piątek, 24 października 2014

Rozdział V

 Czasami zdarza się coś takiego w życiu człowiek, że wszystkiego mu się odechciewa. Traci chęć do wszystkiego, co wcześniej sprawiało mu radość i zapewniało rozrywkę.
 Tak w tym momencie czuł się Marc. Nigdy nie myślał, że ponowne pojawienie się Camili i informacja o chęci jej ponownego zamążpójścia sprawi, że ten poczuje się jakby ktoś wylał mu na głowę wiadro zimnej wody.
  Siedział na kanapie w swoim salonie z nogami wyłożonymi na stoliku, z pilotem w dłoni i znudzony przerzucał kanałami. Mógł tak w nieskończoność, ale pewnie i tak nie znalazłby nic, co mogłoby go zainteresować. W pewnym momencie usłyszał dźwięk połączenia Skype, więc spojrzał na ekran laptopa, który stał obok niego. Dzwonił jego przyjaciel, który rok wcześniej zmienił klub i wyprowadził się z Barcelony. Bartra wyłączył telewizor i zabrał laptop na kolana.
   - Cześć, stary. Jak tam? - Od razu zobaczył przed sobą twarz starszego Alcantary.
   - Jakoś leci - Kiwnął głową. - A u ciebie?
   - Też. Julia wyszła z jakimiś koleżankami, więc ja siedzę w domu - Wzruszył ramionami. - Wyglądasz jakbyś cały dzień góry przenosił albo był nie w sosie.. Tak w kość daje wam "stary nowy" trener? - zaśmiał się.
   - Było zostać to byś się przekonał - odparł zaczepnie.
   - Wiesz, zrobiłem miejsce młodszym - uśmiechnął się.
   - Staruszek się odezwał - Marc prychnął żartobliwie. - A tak na serio.. Rozmawiałeś ostatnio z kimś stad?
   - Wczoraj z Rafinhą, ale.. Marc, stało się coś? - zmarszczył czoło.
   - Camila wróciła - powiedział cicho. - I chce bym podpisał papiery rozwodowe by wyjść za jakiegoś dzianego gogusia..
   - Więc czemu tego nie zrobisz?
   - Nie wiem.. Nie chcę - Przejechał dłonią po twarzy.
   - Wiesz.. Może tak naprawdę nadal coś do niej czujesz i gdy teraz wróciła, nie chcesz jej znów stracić? Wiem, że mówiłeś mi coś całkiem podobnego gdy na wakacjach spotkałem Rie, ale wiesz...
   - Co wiem? To nie jest to samo, Thiago. Po pierwsze, ty zostawiłeś ją dla blondyny, a ja z Cami się pokłóciliśmy, a po drugie, wy byliście ze sobą znacznie dłużej.
   - Marc, nie mówimy o mnie, a o tobie.. - westchnął zawodnik Bayernu. - Może spróbuj z nią jeszcze porozmawiać?
   - Jest zdecydowana co do tego wszystkiego i... - nie skończył, bo usłyszeli otwierające się drzwi do mieszkania Marca i po chwili weszli, a właściwie wtargnęli, Sergi z Martinem.
   - Zbieraj tyłek i wychodzimy - zawołał Roberto na powitanie.
   - I nie ociągaj się, bo udało mi się przekonać mamę Maite by została z Dylanem, bo ta poszła gdzieś z dziewczynami.. - dodał Montoya.
   - To z nim jest aż tak źle, że to dwaj najwięksi domownicy muszą go wyciągać? - zdziwił się Thiago.
   - O, siema - zareagował Sergi i od razu usiadł obok Marca. - Wyobraź sobie, że zawsze narzekamy na niego gdy wychodzi w tango i ląduje za każdym razem z inną laską w łóżku, ale teraz, taki przymulający jest jeszcze bardziej wkurzający - zwrócił się do kamerki.
   - Więc trzeba coś z tym zrobić - dorzucił lewy obrońca.
   - I tu się z wami zgadzam, chłopaki - zaśmiał się pomocnik. - Słyszałeś, Marc? Masz z nimi iść - pokiwał palcem.
   - A jeżeli nie chcę? - Bartra wywrócił oczami.
   - To weźmiemy cię siłą - powiedział Sergi całkowicie poważnie.
   - Dobra, to dajcie mi pięć minut - pokręcił głową, odłożył laptop i skierował się do swojego pokoju.

 Bawiły się świetnie. Wyszły do klubu, zamówiły drinki i wirowały we trzy na parkiecie. Czasami nawet pojawiali się panowie, które zauważywszy trzy rozbawione dziewczyny, porywali je do tańca. Maite wtedy powtarzała przyjaciółkom po milion razy by nie wspominały o tym Martinowi, bo zaraz mruczałby coś sobie pod nosem. Krótko mówiąc, byłby zazdrosny. Na całe szczęście dwie pozostałe miały z tym spokój, bo w końcu Ria była sama, a narzeczony Martinez jest na innym kontynencie.
 Maite z Rią tańczyły niedaleko ich stolika, a Camila kawałek dalej razem z jakimś brunetem, który kilka chwil wcześniej porwał ją na środek parkietu. W pewnym momencie Dominguez poczuła czyjeś dłonie na swojej talii i automatycznie się odwróciła z zamiarem uderzenia w twarz tego oto zuchwalca. I zrobiła to, a po chwili otworzyła szeroko oczy i zakryła buzię dłonią. Usłyszała śmiech Rii za sobą i dwóch towarzyszy poszkodowanego.
   - No jakby nie patrzeć, prawidłowa reakcja - powiedział trochę zaskoczony, rozmasowując obolały policzek.
   - Matko, Martin, przepraszam! - jęknęła, ujęła jego twarz w dłonie i pocałowała. - Tak właściwie, co wy tutaj robicie? - zapytała, gdy całą piątką ruszyli do stolika. - Mogłeś powiedzieć, że też chcesz wyjść.
   - Przejmuję całą winę. To ja nagle go wyrwałem, bo stwierdziłem, że trzeba naprawić tego oto człowieka - Sergi wskazał na Marca.
