piątek, 24 października 2014

Rozdział V

 Czasami zdarza się coś takiego w życiu człowiek, że wszystkiego mu się odechciewa. Traci chęć do wszystkiego, co wcześniej sprawiało mu radość i zapewniało rozrywkę.
 Tak w tym momencie czuł się Marc. Nigdy nie myślał, że ponowne pojawienie się Camili i informacja o chęci jej ponownego zamążpójścia sprawi, że ten poczuje się jakby ktoś wylał mu na głowę wiadro zimnej wody.
  Siedział na kanapie w swoim salonie z nogami wyłożonymi na stoliku, z pilotem w dłoni i znudzony przerzucał kanałami. Mógł tak w nieskończoność, ale pewnie i tak nie znalazłby nic, co mogłoby go zainteresować. W pewnym momencie usłyszał dźwięk połączenia Skype, więc spojrzał na ekran laptopa, który stał obok niego. Dzwonił jego przyjaciel, który rok wcześniej zmienił klub i wyprowadził się z Barcelony. Bartra wyłączył telewizor i zabrał laptop na kolana.
   - Cześć, stary. Jak tam? - Od razu zobaczył przed sobą twarz starszego Alcantary.
   - Jakoś leci - Kiwnął głową. - A u ciebie?
   - Też. Julia wyszła z jakimiś koleżankami, więc ja siedzę w domu - Wzruszył ramionami. - Wyglądasz jakbyś cały dzień góry przenosił albo był nie w sosie.. Tak w kość daje wam "stary nowy" trener? - zaśmiał się.
   - Było zostać to byś się przekonał - odparł zaczepnie.
   - Wiesz, zrobiłem miejsce młodszym - uśmiechnął się.
   - Staruszek się odezwał - Marc prychnął żartobliwie. - A tak na serio.. Rozmawiałeś ostatnio z kimś stad?
   - Wczoraj z Rafinhą, ale.. Marc, stało się coś? - zmarszczył czoło.
   - Camila wróciła - powiedział cicho. - I chce bym podpisał papiery rozwodowe by wyjść za jakiegoś dzianego gogusia..
   - Więc czemu tego nie zrobisz?
   - Nie wiem.. Nie chcę - Przejechał dłonią po twarzy.
   - Wiesz.. Może tak naprawdę nadal coś do niej czujesz i gdy teraz wróciła, nie chcesz jej znów stracić? Wiem, że mówiłeś mi coś całkiem podobnego gdy na wakacjach spotkałem Rie, ale wiesz...
   - Co wiem? To nie jest to samo, Thiago. Po pierwsze, ty zostawiłeś ją dla blondyny, a ja z Cami się pokłóciliśmy, a po drugie, wy byliście ze sobą znacznie dłużej.
   - Marc, nie mówimy o mnie, a o tobie.. - westchnął zawodnik Bayernu. - Może spróbuj z nią jeszcze porozmawiać?
   - Jest zdecydowana co do tego wszystkiego i... - nie skończył, bo usłyszeli otwierające się drzwi do mieszkania Marca i po chwili weszli, a właściwie wtargnęli, Sergi z Martinem.
   - Zbieraj tyłek i wychodzimy - zawołał Roberto na powitanie.
   - I nie ociągaj się, bo udało mi się przekonać mamę Maite by została z Dylanem, bo ta poszła gdzieś z dziewczynami.. - dodał Montoya.
   - To z nim jest aż tak źle, że to dwaj najwięksi domownicy muszą go wyciągać? - zdziwił się Thiago.
   - O, siema - zareagował Sergi i od razu usiadł obok Marca. - Wyobraź sobie, że zawsze narzekamy na niego gdy wychodzi w tango i ląduje za każdym razem z inną laską w łóżku, ale teraz, taki przymulający jest jeszcze bardziej wkurzający - zwrócił się do kamerki.
   - Więc trzeba coś z tym zrobić - dorzucił lewy obrońca.
   - I tu się z wami zgadzam, chłopaki - zaśmiał się pomocnik. - Słyszałeś, Marc? Masz z nimi iść - pokiwał palcem.
   - A jeżeli nie chcę? - Bartra wywrócił oczami.
   - To weźmiemy cię siłą - powiedział Sergi całkowicie poważnie.
   - Dobra, to dajcie mi pięć minut - pokręcił głową, odłożył laptop i skierował się do swojego pokoju.

