłosą Julię, która idealnie wykorzystała to, że pomiędzy nim i Rią coś się zaczęło psuć. Rozstali się niby w zgodzie i postawili na przyjaźń.
   - Wiesz co? Spędził praktycznie całe wakacje tu, w Barcelonie i widziałam go tylko dwa razy. Raz z daleka, gdy szedł gdzieś z Rafinhą, a drugi w galerii. Wpadliśmy na siebie przez przypadek i obiecał, że zadzwoni i zmówimy się na jakieś spotkanie, jak to przyjaciele, bo przyleciała od razu ta lalka - prychnęła. - Tyle go widziałam, a gdy spróbowałam zadzwonić, odebrała Julia, więc odpuściłam. I wiecie co? Po tych pieprzonych trzech latach, otwarcie przyznaję się, że nadal go kocham - dokończyła z łamiącym się głosem i spojrzała na Camilę, która od razu zmiękła. Podeszła do niej i mocno przytuliła.
   - Przepraszam - szepnęła.
   - Ja też - powiedziała Ria.
   - Dziewczyny, jesteście zdrowo popaprane. Obie - westchnęła Maite, która dotąd stała z boku. Podeszła do nich i objęła obie ramionami. Camila wiedziała, że to co mówi Garrido jest prawdą, ale nigdy wcześniej nie dopuszczała tego do siebie. Już postanowiła i nie zmieni zdania. Chce rozwodu z piłkarzem i wyjść za Adriana, pomimo wszystkiego. Tak szkoda jej było przyjaciółki, bo wiedziała, że przed wszystkimi zgrywała wielką twardzielkę po rozstaniu z Alcantarą, a tak naprawdę była załamana.
   - Cami, kiedy Adrian ma przylecieć? - zapytała Ria, wycierając pojedynczą łzę z policzka, kiedy już od siebie odeszły.
   - Dopiero w środę - skrzywiła się Martinez. - Sprawy w firmie.
   - Może nawet i lepiej, bo wszystko już jest przygotowane i będziemy cię mieć dłużej dla siebie! - zaśmiała się cicho, a Cami spojrzała po nich pytająco.
   - Myślałaś, że puścimy cię tak bez wieczorku.. No może nie panieńskiego, bo panną to już nie jesteś, ale takiego babskiego - uśmiechnęła się Maite.
   - Będzie w niedzielę wieczorem - wyszczerzyła się Ria. - I nie przyjmujemy odmowy! - powiedziała ostro. - A teraz wsiadamy do samochodu i jedziemy coś zjeść, bo umieram z głodu - zarządziła.
   - Ja powinnam wracać, bo Martin jest z małym sam - powiedziała młoda matka.
   - Przecież da radę, a godzinka w tą czy w tą.. Chodźmy - pokiwała głową i zaprosiła przyjaciółki do samochodu.

  Zatrzymała się przed drzwiami mieszkania i już uniosła dłoń by zapukać, ale nagle ją zatrzymała.. Co mu powie? Przechodziła obok i tak pomyślała, że wpadnie czy prosto z mostu wyrzuci po co przyszła? To wszystko było nienormalne. Nie mógł tak po prostu jej tego podpisać i mieć spokój, oczywiście że nie. Ona musiała teraz chodź i o to prosić.
  Nie miała zielonego pojęcia co powie, gdy Bartra jej otworzy, ale zapukała. Najpierw cicho, a gdy nic nie usłyszała, spróbowała głośniej. Wciąż nikt nie odpowiadał. Pomyślała, że musiało go nie być, ale jeszcze nacisnęła na klamkę i ku jej zdziwieniu, drzwi puściły. Lekko je uchyliła i zajrzała niepewnie do środka.
