czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział VI

 Przeglądając się w lustrze, poprawiła swoje włosy i wygładziła dół jej ulubionej czerwonej sukienki. Usiadła na rogu łóżka i ubrała płaskie sandałki, a za chwilę przewiesiła przez ramię niewielką torebkę. Wyszła z pokoju i zeszła szybkim krokiem na dół, kierując się od razu do kuchni, gdzie przebywała właśnie cała jej rodzina. Ojciec siedział z gazetą przy stole, a obok niego młodszy brat Camili oraz najmniejsza z sióstr, a starsza oraz matka, nakrywały do śniadania.
   - Cześć wszystkim - wpadła do pomieszczenia z uśmiechem, zabierając ze stołu kromkę chleba i plasterek szynki. - I od razu uciekam - powiedziała i odgryzła kęs kanapki.
   - Jak to? Nie usiądziesz z nami i nie zjesz? - zapytała pani Cullell.
   - Śpieszę się, bo jestem umówiona z Juanem, by potwierdzić wystrój sali na ślub - Przełknęła kawałek chleba.
   - To nic, siadaj i zjedz spokojnie - powiedział trener. - Pięć minut w tą czy w tamtą stronę.. - Wzruszył ramionami, czym rozśmieszył najstarszą córką. Dziewczyna usiadła na wolnym krześle i na spokojnie kończyła jeść.
   - Już! - zawołała, gdy skończyła i popiła sokiem pomarańczowym. Wstała i ucałowała kolejni każdego członka rodziny. Uciekła jeszcze zanim jej matka zdążyła zaprotestować.
   - Niech idzie - zaśmiał się Luis. - To w końcu jej ślub - dodał.
   - Racja - westchnęła Elena. - Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy my się pobieraliśmy - dodała.
   - Zebrało się na wspominki? - zaśmiał się młody Pacho.
   - To źle? Sam się kiedyś zakochasz i będziesz się chciał ożenić - Matka pokiwała mu palcem przed nosem.
   - Jeszcze pójdzie w ślady taty i najpierw zmajstruje dziecko, a dopiero po sześciu latach zdecyduje się na ślub - zaśmiała się nastoletnia Sira i odłożyła talerz do zmywarki. - No, a potem jeszcze kolejną trójkę - dorzuciła. - Ja też już uciekam, bo umówiłam się z koleżankami - powiedziała i wyszła z kuchni.
   - Gdzie to się tak wycwaniło? - Mężczyzna pokręcił głową i spojrzał jeszcze na pozostałą dwójkę swoich dzieci, które ze smakiem jadły śniadanie. - Eleno, ty ostatnio chyba obiecałaś pożyczyć jakąś książkę z przepisami żonie Moreno..
   - No tak. Takie szczęście, że żony twoich asystentów, tak samo jak ja, lubią gotować.
   - Dobrze, tylko później to mnie ciągle o tym mówią - zaśmiał się były piłkarz. - Gdzie ją masz? Bo też za chwilę będę się już zbierał. Trzeba dziś dać w kość chłopakom, bo za dobrze im ostatnio.. - westchnął i wstał od stołu. 
   - Powinna być w pokoju Camili, taka duża, czerwona - odpowiedziała jego żona i zabrała gazetę, którą czytał wcześniej. Kiwnął głową i ruszył schodami na górę. Zabrał swoje rzeczy z sypialni i zajrzał do pokoju córki. W jednym kącie stał olbrzymi regał, cały wypełniony przeróżnymi książkami. Czasami nawet jej pokój był nazywany ich domową biblioteczką. Pomimo tych wszystkich przeprowadzek, dom w Barcelonie zatrzymali, bo w końcu to w nim wychowywali się ich dzieci. Dla każdego z nich coś znaczył, a poza tym, tak jak się spełniło, zawsze mogli tu wrócić, więc większość w tym domu, na przełomie lat, wcale się nie zmieniła. 
 Mężczyzna stanął przed półką i przejrzał ją wzrokiem z góry na dół i od lewej do prawej. W końcu wypatrzył książkę w grubej i czerwonej oprawie, jak opisywała Elena. Pech chciał, że właśnie na niej, leżały sobie jeszcze dwie inne książki, teczka i stosik jakichś papierów. Chciał ją wyciągnąć tak, by nic nie zepsuć, ale nie udało się, bo cała reszta runęła na podłogę. Luis zaklną sobie pod nosem, odłożył książkę z przepisami na stolik i zabrał się za sprzątanie wyrządzonego przez niego bałaganu. Idealnie ułożył książki, a gdy schylił się po raz drugi, coś przykuło jego uwagę. Teczka, która spadła na podłogę, otworzyła się i jej zawartość wylądowała na dywaniku. Prócz kilku kartek, leżał tam maleńki, zatrzaskowy woreczek, w którym był pierścionek, a właściwiej to raczej obrączka. Wyjął ją delikatnie i dokładnie sobie obejrzał. Delikatna. Złota. Z grawerem od wewnętrznej strony - "Para Siempre* 26.08.2009". Nie miał zielonego pojęcia kogo ona była i co to była za data.. Podnosząc i zerkając na jedną z kartek, po woli zaczął rozumieć o co chodziło. 
 Powódka: Camila Martinez Cullell zamieszkała w Los Angeles. 
Pozwany: Marc Bartra Aregall zamieszkały w Barcelonie. 
Powódka wnosząca o rozwiązanie małżeństwa zawartego 26 sierpnia 2009 roku w Urzędzie Stanu Cywilnego w Barcelonie.
  Nie mógł uwierzyć w to co widział. To znaczyło, że jego mała córeczka już raz wyszła za mąż, a teraz chce to jakoś rozwiązać i to jeszcze ze swoim dawnym przyjacielem, a teraz piłkarzem jej ojca? "Przyjacielem" - tak przynajmniej przedstawiała Marca wszystkim dookoła.. Nagle usłyszał, że ktoś wchodzi po schodach na górę, więc w panice spakował papiery oraz obrączkę do teczki i odłożył na miejsce, w momencie gdy w pokoju pojawiła się jego żona. 
   - Znalazłeś? - Uśmiechnęła się. 
   - Tak - odparł i wziął do ręki książkę. - W końcu ją dostanie i nie będę wysłuchiwał - zaśmiał się i ucałował swoją żonę. - Uciekam, pa - puścił do niej oczko i wyminął, opuszczając pomieszczenie, a chwilę później swój dom. I co miał teraz z tym zrobić? Powinien siedzieć cicho, jakby tego nie zobaczył czy porozmawiać z córką? 