   - Ej, wcale nie trzeba mnie naprawiać! Wszystko ze mną w porządku.. - powiedział i zajął miejsce przy samym krańcu narożnika.
   - Tak, szczególnie gdy siedzisz w domu i się dobijasz z jasnego powodu - mówił Roberto. - A właśnie, gdzie macie Camilę?
   - Tańczyła tam gdzieś dalej - odparła Maite i oparła głowę o ramię swojego faceta. - Miałeś szczęście, że moja mama jest u nas i została z Dylanem.. I wiesz co? Jestem pijana, więc ty dziś nie przeginaj - pokiwała mu palcem przed nosem.
   - Dobrze - zaśmiał się. - Jak chłopaki przyjdą to nadgonią za mnie - dodał.
   - O, a kogo jeszcze namówiliście do ratowania Bartry? - zapytała Ria i dopiła resztę swojego drinka.
   - Namówiłem Ter Stegena, Rafinhę no i obu Jordich - odparł pomocnik.
   - A dzwoniłeś po Coral? - Ria spojrzała na niego.
   - Nie, bo to miał być męski wieczór, a poza tym i tak jest u rodziców, a czemu pytasz?
   - W takim razie nie będzie miała mi za złe, kiedy wypożyczę sobie ramienia jej chłopaka, a mojego starego przyjaciela - westchnęła i oparła głowę o niego. - Zdecydowanie za dużo wypiłam - jęknęła.
   - Właśnie widzę - Martin wskazał na wszystkie puste szklanki na stoliku. - Dużo tego.
   - E tam, kelnerka już połowę zabrała - Ria machnęła ręką, a panowie popatrzyli po sobie.
   - To teraz się przyznać, która wypiła najwięcej? - zaśmiał się Roberto.
   - Camila - odpowiedziały równo dziewczyny.
   - Dziś sobie nie szczędziła - powiedziała uśmiechnięta Garrido i spojrzała kątem oka na Bartrę.
   - Wybaczcie na chwilę - mruknął Marc, w końcu się odzywając. Wstał i przedzierając się przez tłum ludzi, skierował się w stronę toalet. Nie miał dziś ochoty na wielkie imprezowanie, ale wyszedł z chłopakami dla świętego spokoju. Wiedział, że gdzieś tu kręciła się Cami i to chyba jeszcze bardziej go dobijało. I nagle jak na złość zobaczył drobną szatynkę przy barze, która śmiała się z jakimś gościem. Zapewne tym samym o którym mówiły wcześniej dziewczyny. Chciał przejść obok i po prostu oddalić się w swoim kierunku, ale nogi jakby same poprowadziły w stronę baru.
   - Marc! - usłyszał jej głos i zobaczył jej słodki uśmiech, w którym tak bardzo kochał się zatracać. Podszedł bliżej i stanął przy nich. - Marc, wyobraź sobie, że na tym świecie istnieją jeszcze porządni ludzie.. - zaczęła. - Jestem naprawdę pijana, niektórzy pewnie chcieliby to wykorzystać, a taki Javi mówi, że to karygodne.. - trajkotała, wskazując nieznajomego. - I właściwie, Javi, poznaj najbardziej obiecującego, młodego zawodnika Barcelony i najlepszego obrońcę Hiszpanii - wskazała na Marca, który słysząc jej słowa, zarazem poczuł dumę jak i lekkie zdziwienie. Pochlebiały mu jej słowa, ale nie wiedział czy tak naprawdę uważała czy po prostu mówiła tak, bo była zalana. - I przy okazji najprzystojniejszego chłopaka dwudziestego pierwszego wieku, czyli mojego męża - zaśmiała się. - Ale mam zamiar jeszcze wyjść za innego, wiec... - zacięła się, drapiąc po głowie.
   - Więc jeżeli twój mąż już jest na miejscu to myślę, że jesteś w dobrych rękach - uśmiechnął się chłopak nazywany Javierem. Spojrzał jeszcze raz na Marca i się z nimi pożegnał. Piłkarz zajął jego miejsce przy barze i spojrzał na Camilę.
   - Wiesz co Marc.. - zaczęła i oparła głowę na łokciu. - To była świetna impreza. Nie bawiłam się tak od... - Zamyśliła się. - Pięciu lat - dodała.
   - Musisz więc przylatywać tutaj na imprezy - puścił do niej oczko.
   - Najwyraźniej - westchnęła. - Boże, dawno nie byłam taka pijana! Chyba już jestem do niczego.. Chcę do łóżka - spojrzała na Marca. - Tylko i wyłącznie spać! - dodała natychmiastowo.
   - Odwieźć cię? - zapytał, a ta pokiwała tylko głową. Wstali z wysokich, barowych krzesełek i wolnym krokiem ruszyli do stolika, gdzie byli już wcześniej wymienieni piłkarze, którzy mieli dołączyć. Marc zameldował, że odwiezie Cami. Wtajemniczeni nie kryli swojego lekkiego zaskoczenia, ale nie protestowali, bo pijanej Martinez było wszystko jedno. Nawet to, że odwiezie ją Marc.
 Wyszli z klubu i od razu odnaleźli samochód piłkarza na parkingu. Oboje mieli szczęście, że Marc jeszcze nie zdążył nic wypić. Chłopak pomógł jej wsiąść i zapiąć pasy, a dopiero później zajął miejsce za kierownicą. Wyjechali na drogę, a Cami od razu zmieniła swoją pozycję. Usiadła bokiem, opierając się o drzwi i zaczęła obserwować każdy ruch Marca.
   - Pamiętasz jak prosiłam cię o to byś nauczył mnie prowadzić? - zapytała, a on automatycznie uśmiechnął się pod nosem. - Później zdałam za pierwszym razem, bo miałam najlepszego nauczyciela. I byłam dumna z tego, że mi jako pierwszej osobie pozwoliłeś prowadzić swój pierwszy samochód - uśmiechnęła się.
   - To były czasy, co? - zaśmiał się Marc.
   - Racja - kiwnęła głową. - Dawne czasy - dodała i oparła głowę o zagłówek. Wyglądała na naprawdę zmęczoną. Musiały być tam od dłuższego czasu, jeżeli zdążyły tyle wypić i wyszaleć się na parkiecie.