 Bawiły się świetnie. Wyszły do klubu, zamówiły drinki i wirowały we trzy na parkiecie. Czasami nawet pojawiali się panowie, które zauważywszy trzy rozbawione dziewczyny, porywali je do tańca. Maite wtedy powtarzała przyjaciółkom po milion razy by nie wspominały o tym Martinowi, bo zaraz mruczałby coś sobie pod nosem. Krótko mówiąc, byłby zazdrosny. Na całe szczęście dwie pozostałe miały z tym spokój, bo w końcu Ria była sama, a narzeczony Martinez jest na innym kontynencie.
 Maite z Rią tańczyły niedaleko ich stolika, a Camila kawałek dalej razem z jakimś brunetem, który kilka chwil wcześniej porwał ją na środek parkietu. W pewnym momencie Dominguez poczuła czyjeś dłonie na swojej talii i automatycznie się odwróciła z zamiarem uderzenia w twarz tego oto zuchwalca. I zrobiła to, a po chwili otworzyła szeroko oczy i zakryła buzię dłonią. Usłyszała śmiech Rii za sobą i dwóch towarzyszy poszkodowanego.
   - No jakby nie patrzeć, prawidłowa reakcja - powiedział trochę zaskoczony, rozmasowując obolały policzek.
   - Matko, Martin, przepraszam! - jęknęła, ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała. - Tak właściwie, co wy tutaj robicie? - zapytała, gdy całą piątką ruszyli do stolika. - Mogłeś powiedzieć, że też chcesz wyjść.
   - Przejmuję całą winę. To ja nagle go wyrwałem, bo stwierdziłem, że trzeba naprawić tego oto człowieka - Sergi wskazał na Marca.
   - Ej, wcale nie trzeba mnie naprawiać! Wszystko ze mną w porządku.. - powiedział i zajął miejsce przy samym krańcu narożnika.
   - Tak, szczególnie gdy siedzisz w domu i się dobijasz z jasnego powodu - mówił Roberto. - A właśnie, gdzie macie Camilę?
   - Tańczyła tam gdzieś dalej - odparła Maite i oparła głowę o ramię swojego faceta. - Miałeś szczęście, że moja mama jest u nas i została z Dylanem.. I wiesz co? Jestem pijana, więc ty dziś nie przeginaj - pokiwała mu palcem przed nosem.
   - Dobrze - zaśmiał się. - Jak chłopaki przyjdą to nadgonią za mnie - dodał.
   - O, a kogo jeszcze namówiliście do ratowania Bartry? - zapytała Ria i dopiła resztę swojego drinka.
   - Namówiłem Ter Stegena, Rafinhę no i obu Jordich - odparł pomocnik.
   - A dzwoniłeś po Coral? - Ria spojrzała na niego.
   - Nie, bo to miał być męski wieczór, a poza tym i tak jest u rodziców, a czemu pytasz?
   - W takim razie nie będzie miała mi za złe, kiedy wypożyczę sobie ramienia jej chłopaka, a mojego starego przyjaciela - westchnęła i oparła głowę o niego. - Zdecydowanie za dużo wypiłam - jęknęła.
   - Właśnie widzę - Martin wskazał na wszystkie puste szklanki na stoliku. - Dużo tego.
   - E tam, kelnerka już połowę zabrała - Ria machnęła ręką, a panowie popatrzyli po sobie.
   - To teraz się przyznać, która wypiła najwięcej? - zaśmiał się Roberto.
   - Camila - odpowiedziały równo dziewczyny.
   - Dziś sobie nie szczędziła - powiedziała uśmiechnięta Garrido i spojrzała kątem oka na Bartrę.
   - Wybaczcie na chwilę - mruknął Marc, w końcu się odzywając. Wstał i przedzierając się przez tłum ludzi, skierował się w stronę toalet. Nie miał dziś ochoty na wielkie imprezowanie, ale wyszedł z chłopakami dla świętego spokoju. Wiedział, że gdzieś tu kręciła się Cami i to chyba jeszcze bardziej go dobijało. I nagle jak na złość zobaczył drobną szatynkę przy barze, która śmiała się z jakimś gościem. Zapewne tym samym o którym mówiły wcześniej dziewczyny. Chciał przejść obok i po prostu oddalić się w swoim kierunku, ale nogi jakby same poprowadziły w stronę baru.
   - Marc! - usłyszał jej głos i zobaczył jej słodki uśmiech, w którym tak bardzo kochał się zatracać. Podszedł bliżej i stanął przy nich. - Marc, wyobraź sobie, że na tym świecie istnieją jeszcze porządni ludzie.. - zaczęła. - Jestem naprawdę pijana, niektórzy pewnie chcieliby to wykorzystać, a taki Javi mówi, że to karygodne.. - trajkotała, wskazując nieznajomego. - I właściwie, Javi, poznaj najbardziej obiecującego, młodego zawodnika Barcelony i najlepszego obrońcę Hiszpanii - wskazała na Marca, który słysząc jej słowa, zarazem poczuł dumę jak i lekkie zdziwienie. Pochlebiały mu jej słowa, ale nie wiedział czy tak naprawdę uważała czy po prostu mówiła tak, bo była zalana. - I przy okazji najprzystojniejszego chłopaka dwudziestego pierwszego wieku, czyli mojego męża - zaśmiała się. - Ale mam zamiar jeszcze wyjść za innego, wiec... - zacięła się, drapiąc po głowie.
   - Więc jeżeli twój mąż już jest na miejscu to myślę, że jesteś w dobrych rękach - uśmiechnął się chłopak nazywany Javierem. Spojrzał jeszcze raz na Marca i się z nimi pożegnał. Piłkarz zajął jego miejsce przy barze i spojrzał na Camilę.