   - Marc? - wydusiła z siebie, wchodząc do przedpokoju. - Marc, jesteś? - zapytała głośniej i wtedy usłyszała jak drzwi przed nią się otwierają i w progu zobaczyła sylwetkę obrońcy. Prezentował się przed nią jedynie w białym ręczniku, przepasanym przez biodra. Musiał dopiero co brać prysznic, bo pojedyncze kropelki jeszcze kapały z jego włosów, spadając na idealnie wyrzeźbiony tors piłkarza. Camila przez ten obrazek poczuła jakby na kilka sekund zapomniała jak się oddycha. To nie był ten sam Marc, którego tutaj zostawiła. To był początkujący piłkarz, pragnący wybić się jak najwyżej, a teraz co? Teraz gra w najlepszej drużynie, wśród prawdziwych gwiazd piłki nożnej. Zadebiutował w reprezentacji narodowej i stał się znany. Zakochała się w dzieciaku, a teraz chłopak reprezentował się jako dojrzały mężczyzna. Jeszcze raz spojrzała na jego tors.. Adrian od czasu do czasu ćwiczył i ciągle dbał o siebie, ale pod tym względem ani trochę nie dorównywał Bartrze. Skarciła się przez to wszystko w myślach i spojrzała nieśmiało na swojego byłego faceta. - Pukałam..
   - Brałem prysznic. Nie słyszałem - rzucił cicho. - Poczekaj w salonie, a ja się ubiorę - dodał, a ona pokiwała głową. Wcale nie miała nic przeciwko, gdyby jednak został z nią w takim stroju.. Jednak mógłby ją to rozproszyć, a chce przecież nakłonić go do rozwodu. Zniknął za drzwiami drugiego pokoju, a ona odwróciła się i wolnym krokiem weszła do większego pomieszczenia. Usiadła na rogu kanapy i rozejrzała się dookoła. Była tu już wcześniej, gdy przyszła z dokumentami, ale wtedy tylko krzyczała na piłkarza. Pokój był pomalowany na jasny beż. Przed sobą miała brązową meblościankę wraz z olbrzymim telewizorem, obok którego leżała konsola,  po lewej było duże okno wraz wyjściem na balon, przed sofą stał niski, szklany stolik, a po prawej komoda. Nad nim wisiała długa półka, na której stały nagrody. Podeszła do niej i zaczęła wszystkie dokładnie oglądać. Miał tu je wszystkie. Nawet te z dziecięcych lat, które już widziała. Właśnie trzymała w dłoni złoty medal, który zdobył na Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej U-21 w Izraelu, kiedy usłyszała ciche chrząknięcie. Spojrzała w stronę wejścia, skąd to usłyszała. Oparty o framugę drzwi, ubrany w jeansy i ciemny T-shirt, stał gospodarz i się jej przyglądał.
   - Przepraszam - Zmieszała się i odłożyła medal na miejsce.
   - Nic się nie stało - Pokręcił głową. - Jeżeli o to chodzi, nie podpisałem tych papierów - dodał i usiadł na sofie. Wziął ze stolika szklankę z wodą i trochę z niej upił.
   - Marc, mi naprawdę na tym zależy - westchnęła, a ten cicho zaśmiał się pod nosem. - Sprawia ci to radość, że tu stoję i cię o coś proszę? - przymrużyła powieki.
   - Po prostu po raz kolejny słyszę, że na czymś bardzo ci zależy - prychnął. - Tylko, że wtedy to nie potrwało długo - dodał i wypił do końca zawartość szklanki. Zabolało i ukuło prosto w serce. Wiedział co powiedzieć, by wywołać w niej kolejne wspomnienia i wyrzuty.
   - Posłuchaj, gdybyś był na moim miejscu i przyszedł z papierami, podpisałabym ci je bez zawahania - Zebrała w sobie resztki siły i spróbowała zabrzmieć poważnie. Wstał i do niej podszedł, tak samo blisko jak za pierwszym razem gdy tu była.
   - Jesteś pewna, że bez zawahania? - zapytał niskim tonem, parząc jej w oczy.
   - Nie dogadamy się dziś, prawda? - szepnęła, przełykając nerwowo ślinę. Gdy był tak blisko, od razu przypomniał jej się widok jeszcze sprzed paru minut. Marc bez koszulki z mokrymi włosami..
   - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - kiwnął głową, a ona tylko lekko rozchyliła usta i jęknęła z niedowierzaniem. Bartra grał z nią w jakąś pieprzoną grę, której tylko on sam znał reguły. Odepchnęła go lekko od siebie i ze spuszczoną głową wyszła z mieszkania. Tym razem nie wygrała.