   - Cami, gdzie tak właściwie mam cię odwieźć? Do domy rodziców?
   - Nie - Pokręciła głową. - Nie chcę by mnie widzieli w takim stanie - Skuliła się w kulkę na siedzeniu. - Nie wiem. Gdziekolwiek. Może być hotel - mruknęła i przymknęła powieki, odpływając. Miała rację. Widok pijanej córki nie jest wymarzoną rzeczą dla rodziców, nawet gdy dziecko już jest dorosłe. Na dodatek gdyby jeszcze on ją tak odwiózł.. Hotel? Nie chce ją w nocy targać po hotelach.. Co zrobił? Po prostu obrał kierunek do swojego mieszkania, gdzie miał najbliżej.
 Gdy byli na miejscu, wydawało mu się, że dziewczyna mocno śpi, więc nie chciał jej budzić. Zgasił silnik, wysiadł i obszedł samochód. Otworzył drzwi i zabrał Camilę na ręce. Wyszedł na górę, do swojego mieszkania i zaniósł ją do sypialni. Ułożył ją na łóżku i zabrał koc z fotela, by ją okryć. Zrobił to i gdy chciał wyjść z pomieszczenia, poczuł jak Martinez łapie go za nadgarstek.
   - Marc.. - mruknęła, patrząc na niego zaspanymi oczami. - Powiedz mi, dlaczego mnie nie szukałeś? Dlaczego po mnie wtedy nie przyjechałeś i nie zabrałeś z powrotem do domu, do ciebie? - zapytała i wtedy poczuł jak jej uścisk puszcza, a dziewczyna ponownie zasypia.
 Jej słowa zaczęły powtarzać się w jego głowie niczym echo. Dlaczego jej nie odnalazł i nie zabrał? Nie mógł przenieść się w czasie i zmienić przeszłości, choć w tym momencie tak bardzo tego pragnął. Popełnił błąd i teraz już nie miał jak go naprawić. Czy to oznaczało, że na początku chciała by tak to nie wyglądało? Widziała szansę na to by mogli do siebie wrócić? Teraz to chyba nie miał większego znaczenia, jeżeli Camila ułożyła sobie tam życie na nowo i chce wyjść za mąż za innego.
  Pochylił się nad nią niepewnie i ucałował w czoło, odgarniając z niego kosmyki jej włosów. Widział jak miarowo oddycha, a jej klatka piersiowa unosiła się delikatnie w górę i w dół.
   - Dobranoc - szepnął i ruszył do wyjścia. Zgasił światło i zamknął za sobą drzwi. Udało mu się wykręcić z tej całej imprezy, więc z tego powodu był zadowolony.
 Wszedł do salonu i usiadł na kanapie. Przetarł dłonią swoją twarz i spojrzał w głąb ciemnego pokoju. Wszystko było do kitu. On był do kitu. Przeszłość. Jego decyzje. Teraźniejszość. Oraz to, że nigdy nie czuł się tak słaby i bezradny. Zabrał drugi koc i małą poduszkę. Położył się na kanapie, ale nie mógł długo zasnąć. Udało mu się dopiero nad ranem.
  Obudził go budzik, jak co dzień. Podniósł się z kanapy i wyłączył alarm w komórce. Ziewając, zauważył małą karteczkę, która leżała na niskim stoliku. Wziął ją do ręki i otworzył: "Dziękuję. C."
 Wstał i od razu poszedł do pokoju obok. Zajrzał do środka, ale zastał tam tylko idealnie zaścielone łóżko. Nic więcej.

*** 
Lubię tutaj scenę z Maite z Martinem. Ogólnie ich uwielbiam, więc stąd ich obecność w tym opowiadaniu.
Czekam na Wasze opinie i komentarze, których niestety jest chyba coraz mniej :(
Jak nie dla mnie, to może dla Marca? ;)

sobota, 11 października 2014

Rozdział IV

    Stała na podwyższeniu w długiej, białej sukience z koronkową wstawką na plecach i obszernym trenem. Przed sobą miała ogromne lustro, w którym widziała całą siebie. Sukienka, która przyleciała wczoraj od projektantki z Kalifornii leżała na Camili idealnie.
   - Jest śliczna - powiedziała Maite, która stała obok przyjaciółki. - Lepszej nie mogłaś wybrać.
   - Mogła taką wysadzaną diamentami - zaśmiała się Ria. - Adrian na pewno by na taką nie poskąpił!
   - Przestań - Przyszła panna młoda pokręciła głową. - Jego mama miała taką na oku, ale ja jej nie chciałam. Nie jestem choinką, którą trzeba przystrajać - westchnęła i wygładziła górę swojej spódnicy.
   - Jesteś jakaś taka markotna, a na przymiarce swojej sukienki powinnaś tryskać radością - zauważyła Ria. - Stało się coś?
   - To przez Marca - mruknęła i spuściła wzrok.
   - Martwisz się tym, że nie podpisze papierów? - zapytała Dominguez.
   - To też, ale.. Śnił mi się dziś i to nie był taki zwyczajny sen - mówiła nieśmiało, strzelając nerwowo kostkami palców.
   - A jaśniej? - zdziwiła się Ria.
   - Nie wiem czemu, ale poszłam do jego mieszkania, gdzie wszędzie były rozsypane płatki kwiatów i świeczki, a potem.. Całowaliśmy się. Na łóżku. I... No i gdyby nie mój telefon to pewnie doszłoby do czegoś więcej.
   - A wiesz, że jeżeli ktoś ci się przyśni, to to oznacza, że się tęskni za nim? - Maite poruszyła brwiami.
   - Za Marciem? - jęknęła Cami. - No raczej nie - fuknęła. - Chcę tylko by zwrócił mi moją wolność.
   - Którą odzyskasz na jakieś pięć minut - zauważyła Ria. - Hej, a może ten sen to był jakiś znak?
   - Znak? O czym ty mówisz? - zdziwiła się Camila. Po chwili usłyszały głos Alice, wysokiej blondynki, która wraz ze swoim starszym kuzynem organizowali ślub. Opuściła ich jakieś dziesięć minut później, bo dzwonił jej telefon.