  Dziewczyna pożegnała się przyjacielem swojego narzeczonego i wsiadła do taksówki. Odjeżdżając, wpatrywała się w stary, ale piękny pałacyk pod Barceloną, w którym miał odbyć się jej ślub i wesele. Spędziła tutaj większość dnia na sprawdzaniu wszystkiego, wyborze kolorów obrusów, serwetek i kolorów kwiatów. Pomimo wszystkiego, robiło się to już męczące. Był wtorek, w środę przylatywał Adrian, w piątek popołudniu mieli się pobrać, ale.. Ale wielmożny pan Bartra nadal nie podpisał potrzebnych dokumentów. W tym momencie zaczynało to już jej działać na nerwy i to poważnie. Marc robił jej na złość i nie wiedziała czy on ma z tego ubaw, bo ona na pewno nie.. 
  W czasie jazdy poprosiła kierowcę by zmienił kierunek i wskazała mu adres apartamentowca Bartry. Musiała z nim porozmawiać po raz kolejny, ale tak już naprawdę na poważnie, z pozytywnym dla niej skutkiem. 
 Zapłaciła za kurs i wysiadła z samochodu. Przeszła kawałek chodnikiem, a później weszła do budynku. weszła do windy wraz z jakąś starszą panią, z którą wymieniła krótki uśmiech i wyjechała na odpowiednie piętro. Stanęła przed drzwiami do mieszkania piłkarza i zapukała dwa razy. Tym razem nie musiała się sama wpraszać, bo otworzył jej gospodarz, wywracając oczami, ale jednak wpuścił ją do środka. Weszli do dużego pokoju. Marc podszedł do okna i oparł się o parapet, a ona została zaraz przy wejściu do pomieszczenia. 
   - Mam nadzieję, że podpisałeś dokumenty - mruknęła, a on skrzyżował ręce na piersi i pokręcił przecząco głową. - Marc, proszę cię.. Powinnam to już oddać swojej prawniczce. 
   - Ale o co ty mnie prosisz? - zakpił. - O to bym zwrócił ci twoją wolność? Czy o to bym szybko się z tym uwinął, by twój narzeczony się o wszystkim nie dowiedział? 
   - Przestań - powiedziała. - Załatwmy to szybko i bez stwarzania dodatkowych problemów, dobrze? - westchnęła. 
   - Dodatkowe problemy, tak? - powtórzył z nutką goryczy w głosie. - Czyli jestem dodatkowym problemem, tak mam to rozumieć? - przymrużył delikatnie powieki i po woli zaczął się do niej zbliżać. - Po jednej sprzeczce zwątpiłaś we wszystko, odpuściłaś i wyjechałaś, a teraz to mnie nazywasz problemem? 
   - Nie. Po prostu chcę byś dał mi ten pieprzony rozwód! - syknęła przez zęby. 
   - Oboje byliśmy wtedy młodzi, głupi, zakochani.. Z resztą chyba - zaśmiał się pod nosem. - Wiadomo, że każdy z nas chciał spędzać czas w swoim towarzystwie. To normalne, ale można było to jakoś ze sobą pogodzić - wzruszył ramionami. - Powiedzieliśmy sobie, że chwilę odczekamy zanim powiemy rodzicom o ślubie. Minął miesiąc. Ja byłem gotowy, ale ty nadal bałaś się reakcji matki i ojca. Raczej to ja powinienem wtedy zgrać wielce obrażonego - mówił, a ona zaczynała czuć w gardle nieprzyjemny ścisk. - Pokłóciliśmy się o wyjawienie prawdy i o jeden durny wieczór, który każdy chciał spędzić inaczej. Wiem, że w nerwach powiedziałaś, że ten ślub to faktycznie było szaleństwo i czysta głupota.. Chyba, że faktycznie tak wtedy pomyślałaś? - wbił w nią wzrok. - Do jasnej cholery! - wybuchnął. - Odpuściłaś i przekreśliłaś wszystko na starcie. Zadecydowałaś za nas oboje o przyszłości i uciekłaś, nie dając żadnych szans na odbudowanie tego i wytłumaczenie - krzyczał. - Teraz tak po prostu mam ci to podpisać i odpuścić, kiedy wiem, że to nie da mi spokoju? - dorzucił, a ta spuściła głowę. To wszystko było prawda, a ona najbardziej bolała. Bartra w końcu nazwał wszystko po imieniu i przypomniał jej dosadnie o wszystkim. - Nic nie mówisz? - szepnął. Nastała chwila krępującej ciszy. Ona wpatrywała się w podłogę, szukając w głowie jakiejkolwiek