środa, 1 października 2014

Rozdział III

  Wtedy przecież wszystko było takie proste.. Poznała ich wszystkich dzięki ojcu, który ich trenował. Prócz Rii, z którą dzieliła szkolną ławkę, wcześniej jakoś nie miała takich prawdziwych przyjaciół.. Oni byli inni. Wspaniała paczka przyjaciół, w której rzadko ktoś się kłócił, często się spotykali i czerpali z tego prawdziwą przyjemność. Później jeszcze do ich klasy dołączyła Maite, zaprzyjaźniły się i również wciągnęli do ich grona znajomych. Nawet nie wiedziała kiedy całkowicie zatraciła się w młodym Bartrze. Była w niego całkowicie zapatrzona i pewnie nawet poszłaby za nim w ogień. Gdy się uśmiechał, czuła jak miękły jej nogi, a gdy mówił do niej niskim i tak bardzo męskim głosem, miała wrażenie jakby topiła się od środka. Była naprawdę w nim zakochana i czuła, że on w niej też. O tym, że Bartra kręcił z młodą panną Martinez wiedziało mało osób. Zataili to przed rodzicami, na początku z powodu tego, by uniknąć ich zbędnych i głupkowatych gadek o szczeniackiej miłości, a później.. Tkwili w tej tajemnicy i było im z tym dobrze. Z czasem przyzwyczaili się i polubili potajemne wyjścia, spotkania. Co z tego, jeżeli później to wszystko pękło niczym bańka mydlana..
  Cały dzień spędziła razem z dwiema młodszymi siostrami oraz mamą, chodząc po sklepach, udając się do kina i wspólny obiad. Taki rodzinno-damski wypad. Tęskniła za takim. Zawsze była blisko ze swoją rodziną i bardzo tęskniła za nimi będąc w Stanach, choć rozmawiali przez telefon albo internet prawie codziennie. Później dołączyli do nich dwaj mężczyźni, ojciec Camili i brat, psując czysto damskie wyjście, ale tym samym nie popsuli panującego tam dobrego nastroju. Czuli się tak jak dawniej, gdy jeszcze wszyscy byli razem.
  Po kolacji dziewczyna udała się do swojego pokoju, który nie zmienił się ani trochę od dnia jej wyjazdu do Los Angeles. Czerwone ściany, ciemne meble z czerwonymi dodatkami, długie zasłony przy oknie i wszędzie puchowe poduchy. Ubrana w stare dresy, siedziała na swojej ogromnej pufie w kącie pokoju razem z laptopem, przeglądając komplety mebli do ich nowego domu w Los Angeles, w którym zamieszkają po ślubie. Po chwili na ekranie pojawiło się okienko ze zdjęciem jej narzeczonego, informujące, że chce się z nią połączyć. Nacisnęła na zieloną słuchawkę, po czym na dużym ekranie zobaczyła uśmiechniętego Adriana, siedzącego przy biurku w swoim gabinecie w białej koszuli z cienkim, czarnym krawatem. 
   - Cześć, słońce - Usłyszała. - Jak w Barcelonie? 
   - Jest świetnie, choć brakuje tutaj ciebie - Pokazała mu język. - Widzimy się w niedzielę? 
   - No właśnie... - Skrzywił się, stukając nerwowo palcami o drewniany blat. Zaczął błądzić wzrokiem po pomieszczeniu zamiast patrzyć w ekran i obiektyw kamerki. - Nie w niedzielę.. 
   - Co? - Zmarszczyła brew. - Adrian, pragnę ci przypomnieć, że za półtora tygodnia jest nasz ślub - powiedziała z lekko podwyższonym tonem. - Rozumiem, że będziemy go brać na odległość, tak? - prychnęła. 
   - Nie! Przylecę, ale dopiero w środę razem z rodzicami. Proszę, zrozum. Mamy tutaj ogromny kocioł.. Wysypała nam się jedna firma budowlana i są jakieś niejasności w papierach do kupna nowego terenu pod osiedle.. Już nawet mam przebukowany bilet - Tłumaczył się, a ona ciężko westchnęła. - Zobaczymy się w środę, obiecuję - uśmiechnął się lekko. - Cami.. - mówił do niej. - Kochanie, no nie złość się - jęknął, a ona spojrzała na jego postać na ekranie. 
   - No dobrze.. - Wywróciła oczami. - Nie powiem, że jestem zadowolona, no ale.. - Wypuściła z siebie powietrze. 