   - Wracając do tematu tej sukienki.. - zaczęła Ria jakby nigdy nic. - Trzeba było się zgodzić na te diamenty - zaśmiała się.
   - Jeżeli trzeba by było, Adrian na pewno by nie odmówił - wyszczerzyła się Alice. - Cami, a ty myślałaś już co zrobisz z włosami?
   - Wolałabym raczej je spiąć - stwierdziła. - I na pewno nie chcę welonu.
   - Dlaczego nie? - zdziwiła się organizatorka. - To przecież taki piękny symbol! - dodała i zabrała od razu z jednego manekina długi, biały welon i zaczęła wpinać go we włosy Martinez.
   - Myślisz, że oni przez ten cały czas nic nie ten teges... - Ria zwróciła się do blondynki z ironią. - Z tego co mi wiadomo to znak czystości, a jeżeli Cami go nie chce..
   - No dobrze - uśmiechnęła się lekko Alice i zabrała dodatek. - Cami i tak będzie najpiękniejszą panną młodą! - pisnęła, a stojąca za nią Ria zaczęła ją przedrzeźniać. Maite zakryła buzię, by nie pokazać, że z czegoś się śmieje, a Camili udało się zachować całkowitą powagę. Panna Garrido miała już styczność z tą kobietą, bo w końcu organizowała ślub jej najlepszej przyjaciółki i od samego początku jej się nie podobała. Nie polubiła jej. - Adi będzie naprawdę zachwycony!
   - Też tak myślę - odparła dziewczyna z lekkim uśmiechem. - Ja już pójdę się przebrać - dodała i zeszła z podestu, kierując się do pomieszczenia obok. Starannie zdjęła sukienkę i odwiesiła na manekin, po czym ubrała na siebie swój strój. Chwyciła za ucho torebki i wróciła do głównego pomieszczenia.
   - Wszystko mamy tutaj jasne, więc nie jestem już potrzebna. Pa, dziewczynki! - Blondynka schowała swój ogromny telefon do torebki, umazała policzek każdej czerwoną szminką i wyszła z salonu.
   - Zgiń i przepadnij - warknęła Ria, a tamte dwie spojrzały pytająco na nią. - Pa, dziewczynki! Mua, mua - pisnęła, naśladując Alice i znów napotkała spojrzenia przyjaciółek. - No co? Nie lubię jej i tyle! - powiedziała, gdy wyszły już z salonu.
   - Czym ci zawiniła? - Camila zmarszczyła brew.
   - Nie słyszałaś jej? - prychnęła. - Adrian to, Adi tamto.. - wywróciła oczami. - Nie zdziwiłabym się gdyby też z chęcią wskoczyłaby mu do łóżka.
   - Ria, skąd taka nagła zmiana nastroju? - zapytała Maite. - Odmieniło ci się gdy Cami zaczęła mówić o Marcu.
   - Powiedz o co ci chodzi? Co miałaś na myśli, mówiąc o tym całym śnie jako znaku? - głos zabrała córka trenera Barcy. Wszystkie się zatrzymały tuż przed samochodem Rii.
   - O co mi chodzi? - warknęła. - Między innymi o to, że może w końcu zdecydowałabyś się czego tak naprawdę chcesz i co czujesz, bo to się zaczęło robić męczące.. I to nie jest sprawiedliwe, że ty masz i męża i narzeczonego, a ja nie mam nikogo - fuknęła.
   - Co?! - spojrzała na nią z niedowierzaniem. - Dobrze wiesz, że już dawno wybrałam Adriana.
   - Tak? Powiedz mi teraz prosto w twarz, że nic, a nic nie czujesz do Bartry.. Sama zarządziłaś by podczas naszych rozmów o nim nie wspominać, a gdy już przez przypadek się wymsknęło, od razu podnosiłaś głos by o nim nie mówić. Gdybyś całkowicie o nim zapomniała, wisiałoby ci to czy ja o nim mówię czy nie. I gdy powiedziałaś o tym śnie, właśnie sobie uświadomiłam, że może nie jesteś z nami do końca szczera - mówiła podenerwowana. - Może powinnaś rzucić w cholerę tą Amerykę i wrócić tutaj, a swojego Romeo zostawić Alice, która ma na niego chrapkę.
   - Zostaw tę dziewczynę w spokoju.. Zna się z Adrianem od dziecka i są przyjaciółmi - westchnęła. - Masz jakieś chore urojenia i uprzedzenie do każdej blondynki odkąd Julia odbiła ci Thiago - krzyknęła. - Może właśnie dlatego jesteś sama, bo nie potrafiłaś go przy sobie zatrzymać - powiedziała jej to prosto w twarz, a Ria prychnęła pod nosem. To, że dziewczyny zaczęły tworzyć tak zgraną paczkę razem z piłkarzami nie tylko było zasługą Lucho.. Ria zaczęła się w tym czasie spotykać z Alcantarą i byli chyba najsłodszą parą z nich wszystkich. Marc z Camilą, Lorena z Cristianem czy Maite z Martinem nawet im nie dorównywali. Byli najbardziej zgodni, najbardziej zgrani i mieli gdzieś to co myślą inni. Dwa lata po wyjeździe Camili do Stanów, Thiago poznał blondwłosą Julię, która idealnie wykorzystała to, że pomiędzy nim i Rią coś się zaczęło psuć. Rozstali się niby w zgodzie i postawili na przyjaźń.
   - Wiesz co? Spędził praktycznie całe wakacje tu, w Barcelonie i widziałam go tylko dwa razy. Raz z daleka, gdy szedł gdzieś z Rafinhą, a drugi w galerii. Wpadliśmy na siebie przez przypadek i obiecał, że zadzwoni i zmówimy się na jakieś spotkanie, jak to przyjaciele, bo przyleciała od razu ta lalka - prychnęła. - Tyle go widziałam, a gdy spróbowałam zadzwonić, odebrała Julia, więc odpuściłam. I wiecie co? Po tych pieprzonych trzech latach, otwarcie przyznaję się, że nadal go kocham - dokończyła z łamiącym się głosem i spojrzała na Camilę, która od razu zmiękła. Podeszła do niej i mocno przytuliła.