odpowiedzi, a on patrzył na nią, obserwując jej każdy najmniejszy ruch. Był na nią zły, ale też i nie był. Nadal bardzo ją kochał, a wcale tego już nie chciał. Sam już nie wiedział co ma czuć i co jest odpowiednie. Miał ją w tym momencie przed sobą i chciał mocno do siebie przytulić, a co najważniejsze usłyszeć, że już wszystko będzie dobrze. Ta piękna i cudowna dziewczyna kiedyś była jego i tylko jego, a noc po ślubie była ich prawdziwą pierwszą wspólną nocą, kiedy dziewczyna przeżywała swój pierwszy raz. Tak bardzo chciał ją teraz pocałować, przypomnieć, że dziś mija dokładnie pięć lat odkąd złożyli swoje przysięgi. 
 Nie wiedział jaka będzie jej reakcja, ale po prostu każda cząsteczka jego ciała krzyczała do niego, by to zrobił, więc nagle ujął jej twarz w dłonie i nie czekając na jakikolwiek jej ruch, połączył ich usta w jedno. Poczuł tą samą słodycz i ciepło co wtedy, ale.. To wszystko przerwał siarczysty policzek, który wymierzyła mu Camila. Oderwał się od niej i spojrzał na jej twarz. Teraz płakała. Po jej policzkach spływały łzy, a ona sama zaczęła się trząść. Jednak zobaczył coś w jej oczach, coś czego myślał, że już nie zobaczy. Widział zarówno strach, jak i pożądanie. 
 Przybliżył się jeszcze odrobinkę i niepewnie położył dłonie na jej talii. Schylił głowę, delikatnie dotykając czubkiem swojego nosa jej nos. 
   - Mogę cię pocałować? - szepnął prawie bezdźwięcznie. Rozpłakana dziewczyna uniosła lekko oczy by móc zobaczyć jego skruchę i troskę na twarzy. Czuła to samo co on. Jego bliskość działała na nią jak hipnoza. Coś niebezpiecznego, ale pożądanego. W jednej sekundzie jakby zapomniała o całym otaczającym ją świecie i pokiwała lekko głową, a po chwili znów poczuła jak ich wargi się złączają. Jego miękkie usta pieściły jej niczym kojący balsam. Przyszła tutaj po rozwód, a w tym momencie stała na środku pokoju, całując się ze swoim jeszcze mężem i co najgorsze, nie chciała tego przerwać. To wszystko wywołało u niej wspomnienia. Ich pierwsza randka, pocałunek, wypowiedziane na głos słowa "kocham cię", wspólnie spędzone chwile, miłość, ślub i pierwsza wspólna noc, którą uważała za tę magiczną. 
 Zsunął dłoń na jej udo, podciągając lekko sukienkę do góry, licząc się z tym, że zaraz znów oberwie. Jednak to się nie stało, co mile go zaskoczyło. Poczuł jej maleńkie dłonie, które wsuwały się pod jego koszulkę, dotykając mięśni i torsu. Bez namysłu zdjął z siebie i rzucił w kąt, a jego dłonie powędrowały do zamka sukienki na plecach Martinez. Rozsunął go bardzo po woli, a później dotykając delikatnie opuszkami palców jej ramiona, zsunął ramiączka, a sukienka w sekundzie wylądowała na podłodze. 
 Przyciągnął ją bardziej do siebie, czując jej ciepłe, drżące ciało. Znów zjechał dłońmi na jej uda i ją podniósł, a ona od razu oplotła go nogami w pasie, nie przerywając całowania chłopaka. 
 Czuli jak oboje rozpalają w sobie ten płomień namiętności, podniecenia i pragnienia poprzez dotykanie siebie i całowanie. 
 Niosąc ją, wolno skierował się do korytarza i później do swojej sypialni, w której od razu ułożył ją na granatowej, satynowej pościeli i zaczął obdarowywać pocałunkami jej szyję, obojczyk, biust przy krawędziach stanika i brzuch. Oddechy obojga zaczynały przyśpieszać, krew w żyłach pulsować, a zdrowy rozsądek został wypędzony przez wszystkie inne emocje. Ich ręce zaczęły wędrować po całych ciałach, próbując jakby w panice pozbywać się reszty ubrań i bielizny. Pożądanie wzięło górę nad wszystkim, zwłaszcza wtedy gdy znów poczuli się jedną całością, tak jak kiedyś, gdy nie liczyło się dla nich nic innego - tylko oni. 