   - Bardzo cię kocham, wiesz? - zaśmiał się cicho. - I nie mogę się doczekać aż w końcu zostaniesz panią Hernandez - wyszczerzył się, a ona nagle poczuła przypływ i uderzenie fali dziwnego gorąca. Pewnego dnia zostaniesz moją panią Bartra, zobaczysz! Jak dla mnie możesz nawet i w tym momencie - przypomniała sobie słowa Marca, który już dzień później był jej mężem. Dopiero teraz, gdy chciała wyjść za mąż za odpowiedniego mężczyznę, uświadomiła sobie jaka to była głupota i jej życiowy błąd, ponieść się chwili i emocjom, lecieć do urzędu i żenić się w wieku osiemnastu lat w tajemnicy przed wszystkimi. Uśmiechnęła się tylko do kamerki i pokiwała głową. - Rozmawiałaś już z Alice albo Juanem? Jak przygotowania? 
   - Rozmawiałam rano z Juanem. Mam jutro iść z Alice na przymiarkę sukienki. Zabieram ze sobą Maite i Rię, bo mama nie urwie się z pracy.. A poza tym, wszystko idzie zgodnie z planem. 
   - Więc wiedziałem kogo nająć by nie mieć z tym problemów - Puścił do niej oczko i wtedy spojrzał gdzieś dalej, a w tle słychać było głos jego sekretarki. Camila osobiście jej nie lubiła, bo łasiła się do Adriana.. Na szczęście bez wzajemności! Sama chętnie zostałaby jego sekretarką, ale jej po latach pracy, trafiło się asystowanie przyszłemu teściowi. - Kochanie, przepraszam cię, ale muszę kończyć. Ojciec zwołał nagłe zebranie. U ciebie już jest późno, więc zadzwonię jutro. Śpij dobrze - uśmiechnął się szeroko. 
   - Pa - Pomachała do niego i w tym momencie połączenie zostało zakończone. Odłożyła laptop na biurko i sama udała się do łóżka. Okryła się cienkim kocem, ponieważ noce były tu ciągle bardzo ciepłe i zgasiła małą lampkę obok łóżka. Nastała ciemność. Ciągle mrużyła i przymykała oczy, ale coś nie dawało jej spokoju.. Wbiła wzrok w dużą porcelanową lalkę, ubraną w różową suknię, prezent od ukochanej babci na jej siódme urodziny i przygryzła dolną wargę. A co jeżeli nie uda jej się nakłonić Marca do podpisania papierów? Będzie musiała wyjawić to przed Adrianem i ze ślubu nici.. Wszyscy zawsze powtarzali, że Camila była uparta jak cholera, ale Marc nie był o wiele lepszy od niej. Potrafił trzymać przy swoim czym denerwował wszystkich dookoła. Wiedziała, że będzie musiała się z nim spotkać i wszystko obmówić, przekonać, a nawet jeżeli będzie trzeba to prosić na kolanach! 

  Nacisnęła na klamkę i weszła do mieszkania, a przed nią pojawił się usypany chodniczek z płatków czerwonych róż. Zamknęła za sobą drzwi, odłożyła torebkę na bok i zdjęła szpilki, kładąc delikatnie stopy na kwiatowym dywanie. Szła po woli, wdychając zapach perfumowanych świeczek, które wszędzie były porozstawiane. Byłoby całkowicie ciemno, gdyby nie ich ciepły blask. 
 Płatki róż zaprowadziły ją na taras, gdzie stał okrągły stolik z białym obrusem, rozłożonymi talerzami i sztućcami. Obok leżała pojedyncza różna i kubełek z lodem, do którego włożony był szampan. 
Dopiero po chwili zauważyła tam obecność młodego chłopaka, ubranego w ciemne spodnie i jasnoniebieską koszulę, która lekko opinała jego cudownie umięśnione ramiona i tors. Podszedł do stolika i nalał szampana do dwóch wysokich kieliszków. Podszedł do niej i wręczył jeden. 