   - Wiesz co Marc.. - zaczęła i oparła głowę na łokciu. - To była świetna impreza. Nie bawiłam się tak od... - Zamyśliła się. - Pięciu lat - dodała.
   - Musisz więc przylatywać tutaj na imprezy - puścił do niej oczko.
   - Najwyraźniej - westchnęła. - Boże, dawno nie byłam taka pijana! Chyba już jestem do niczego.. Chcę do łóżka - spojrzała na Marca. - Tylko i wyłącznie spać! - dodała natychmiastowo.
   - Odwieźć cię? - zapytał, a ta pokiwała tylko głową. Wstali z wysokich, barowych krzesełek i wolnym krokiem ruszyli do stolika, gdzie byli już wcześniej wymienieni piłkarze, którzy mieli dołączyć. Marc zameldował, że odwiezie Cami. Wtajemniczeni nie kryli swojego lekkiego zaskoczenia, ale nie protestowali, bo pijanej Martinez było wszystko jedno. Nawet to, że odwiezie ją Marc.
 Wyszli z klubu i od razu odnaleźli samochód piłkarza na parkingu. Oboje mieli szczęście, że Marc jeszcze nie zdążył nic wypić. Chłopak pomógł jej wsiąść i zapiąć pasy, a dopiero później zajął miejsce za kierownicą. Wyjechali na drogę, a Cami od razu zmieniła swoją pozycję. Usiadła bokiem, opierając się o drzwi i zaczęła obserwować każdy ruch Marca.
   - Pamiętasz jak prosiłam cię o to byś nauczył mnie prowadzić? - zapytała, a on automatycznie uśmiechnął się pod nosem. - Później zdałam za pierwszym razem, bo miałam najlepszego nauczyciela. I byłam dumna z tego, że mi jako pierwszej osobie pozwoliłeś prowadzić swój pierwszy samochód - uśmiechnęła się.
   - To były czasy, co? - zaśmiał się Marc.
   - Racja - kiwnęła głową. - Dawne czasy - dodała i oparła głowę o zagłówek. Wyglądała na naprawdę zmęczoną. Musiały być tam od dłuższego czasu, jeżeli zdążyły tyle wypić i wyszaleć się na parkiecie.
   - Cami, gdzie tak właściwie mam cię odwieźć? Do domy rodziców?
   - Nie - Pokręciła głową. - Nie chcę by mnie widzieli w takim stanie - Skuliła się w kulkę na siedzeniu. - Nie wiem. Gdziekolwiek. Może być hotel - mruknęła i przymknęła powieki, odpływając. Miała rację. Widok pijanej córki nie jest wymarzoną rzeczą dla rodziców, nawet gdy dziecko już jest dorosłe. Na dodatek gdyby jeszcze on ją tak odwiózł.. Hotel? Nie chce ją w nocy targać po hotelach.. Co zrobił? Po prostu obrał kierunek do swojego mieszkania, gdzie miał najbliżej.
 Gdy byli na miejscu, wydawało mu się, że dziewczyna mocno śpi, więc nie chciał jej budzić. Zgasił silnik, wysiadł i obszedł samochód. Otworzył drzwi i zabrał Camilę na ręce. Wyszedł na górę, do swojego mieszkania i zaniósł ją do sypialni. Ułożył ją na łóżku i zabrał koc z fotela, by ją okryć. Zrobił to i gdy chciał wyjść z pomieszczenia, poczuł jak Martinez łapie go za nadgarstek.
   - Marc.. - mruknęła, patrząc na niego zaspanymi oczami. - Powiedz mi, dlaczego mnie nie szukałeś? Dlaczego po mnie wtedy nie przyjechałeś i nie zabrałeś z powrotem do domu, do ciebie? - zapytała i wtedy poczuł jak jej uścisk puszcza, a dziewczyna ponownie zasypia.
 Jej słowa zaczęły powtarzać się w jego głowie niczym echo. Dlaczego jej nie odnalazł i nie zabrał? Nie mógł przenieść się w czasie i zmienić przeszłości, choć w tym momencie tak bardzo tego pragnął. Popełnił błąd i teraz już nie miał jak go naprawić. Czy to oznaczało, że na początku chciała by tak to nie wyglądało? Widziała szansę na to by mogli do siebie wrócić? Teraz to chyba nie miał większego znaczenia, jeżeli Camila ułożyła sobie tam życie na nowo i chce wyjść za mąż za innego.
  Pochylił się nad nią niepewnie i ucałował w czoło, odgarniając z niego kosmyki jej włosów. Widział jak miarowo oddycha, a jej klatka piersiowa unosiła się delikatnie w górę i w dół.
   - Dobranoc - szepnął i ruszył do wyjścia. Zgasił światło i zamknął za sobą drzwi. Udało mu się wykręcić z tej całej imprezy, więc z tego powodu był zadowolony.
 Wszedł do salonu i usiadł na kanapie. Przetarł dłonią swoją twarz i spojrzał w głąb ciemnego pokoju. Wszystko było do kitu. On był do kitu. Przeszłość. Jego decyzje. Teraźniejszość. Oraz to, że nigdy nie czuł się tak słaby i bezradny. Zabrał drugi koc i małą poduszkę. Położył się na kanapie, ale nie mógł długo zasnąć. Udało mu się dopiero nad ranem.
  Obudził go budzik, jak co dzień. Podniósł się z kanapy i wyłączył alarm w komórce. Ziewając, zauważył małą karteczkę, która leżała na niskim stoliku. Wziął ją do ręki i otworzył: "Dziękuję. C."
 Wstał i od razu poszedł do pokoju obok. Zajrzał do środka, ale zastał tam tylko idealnie zaścielone łóżko. Nic więcej.