"Miałem nie dzwonić nigdy już 
Chciałem na zawsze Cię zapomnieć 
Sam już nie wiem skąd ten ból 
Nie umiem znaleźć słów 
Przyśniłaś mi się znów 
Myślałam, że nauczę się 
Bez Ciebie szukać swego szczęścia 
Nie chciałam kochać, bałam się 
Że skończy się ten sen 
Nic nie mów, przytul mnie 
Spragniona Twoich ciepłych ust 
Spragniony Twoich pięknych dłoni 
W ramionach Twoich wpadam w trans 
Z Tobą niczego się nie boję 
Spragniona Ciebie 
Czasem się robi głupi błąd 
Czasem coś powie się za szybko 
Miłość rozbija się jak szkło 
Nie rańmy się już ją 
Rozpłyńmy się w tę noc 
Spragnieni swoich ciepłych ust 
Spragnieni swoich czułych dłoni 
W ramionach Twoich wpadam w trans 
Z Tobą niczego się nie boję"**

 Leżała z głową na jego odsłoniętym brzuchu, czując jak delikatnie unosi się i opada. Mocno ściskała w dłoni kraniec kołdry, którą byli prowizorycznie okryci. Czuła jak jego palce ciągle gładzą jej nagie ciało, pobudzając przy tym jej wrażliwe i czułe miejsca. Chciała czuć coś.. Cokolwiek. Nienawiść do siebie za to, że zdradziła Adriana. Nienawiść do Bartry za to, że tak to spotkanie się potoczyło, ale.. Nie czuła nic. To był taki błogi spokój, który od dawna był jej obcy. Było to coś, czego pewnie długo nie zapomni i zapewne będzie u niej wywoływać rumieńce na policzkach oraz wyrzuty sumienia. To był ten sam Marc, który dobrze ją znał, znał jej ciało, potrafił być jednocześnie delikatny, porywczy, nieobliczalny. Taki jej dawny perfekcjonista i to nie tylko pod tym względem. 
   - Mogę o coś zapytać? - usłyszała jego szept. 
   - Tak? 
   - Tylko odpowiedz mi szczerze - zaczął. - Dlaczego wtedy wyjechałaś? - zapytał, bawiąc się kosmykami jej włosów. 
   - Przestraszyłam się - szepnęła. - Myślałam, że to się nie uda i skorzystałam z okazji wymiany studenckiej - westchnęła. Marc nie odpowiedział na to nic. Chciał po prostu znać odpowiedź. I poznał. 
   - Zostań do rana - powiedział i podciągnął ją do góry, tak by zaleźli się twarzą w twarz. - Proszę - szepnął, gdy była już obok. Nic nie odpowiedziała. Jedynie schowała głowę w zagłębieniu jego szyi i przymknęła powieki, mocno wtulając się w jego tors. Było tutaj tak spokojnie i bezpiecznie. 