   - Jednak jesteś - uśmiechnął się i upił łyk. Dziewczyna zrobiła to samo, po czym chłopak zabrał od niej szkło i odstawił na bok. - Jesteś wyjątkowa, wiesz? - powiedział i delikatnie przesunął wierzchem swojej dłoni po jej policzku. Złapał mocno za jej dłoń, a drugą rękę położył na talii dziewczyny i przysunął ją do siebie, tak że teraz przylegała do niego całym ciałem. Dłoń, którą wcześniej ściskał z jej, sunął wolno ku górze, dotykając jej przedramienia, później ramienia, obojczyka, szyi i położył ją na jej policzku. Przysunął bliżej swoją twarz i musnął jej usta, tak jakby robił to po raz pierwszy w swoim życiu. Poczuła jak dziwnie przyjemne prądy przeszywają jej całe ciało, a także chęć ponowienia tego. Uniosła się lekko na palcach i by sama posmakować ust chłopaka. On jednak nieoczekiwanie zabrał ją na ręce i ciągle całując, wszedł do środka mieszkania, krocząc po płatkach róż do samej sypialni. Ułożył ją delikatnie na łóżku, które również całe zasłane było różami. 
 Czuła jego pocałunki wszędzie. Jego lekki zarost delikatnie drażnił jej ciało, które pod wpływem emocji stało się nadzwyczaj wrażliwe. Dłonie poznawały każdy centymetr jej ciała, jakby chciały się nauczyć tej mapy na pamięć. Czuła jak zsuwa z niej sukienkę i po chwili pozbywa się swojej koszuli. Składał krótkie pocałunku zaczynając od ust, zjeżdżając niżej po szyi i obojczyku, a ona wsunęła palce w jego kruczoczarne włosy i...
   Zerwała się jak poparzona na dźwięk swojego telefonu. Nie mogła uspokoić oddechu, a na dodatek była cała spocona i serce waliło jej jak oszalałe.. Nie mogła uwierzyć w to czego przed chwilą doświadczyła. Sen erotyczny, w którym głównym bohaterem był sam Marc. Po prostu nadal była w szoku. Przejechała dłonią po twarzy i sięgnęła po swój telefon, który leżał na szafce nocnej. Zbudził ją dźwięk SMSa. Wiadomość od operatora, który wystawił już rachunek za abonament.. Spojrzała na zegarek w prawym górnym rogu. Dochodziła dziewiąta..
 Wstała i pośpiesznie udała się do łazienki. Odkręciła kran, nalała odrobinę wody na złączone dłonie i uderzyła nią w swoją twarz, po czym spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jak?! Jakim cudem mogło się jej coś takiego przyśnić? I to jeszcze na dodatek z Bartrą.. Przez ostatnie pięć lat próbowała o nim zapomnieć i pewnie to by się jej udało, gdyby nie fakt, że musiała wrócić i się z nim spotkać.. Nie miała bladego pojęcia, że powrót w te strony może być jednak taki ciężki. Coraz częściej przypominała sobie wszystkie chwile spędzone z piłkarzem, ale za każdym razem karciła się samą w myślach. Miała wyjść za najwspanialszego mężczyznę na świecie - Adriana Hernandeza, Meksykanina urodzonego w Los Angeles, stanie Kalifornia, syna Manuela Hernandeza i Marii Cortez, którzy wyemigrowali do Stanów jeszcze przed swoim ślubem. Wszystko miało być przecież takie idealne.. 
  Doprowadziła się do porządku i zeszła na dół, do kuchni, gdzie jej ojciec kończył pić poranną kawę, już praktycznie gotowy do wyjścia. 
   - Cześć, tato - uśmiechnęła się i ucałowała go w policzek, po czym zabrała się za przygotowywanie kawy dla siebie. - Co tak cicho w domu? 
   - Mama jest od rana w pracy, Xanę zabrała przedtem mama jej koleżanki u której ma być cały dzień, Pacho wyszedł z kolegami, a Sira jeszcze nie schodziła. Obstawiam, że nadal śpi - mówił. - Więc masz praktycznie wolny dom, bo też już wychodzę - uśmiechnął się i odłożył pusty kubek do zlewu. - Miłego dnia, Cami - powiedział i już go nie było. Usiadła przy stole z kawą i słodką bułką, która leżała na szafce. W tej ciszy jakoś samoistnie pomyślała o swoim dzisiejszym śnie. Był po prostu dziwny. Musiała czymś się zająć by naprawdę przestać o nim myśleć.. Dokończyła śniadanie, zabrała z góry telefon ze słuchawkami, ubrała swoje buty i wyszła do ogrodu. Wypchała z garażu kosiarkę do trawy, ubrała słuchawki, włączyła głośną muzykę i zaczęła targać się z dużą i głośną kosiarką po całym ogrodzie. Jeżeli jej siostra faktycznie jeszcze spała.. Trudno. W tym momencie miała ją w nosie. Camila po prostu musiała jakoś odreagować, a takim sposobem często się jej to udawało gdy jeszcze mieszkała w Barcelonie. 