*** 
Lubię tutaj scenę z Maite z Martinem. Ogólnie ich uwielbiam, więc stąd ich obecność w tym opowiadaniu.
Czekam na Wasze opinie i komentarze, których niestety jest chyba coraz mniej :(
Jak nie dla mnie, to może dla Marca? ;)

10 komentarzy:

  1. Zalane dziewczyny, hahaha. Genialne!
    Dołączam się do pytania Camili. Czemu Marc jej nie szukał? Powinien!
    Tak czy siak, czekam na następny! Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie, dlaczego jej nie szukał?
    Pijane dziewczyny to coś co zdecydowanie lubię :)
    Maite i Martin są cudowni! Kocham ich jako parę!
    Rozdział przecudny! Czekam na nowość!
    Pozdrawiam! <33

    OdpowiedzUsuń
  3. rozdział mega :p Marc taki słodki w nim jest:p czekam na cześć następną:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pijany człowiek to ponoć szczery xd taaaak. Scena Martina i Maite boska ♡ i Camila i Marc. Ehhh. Ja wiedziałam że on głupi jest. Ale żeby aż tak? ; (
    czekam na nowość ;*
    Inszaaaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniały rozdział. Myśli trzeźwych słowami pijanych. Pytania jakie zadała Camila na pewno dadzą jeszcze wiele do myślenia Marcowi. Ach, ale piękny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ah to była taka romantyczna końcówka M&C *.* Więcej takich!

    OdpowiedzUsuń
  7. Uuu, widze dzieje się tu dużo xD ciekawe czy wrócą do siebie mogą dać sb szanse xD ok, pisz szybko kolejny !! czekam
    pozdro ;)

    ~ Angi

    OdpowiedzUsuń
  8. jej tak dużo się tu działo :)
    no właśnie Marc, czemu jej nie szukałeś ?!
    oni muszą ze sobą szczerze porozmawiać, może jeszcze coś z tego będzie ;)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Ha, w końcu skończyłam :D To opowiadanie mi się mega podoba i czekam na nowy rozdział! Dodaj szybko!!

    OdpowiedzUsuń