   - Przepraszam - szepnęła.
   - Ja też - powiedziała Ria.
   - Dziewczyny, jesteście zdrowo popaprane. Obie - westchnęła Maite, która dotąd stała z boku. Podeszła do nich i objęła obie ramionami. Camila wiedziała, że to co mówi Garrido jest prawdą, ale nigdy wcześniej nie dopuszczała tego do siebie. Już postanowiła i nie zmieni zdania. Chce rozwodu z piłkarzem i wyjść za Adriana, pomimo wszystkiego. Tak szkoda jej było przyjaciółki, bo wiedziała, że przed wszystkimi zgrywała wielką twardzielkę po rozstaniu z Alcantarą, a tak naprawdę była załamana.
   - Cami, kiedy Adrian ma przylecieć? - zapytała Ria, wycierając pojedynczą łzę z policzka, kiedy już od siebie odeszły.
   - Dopiero w środę - skrzywiła się Martinez. - Sprawy w firmie.
   - Może nawet i lepiej, bo wszystko już jest przygotowane i będziemy cię mieć dłużej dla siebie! - zaśmiała się cicho, a Cami spojrzała po nich pytająco.
   - Myślałaś, że puścimy cię tak bez wieczorku.. No może nie panieńskiego, bo panną to już nie jesteś, ale takiego babskiego - uśmiechnęła się Maite.
   - Będzie w niedzielę wieczorem - wyszczerzyła się Ria. - I nie przyjmujemy odmowy! - powiedziała ostro. - A teraz wsiadamy do samochodu i jedziemy coś zjeść, bo umieram z głodu - zarządziła.
   - Ja powinnam wracać, bo Martin jest z małym sam - powiedziała młoda matka.
   - Przecież da radę, a godzinka w tą czy w tą.. Chodźmy - pokiwała głową i zaprosiła przyjaciółki do samochodu.

  Zatrzymała się przed drzwiami mieszkania i już uniosła dłoń by zapukać, ale nagle ją zatrzymała.. Co mu powie? Przechodziła obok i tak pomyślała, że wpadnie czy prosto z mostu wyrzuci po co przyszła? To wszystko było nienormalne. Nie mógł tak po prostu jej tego podpisać i mieć spokój, oczywiście że nie. Ona musiała teraz chodź i o to prosić.
  Nie miała zielonego pojęcia co powie, gdy Bartra jej otworzy, ale zapukała. Najpierw cicho, a gdy nic nie usłyszała, spróbowała głośniej. Wciąż nikt nie odpowiadał. Pomyślała, że musiało go nie być, ale jeszcze nacisnęła na klamkę i ku jej zdziwieniu, drzwi puściły. Lekko je uchyliła i zajrzała niepewnie do środka.
   - Marc? - wydusiła z siebie, wchodząc do przedpokoju. - Marc, jesteś? - zapytała głośniej i wtedy usłyszała jak drzwi przed nią się otwierają i w progu zobaczyła sylwetkę obrońcy. Prezentował się przed nią jedynie w białym ręczniku, przepasanym przez biodra. Musiał dopiero co brać prysznic, bo pojedyncze kropelki jeszcze kapały z jego włosów, spadając na idealnie wyrzeźbiony tors piłkarza. Camila przez ten obrazek poczuła jakby na kilka sekund zapomniała jak się oddycha. To nie był ten sam Marc, którego tutaj zostawiła. To był początkujący piłkarz, pragnący wybić się jak najwyżej, a teraz co? Teraz gra w najlepszej drużynie, wśród prawdziwych gwiazd piłki nożnej. Zadebiutował w reprezentacji narodowej i stał się znany. Zakochała się w dzieciaku, a teraz chłopak reprezentował się jako dojrzały mężczyzna. Jeszcze raz spojrzała na jego tors.. Adrian od czasu do czasu ćwiczył i ciągle dbał o siebie, ale pod tym względem ani trochę nie dorównywał Bartrze. Skarciła się przez to wszystko w myślach i spojrzała nieśmiało na swojego byłego faceta. - Pukałam..
   - Brałem prysznic. Nie słyszałem - rzucił cicho. - Poczekaj w salonie, a ja się ubiorę - dodał, a ona pokiwała głową. Wcale nie miała nic przeciwko, gdyby jednak został z nią w takim stroju.. Jednak mógłby ją to rozproszyć, a chce przecież nakłonić go do rozwodu. Zniknął za drzwiami drugiego pokoju, a ona odwróciła się i wolnym krokiem weszła do większego pomieszczenia. Usiadła na rogu kanapy i rozejrzała się dookoła. Była tu już wcześniej, gdy przyszła z dokumentami, ale wtedy tylko krzyczała na piłkarza. Pokój był pomalowany na jasny beż. Przed sobą miała brązową meblościankę wraz z olbrzymim telewizorem, obok którego leżała konsola,  po lewej było duże okno wraz wyjściem na balon, przed sofą stał niski, szklany stolik, a po prawej komoda. Nad nim wisiała długa półka, na której stały nagrody. Podeszła do niej i zaczęła wszystkie dokładnie oglądać. Miał tu je wszystkie. Nawet te z dziecięcych lat, które już widziała. Właśnie trzymała w dłoni złoty medal, który zdobył na Mistrzostwach Europy w Piłce Nożnej U-21 w Izraelu, kiedy usłyszała ciche chrząknięcie. Spojrzała w stronę wejścia, skąd to usłyszała. Oparty o framugę drzwi, ubrany w jeansy i ciemny T-shirt, stał gospodarz i się jej przyglądał.
   - Przepraszam - Zmieszała się i odłożyła medal na miejsce.
   - Nic się nie stało - Pokręcił głową. - Jeżeli o to chodzi, nie podpisałem tych papierów - dodał i usiadł na sofie. Wziął ze stolika szklankę z wodą i trochę z niej upił.
   - Marc, mi naprawdę na tym zależy - westchnęła, a ten cicho zaśmiał się pod nosem. - Sprawia ci to radość, że tu stoję i cię o coś proszę? - przymrużyła powieki.