   Cali spoceni, czerwoni i zziajani weszli do szatni. Nie dosyć, że było dziś ze czterdzieści stopni w cieniu, to dostali porządny wycisk od trenera. Zaczął się sezon, a jeżeli chcieli coś osiągnąć, nadrabiając poprzedni, nie mogli tak po prostu sobie bimbać. 
  Marc wszedł do pomieszczenia w towarzystwie młodego Niemca, z którym od początku złapał całkiem dobry kontakt. Usiadł obok swojej szafki i wyjął z niej butelkę z wodą, którą prawie natychmiastowo opróżnił do połowy. Zabrał ręcznik i poszedł pod prysznic. Dziesięć minut później wychodził już całkowicie ubrany razem z Sergim i Martinem.
   - Marc.. - zaczął niepewnie Roberto. 
   - Co tam? - Spojrzał na niego. 
   - Tak się zastanawialiśmy z Martinem - Podrapał się po głowie. 
   - Po prostu zauważyliśmy, że od pojawienia się Camili w Barcelonie, jesteś jakiś nieswój - Martin go wyręczył. 
   - A pomyśl.. Pojawia się twoja dawna kobieta, która zniknęła bez żadnego wyjaśnienia, a później wraca po pięciu latach z papierami rozwodowymi. Nieźle zaczyna, bo ten jej goguś nic nie wie, że już jest mężatką - prychnął. - A potem jeszcze ty mówisz, że Ria z Maite miały z nią ciągły kontakt. 
   - I w sumie nieźle to ukrywały - stwierdził pomocnik. - Dlaczego ty w ogóle nie chcesz jej tego podpisać? 
   - Po prostu nie i tyle.. To znaczy na razie - zamyślił się. 
   - Co ty kombinujesz, Bartra? - zapytał Martin. - Chcesz doprowadzić do tego, że Cami powie o wszystkim temu swojemu narzeczonemu? 
   - I wtedy istnieje duża szansa, że ze ślubu nici - wtrącił Sergi. - Sam wiesz, że nikt nie chce mieć do czynienia ze wściekłą Camilą. Ona cię chyba zabije jeżeli jej tego nie podpiszesz. 
   - Po prostu chcę ją przetrzymać - Wywrócił oczami. - Niech wychodzi sobie za mąż za kogo tylko chce, nawet i samego króla. Mnie to wcale nie obchodzi! - mówił, patrząc ciągle przed siebie i nie zatrzymując się. Unikał kontaktu wzrokowego z przyjaciółmi, a to oznaczało, że.. Obchodziło go i to bardzo. Szlag go trafiał. Skręcało go od środka. Minęło pięć lat, zabawiał się z innymi pannami by zapomnieć o swojej żonie, a ta nagle się pojawia i wszystko co zbudował sobie piłkarz, runęło jak domek z kart. Nawet wróciły wyrzuty sumienia tego, że ją zdradzał.. Zaraz! Ona też go zdradzała i wcale nie miał pewności czy tylko i wyłącznie z tym swoim narzeczonym.. - Jadę do siebie. Do zobaczenia - powiedział do nich i wsiadł do swojego samochodu. Odpalił silnik i obrał trasę do swojego mieszkania. Zawsze gdy bywał w sytuacjach, które wymagały poważnych przemyśleń, jechał na drinka i wyrywał jakąkolwiek pannę, a dziś? Poczuł jakąś blokadę, tak jakby w tym momencie nie mógł nawet spojrzeć na żadną inną dziewczynę.

***
Pomysł ze snem spadł na mnie tak nagle... :D
Ten oto rozdział jest ze specjalną dedykacją: z okazji urodzin, dla N. ♥ Obiecałam, więc dodaję :)