* - z hiszp. na zawsze
** - piosenka Waldemar Goszcz - Spragnieni

I jak tu się takiemu nie oprzeć? 
To jest zdecydowanie mój ulubiony rozdział! 

8 komentarzy:

  1. No wiesz ty co... tak od razu do łóżka? Wstydziłabyś się xD
    Ale nie, żeby mi się nie podobało. Bron Cię Panie Boże! Podobało, oj podobało.
    Czekam na nowy! Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział ♥ Oni muszą być razem. A co do rozdziału to chętnie zmieniłabym się miejscami z Camilą, oj bardzo chętnie. :3
    Czekam na następny. Buziaczki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. mój też, zdecydowanie! :)
    jeju, jak ja dawno nic nie komentowałam, ale sprawy się trochę pokomplikowały ;c
    uwielbiam ten rozdział. Jest taki.. ugh, cudny. Niby chce rozwodu, ale jednak nie może mu się oprzeć. No ale przecież to jest w końcu jej mąż, nie? :D Niech oni będą razem, co? :D
    Buziaki! ;*
    P.S
    Mam nadzieję, że pozytywnie rozpatrzysz moją propozycje xd <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Oh co za rozdział :O *____* Świetny! Uwielbiam ich i mam nadzieje, że jednak im się uda :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, naprawdę świetny rozdział. Jak przeczytałam o tych dokumentach, które wypadły to obawiałam się reakcji jej ojca, ale ostatecznie widzę, że facet jest rozsądny i nie było żadnego "szału", po prostu ma dylemat. Zaś to, co mówił Marc... piękne, logiczne i naprawdę mądre słowa. Dobra robota i jeden z lepszych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mój już też ulubiony!
    Oni muszą by razem! :) Są sobie przeznaczeni :**
    Kocham ich jak się kłócą, całują i wgl. :^^
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  7. no nieeeee, ja nie chcę żeby byli razem ;c

    OdpowiedzUsuń
  8. To też mój ulubiony rozdział :D Zdecydowanie.. Tylko wydaje mi się, że to niemożliwe, aby byli razem. Zbyt wiele się wydarzyło, no i ślub czeka!

    OdpowiedzUsuń