   - Po prostu po raz kolejny słyszę, że na czymś bardzo ci zależy - prychnął. - Tylko, że wtedy to nie potrwało długo - dodał i wypił do końca zawartość szklanki. Zabolało i ukuło prosto w serce. Wiedział co powiedzieć, by wywołać w niej kolejne wspomnienia i wyrzuty.
   - Posłuchaj, gdybyś był na moim miejscu i przyszedł z papierami, podpisałabym ci je bez zawahania - Zebrała w sobie resztki siły i spróbowała zabrzmieć poważnie. Wstał i do niej podszedł, tak samo blisko jak za pierwszym razem gdy tu była.
   - Jesteś pewna, że bez zawahania? - zapytał niskim tonem, parząc jej w oczy.
   - Nie dogadamy się dziś, prawda? - szepnęła, przełykając nerwowo ślinę. Gdy był tak blisko, od razu przypomniał jej się widok jeszcze sprzed paru minut. Marc bez koszulki z mokrymi włosami..
   - Nie odpowiedziałaś na moje pytanie - kiwnął głową, a ona tylko lekko rozchyliła usta i jęknęła z niedowierzaniem. Bartra grał z nią w jakąś pieprzoną grę, której tylko on sam znał reguły. Odepchnęła go lekko od siebie i ze spuszczoną głową wyszła z mieszkania. Tym razem nie wygrała.

środa, 1 października 2014

Rozdział III

  Wtedy przecież wszystko było takie proste.. Poznała ich wszystkich dzięki ojcu, który ich trenował. Prócz Rii, z którą dzieliła szkolną ławkę, wcześniej jakoś nie miała takich prawdziwych przyjaciół.. Oni byli inni. Wspaniała paczka przyjaciół, w której rzadko ktoś się kłócił, często się spotykali i czerpali z tego prawdziwą przyjemność. Później jeszcze do ich klasy dołączyła Maite, zaprzyjaźniły się i również wciągnęli do ich grona znajomych. Nawet nie wiedziała kiedy całkowicie zatraciła się w młodym Bartrze. Była w niego całkowicie zapatrzona i pewnie nawet poszłaby za nim w ogień. Gdy się uśmiechał, czuła jak miękły jej nogi, a gdy mówił do niej niskim i tak bardzo męskim głosem, miała wrażenie jakby topiła się od środka. Była naprawdę w nim zakochana i czuła, że on w niej też. O tym, że Bartra kręcił z młodą panną Martinez wiedziało mało osób. Zataili to przed rodzicami, na początku z powodu tego, by uniknąć ich zbędnych i głupkowatych gadek o szczeniackiej miłości, a później.. Tkwili w tej tajemnicy i było im z tym dobrze. Z czasem przyzwyczaili się i polubili potajemne wyjścia, spotkania. Co z tego, jeżeli później to wszystko pękło niczym bańka mydlana..
  Cały dzień spędziła razem z dwiema młodszymi siostrami oraz mamą, chodząc po sklepach, udając się do kina i wspólny obiad. Taki rodzinno-damski wypad. Tęskniła za takim. Zawsze była blisko ze swoją rodziną i bardzo tęskniła za nimi będąc w Stanach, choć rozmawiali przez telefon albo internet prawie codziennie. Później dołączyli do nich dwaj mężczyźni, ojciec Camili i brat, psując czysto damskie wyjście, ale tym samym nie popsuli panującego tam dobrego nastroju. Czuli się tak jak dawniej, gdy jeszcze wszyscy byli razem.
  Po kolacji dziewczyna udała się do swojego pokoju, który nie zmienił się ani trochę od dnia jej wyjazdu do Los Angeles. Czerwone ściany, ciemne meble z czerwonymi dodatkami, długie zasłony przy oknie i wszędzie puchowe poduchy. Ubrana w stare dresy, siedziała na swojej ogromnej pufie w kącie pokoju razem z laptopem, przeglądając komplety mebli do ich nowego domu w Los Angeles, w którym zamieszkają po ślubie. Po chwili na ekranie pojawiło się okienko ze zdjęciem jej narzeczonego, informujące, że chce się z nią połączyć. Nacisnęła na zieloną słuchawkę, po czym na dużym ekranie zobaczyła uśmiechniętego Adriana, siedzącego przy biurku w swoim gabinecie w białej koszuli z cienkim, czarnym krawatem. 
   - Cześć, słońce - Usłyszała. - Jak w Barcelonie? 
   - Jest świetnie, choć brakuje tutaj ciebie - Pokazała mu język. - Widzimy się w niedzielę? 
   - No właśnie... - Skrzywił się, stukając nerwowo palcami o drewniany blat. Zaczął błądzić wzrokiem po pomieszczeniu zamiast patrzyć w ekran i obiektyw kamerki. - Nie w niedzielę.. 
   - Co? - Zmarszczyła brew. - Adrian, pragnę ci przypomnieć, że za półtora tygodnia jest nasz ślub - powiedziała z lekko podwyższonym tonem. - Rozumiem, że będziemy go brać na odległość, tak? - prychnęła. 
   - Nie! Przylecę, ale dopiero w środę razem z rodzicami. Proszę, zrozum. Mamy tutaj ogromny kocioł.. Wysypała nam się jedna firma budowlana i są jakieś niejasności w papierach do kupna nowego terenu pod osiedle.. Już nawet mam przebukowany bilet - Tłumaczył się, a ona ciężko westchnęła. - Zobaczymy się w środę, obiecuję - uśmiechnął się lekko. - Cami.. - mówił do niej. - Kochanie, no nie złość się - jęknął, a ona spojrzała na jego postać na ekranie. 
   - No dobrze.. - Wywróciła oczami. - Nie powiem, że jestem zadowolona, no ale.. - Wypuściła z siebie powietrze. 
   - Bardzo cię kocham, wiesz? - zaśmiał się cicho. - I nie mogę się doczekać aż w końcu zostaniesz panią Hernandez - wyszczerzył się, a ona nagle poczuła przypływ i uderzenie fali dziwnego gorąca. Pewnego dnia zostaniesz moją panią Bartra, zobaczysz! Jak dla mnie możesz nawet i w tym momencie - przypomniała sobie słowa Marca, który już dzień później był jej mężem. Dopiero teraz, gdy chciała wyjść za mąż za odpowiedniego mężczyznę, uświadomiła sobie jaka to była głupota i jej życiowy błąd, ponieść się chwili i emocjom, lecieć do urzędu i żenić się w wieku osiemnastu lat w tajemnicy przed wszystkimi. Uśmiechnęła się tylko do kamerki i pokiwała głową. - Rozmawiałaś już z Alice albo Juanem? Jak przygotowania? 
   - Rozmawiałam rano z Juanem. Mam jutro iść z Alice na przymiarkę sukienki. Zabieram ze sobą Maite i Rię, bo mama nie urwie się z pracy.. A poza tym, wszystko idzie zgodnie z planem. 
   - Więc wiedziałem kogo nająć by nie mieć z tym problemów - Puścił do niej oczko i wtedy spojrzał gdzieś dalej, a w tle słychać było głos jego sekretarki. Camila osobiście jej nie lubiła, bo łasiła się do Adriana.. Na szczęście bez wzajemności! Sama chętnie zostałaby jego sekretarką, ale jej po latach pracy, trafiło się asystowanie przyszłemu teściowi. - Kochanie, przepraszam cię, ale muszę kończyć. Ojciec zwołał nagłe zebranie. U ciebie już jest późno, więc zadzwonię jutro. Śpij dobrze - uśmiechnął się szeroko. 
   - Pa - Pomachała do niego i w tym momencie połączenie zostało zakończone. Odłożyła laptop na biurko i sama udała się do łóżka. Okryła się cienkim kocem, ponieważ noce były tu ciągle bardzo ciepłe i zgasiła małą lampkę obok łóżka. Nastała ciemność. Ciągle mrużyła i przymykała oczy, ale coś nie dawało jej spokoju.. Wbiła wzrok w dużą porcelanową lalkę, ubraną w różową suknię, prezent od ukochanej babci na jej siódme urodziny i przygryzła dolną wargę. A co jeżeli nie uda jej się nakłonić Marca do podpisania papierów? Będzie musiała wyjawić to przed Adrianem i ze ślubu nici.. Wszyscy zawsze powtarzali, że Camila była uparta jak cholera, ale Marc nie był o wiele lepszy od niej. Potrafił trzymać przy swoim czym denerwował wszystkich dookoła. Wiedziała, że będzie musiała się z nim spotkać i wszystko obmówić, przekonać, a nawet jeżeli będzie trzeba to prosić na kolanach! 

  Nacisnęła na klamkę i weszła do mieszkania, a przed nią pojawił się usypany chodniczek z płatków czerwonych róż. Zamknęła za sobą drzwi, odłożyła torebkę na bok i zdjęła szpilki, kładąc delikatnie stopy na kwiatowym dywanie. Szła po woli, wdychając zapach perfumowanych świeczek, które wszędzie były porozstawiane. Byłoby całkowicie ciemno, gdyby nie ich ciepły blask. 
 Płatki róż zaprowadziły ją na taras, gdzie stał okrągły stolik z białym obrusem, rozłożonymi talerzami i sztućcami. Obok leżała pojedyncza różna i kubełek z lodem, do którego włożony był szampan. 
Dopiero po chwili zauważyła tam obecność młodego chłopaka, ubranego w ciemne spodnie i jasnoniebieską koszulę, która lekko opinała jego cudownie umięśnione ramiona i tors. Podszedł do stolika i nalał szampana do dwóch wysokich kieliszków. Podszedł do niej i wręczył jeden. 
   - Jednak jesteś - uśmiechnął się i upił łyk. Dziewczyna zrobiła to samo, po czym chłopak zabrał od niej szkło i odstawił na bok. - Jesteś wyjątkowa, wiesz? - powiedział i delikatnie przesunął wierzchem swojej dłoni po jej policzku. Złapał mocno za jej dłoń, a drugą rękę położył na talii dziewczyny i przysunął ją do siebie, tak że teraz przylegała do niego całym ciałem. Dłoń, którą wcześniej ściskał z jej, sunął wolno ku górze, dotykając jej przedramienia, później ramienia, obojczyka, szyi i położył ją na jej policzku. Przysunął bliżej swoją twarz i musnął jej usta, tak jakby robił to po raz pierwszy w swoim życiu. Poczuła jak dziwnie przyjemne prądy przeszywają jej całe ciało, a także chęć ponowienia tego. Uniosła się lekko na palcach i by sama posmakować ust chłopaka. On jednak nieoczekiwanie zabrał ją na ręce i ciągle całując, wszedł do środka mieszkania, krocząc po płatkach róż do samej sypialni. Ułożył ją delikatnie na łóżku, które również całe zasłane było różami. 
 Czuła jego pocałunki wszędzie. Jego lekki zarost delikatnie drażnił jej ciało, które pod wpływem emocji stało się nadzwyczaj wrażliwe. Dłonie poznawały każdy centymetr jej ciała, jakby chciały się nauczyć tej mapy na pamięć. Czuła jak zsuwa z niej sukienkę i po chwili pozbywa się swojej koszuli. Składał krótkie pocałunku zaczynając od ust, zjeżdżając niżej po szyi i obojczyku, a ona wsunęła palce w jego kruczoczarne włosy i...
   Zerwała się jak poparzona na dźwięk swojego telefonu. Nie mogła uspokoić oddechu, a na dodatek była cała spocona i serce waliło jej jak oszalałe.. Nie mogła uwierzyć w to czego przed chwilą doświadczyła. Sen erotyczny, w którym głównym bohaterem był sam Marc. Po prostu nadal była w szoku. Przejechała dłonią po twarzy i sięgnęła po swój telefon, który leżał na szafce nocnej. Zbudził ją dźwięk SMSa. Wiadomość od operatora, który wystawił już rachunek za abonament.. Spojrzała na zegarek w prawym górnym rogu. Dochodziła dziewiąta..
 Wstała i pośpiesznie udała się do łazienki. Odkręciła kran, nalała odrobinę wody na złączone dłonie i uderzyła nią w swoją twarz, po czym spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Jak?! Jakim cudem mogło się jej coś takiego przyśnić? I to jeszcze na dodatek z Bartrą.. Przez ostatnie pięć lat próbowała o nim zapomnieć i pewnie to by się jej udało, gdyby nie fakt, że musiała wrócić i się z nim spotkać.. Nie miała bladego pojęcia, że powrót w te strony może być jednak taki ciężki. Coraz częściej przypominała sobie wszystkie chwile spędzone z piłkarzem, ale za każdym razem karciła się samą w myślach. Miała wyjść za najwspanialszego mężczyznę na świecie - Adriana Hernandeza, Meksykanina urodzonego w Los Angeles, stanie Kalifornia, syna Manuela Hernandeza i Marii Cortez, którzy wyemigrowali do Stanów jeszcze przed swoim ślubem. Wszystko miało być przecież takie idealne.. 
  Doprowadziła się do porządku i zeszła na dół, do kuchni, gdzie jej ojciec kończył pić poranną kawę, już praktycznie gotowy do wyjścia. 
   - Cześć, tato - uśmiechnęła się i ucałowała go w policzek, po czym zabrała się za przygotowywanie kawy dla siebie. - Co tak cicho w domu? 
   - Mama jest od rana w pracy, Xanę zabrała przedtem mama jej koleżanki u której ma być cały dzień, Pacho wyszedł z kolegami, a Sira jeszcze nie schodziła. Obstawiam, że nadal śpi - mówił. - Więc masz praktycznie wolny dom, bo też już wychodzę - uśmiechnął się i odłożył pusty kubek do zlewu. - Miłego dnia, Cami - powiedział i już go nie było. Usiadła przy stole z kawą i słodką bułką, która leżała na szafce. W tej ciszy jakoś samoistnie pomyślała o swoim dzisiejszym śnie. Był po prostu dziwny. Musiała czymś się zająć by naprawdę przestać o nim myśleć.. Dokończyła śniadanie, zabrała z góry telefon ze słuchawkami, ubrała swoje buty i wyszła do ogrodu. Wypchała z garażu kosiarkę do trawy, ubrała słuchawki, włączyła głośną muzykę i zaczęła targać się z dużą i głośną kosiarką po całym ogrodzie. Jeżeli jej siostra faktycznie jeszcze spała.. Trudno. W tym momencie miała ją w nosie. Camila po prostu musiała jakoś odreagować, a takim sposobem często się jej to udawało gdy jeszcze mieszkała w Barcelonie. 

   Cali spoceni, czerwoni i zziajani weszli do szatni. Nie dosyć, że było dziś ze czterdzieści stopni w cieniu, to dostali porządny wycisk od trenera. Zaczął się sezon, a jeżeli chcieli coś osiągnąć, nadrabiając poprzedni, nie mogli tak po prostu sobie bimbać. 
  Marc wszedł do pomieszczenia w towarzystwie młodego Niemca, z którym od początku złapał całkiem dobry kontakt. Usiadł obok swojej szafki i wyjął z niej butelkę z wodą, którą prawie natychmiastowo opróżnił do połowy. Zabrał ręcznik i poszedł pod prysznic. Dziesięć minut później wychodził już całkowicie ubrany razem z Sergim i Martinem.
   - Marc.. - zaczął niepewnie Roberto. 
   - Co tam? - Spojrzał na niego. 
   - Tak się zastanawialiśmy z Martinem - Podrapał się po głowie. 
   - Po prostu zauważyliśmy, że od pojawienia się Camili w Barcelonie, jesteś jakiś nieswój - Martin go wyręczył. 
   - A pomyśl.. Pojawia się twoja dawna kobieta, która zniknęła bez żadnego wyjaśnienia, a później wraca po pięciu latach z papierami rozwodowymi. Nieźle zaczyna, bo ten jej goguś nic nie wie, że już jest mężatką - prychnął. - A potem jeszcze ty mówisz, że Ria z Maite miały z nią ciągły kontakt. 
   - I w sumie nieźle to ukrywały - stwierdził pomocnik. - Dlaczego ty w ogóle nie chcesz jej tego podpisać? 
   - Po prostu nie i tyle.. To znaczy na razie - zamyślił się. 
   - Co ty kombinujesz, Bartra? - zapytał Martin. - Chcesz doprowadzić do tego, że Cami powie o wszystkim temu swojemu narzeczonemu? 
   - I wtedy istnieje duża szansa, że ze ślubu nici - wtrącił Sergi. - Sam wiesz, że nikt nie chce mieć do czynienia ze wściekłą Camilą. Ona cię chyba zabije jeżeli jej tego nie podpiszesz. 
   - Po prostu chcę ją przetrzymać - Wywrócił oczami. - Niech wychodzi sobie za mąż za kogo tylko chce, nawet i samego króla. Mnie to wcale nie obchodzi! - mówił, patrząc ciągle przed siebie i nie zatrzymując się. Unikał kontaktu wzrokowego z przyjaciółmi, a to oznaczało, że.. Obchodziło go i to bardzo. Szlag go trafiał. Skręcało go od środka. Minęło pięć lat, zabawiał się z innymi pannami by zapomnieć o swojej żonie, a ta nagle się pojawia i wszystko co zbudował sobie piłkarz, runęło jak domek z kart. Nawet wróciły wyrzuty sumienia tego, że ją zdradzał.. Zaraz! Ona też go zdradzała i wcale nie miał pewności czy tylko i wyłącznie z tym swoim narzeczonym.. - Jadę do siebie. Do zobaczenia - powiedział do nich i wsiadł do swojego samochodu. Odpalił silnik i obrał trasę do swojego mieszkania. Zawsze gdy bywał w sytuacjach, które wymagały poważnych przemyśleń, jechał na drinka i wyrywał jakąkolwiek pannę, a dziś? Poczuł jakąś blokadę, tak jakby w tym momencie nie mógł nawet spojrzeć na żadną inną dziewczynę.

***
Pomysł ze snem spadł na mnie tak nagle... :D
Ten oto rozdział jest ze specjalną dedykacją: z okazji urodzin, dla N. ♥ Obiecałam, więc dodaję :)