Przeglądając się w lustrze,
poprawiła swoje włosy i wygładziła dół jej ulubionej czerwonej
sukienki. Usiadła na rogu łóżka i ubrała płaskie sandałki, a
za chwilę przewiesiła przez ramię niewielką torebkę. Wyszła z
pokoju i zeszła szybkim krokiem na dół, kierując się od razu do
kuchni, gdzie przebywała właśnie cała jej rodzina. Ojciec
siedział z gazetą przy stole, a obok niego młodszy brat Camili
oraz najmniejsza z sióstr, a starsza oraz matka, nakrywały do
śniadania.
- Cześć wszystkim -
wpadła do pomieszczenia z uśmiechem, zabierając ze stołu kromkę
chleba i plasterek szynki. - I od razu uciekam - powiedziała i
odgryzła kęs kanapki.
- Jak to? Nie usiądziesz
z nami i nie zjesz? - zapytała pani Cullell.
- Śpieszę się, bo
jestem umówiona z Juanem, by potwierdzić wystrój sali na ślub -
Przełknęła kawałek chleba.
- To nic, siadaj i zjedz
spokojnie - powiedział trener. - Pięć minut w tą czy w tamtą
stronę.. - Wzruszył ramionami, czym rozśmieszył najstarszą
córką. Dziewczyna usiadła na wolnym krześle i na spokojnie
kończyła jeść.
- Już! - zawołała, gdy
skończyła i popiła sokiem pomarańczowym. Wstała i ucałowała
kolejni każdego członka rodziny. Uciekła jeszcze zanim jej matka
zdążyła zaprotestować.
- Niech idzie - zaśmiał
się Luis. - To w końcu jej ślub - dodał.
- Racja - westchnęła
Elena. - Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy my się pobieraliśmy
- dodała.
- Zebrało się na
wspominki? - zaśmiał się młody Pacho.
- To źle? Sam się kiedyś
zakochasz i będziesz się chciał ożenić - Matka pokiwała mu
palcem przed nosem.
- Jeszcze pójdzie w ślady
taty i najpierw zmajstruje dziecko, a dopiero po sześciu latach
zdecyduje się na ślub - zaśmiała się nastoletnia Sira i odłożyła
talerz do zmywarki. - No, a potem jeszcze kolejną trójkę -
dorzuciła. - Ja też już uciekam, bo umówiłam się z koleżankami
- powiedziała i wyszła z kuchni.
- Gdzie to się tak
wycwaniło? - Mężczyzna pokręcił głową i spojrzał jeszcze na
pozostałą dwójkę swoich dzieci, które ze smakiem jadły
śniadanie. - Eleno, ty ostatnio chyba obiecałaś pożyczyć jakąś
książkę z przepisami żonie Moreno..
- No tak. Takie szczęście,
że żony twoich asystentów, tak samo jak ja, lubią gotować.
- Dobrze, tylko później
to mnie ciągle o tym mówią - zaśmiał się były piłkarz. -
Gdzie ją masz? Bo też za chwilę będę się już zbierał. Trzeba
dziś dać w kość chłopakom, bo za dobrze im ostatnio.. -
westchnął i wstał od stołu.
- Powinna być w pokoju
Camili, taka duża, czerwona - odpowiedziała jego żona i zabrała
gazetę, którą czytał wcześniej. Kiwnął głową i ruszył
schodami na górę. Zabrał swoje rzeczy z sypialni i zajrzał do
pokoju córki. W jednym kącie stał olbrzymi regał, cały
wypełniony przeróżnymi książkami. Czasami nawet jej pokój był
nazywany ich domową biblioteczką. Pomimo tych wszystkich
przeprowadzek, dom w Barcelonie zatrzymali, bo w końcu to w nim
wychowywali się ich dzieci. Dla każdego z nich coś znaczył, a
poza tym, tak jak się spełniło, zawsze mogli tu wrócić, więc
większość w tym domu, na przełomie lat, wcale się nie zmieniła.
Mężczyzna stanął przed półką
i przejrzał ją wzrokiem z góry na dół i od lewej do prawej. W
końcu wypatrzył książkę w grubej i czerwonej oprawie, jak
opisywała Elena. Pech chciał, że właśnie na niej, leżały sobie
jeszcze dwie inne książki, teczka i stosik jakichś papierów.
Chciał ją wyciągnąć tak, by nic nie zepsuć, ale nie udało się,
bo cała reszta runęła na podłogę. Luis zaklną sobie pod nosem,
odłożył książkę z przepisami na stolik i zabrał się za
sprzątanie wyrządzonego przez niego bałaganu. Idealnie ułożył
książki, a gdy schylił się po raz drugi, coś przykuło jego
uwagę. Teczka, która spadła na podłogę, otworzyła się i jej
zawartość wylądowała na dywaniku. Prócz kilku kartek, leżał
tam maleńki, zatrzaskowy woreczek, w którym był pierścionek, a
właściwiej to raczej obrączka. Wyjął ją delikatnie i dokładnie
sobie obejrzał. Delikatna. Złota. Z grawerem od wewnętrznej strony
- "Para Siempre* 26.08.2009". Nie miał zielonego
pojęcia kogo ona była i co to była za data.. Podnosząc i zerkając
na jedną z kartek, po woli zaczął rozumieć o co chodziło.
Powódka: Camila Martinez Cullell
zamieszkała w Los Angeles.
Pozwany: Marc Bartra Aregall zamieszkały w Barcelonie.
Powódka wnosząca o rozwiązanie małżeństwa zawartego 26 sierpnia 2009 roku w Urzędzie Stanu Cywilnego w Barcelonie.
Pozwany: Marc Bartra Aregall zamieszkały w Barcelonie.
Powódka wnosząca o rozwiązanie małżeństwa zawartego 26 sierpnia 2009 roku w Urzędzie Stanu Cywilnego w Barcelonie.
Nie mógł uwierzyć w to co
widział. To znaczyło, że jego mała córeczka już raz wyszła za
mąż, a teraz chce to jakoś rozwiązać i to jeszcze ze swoim
dawnym przyjacielem, a teraz piłkarzem jej ojca? "Przyjacielem"
- tak przynajmniej przedstawiała Marca wszystkim dookoła.. Nagle
usłyszał, że ktoś wchodzi po schodach na górę, więc w panice
spakował papiery oraz obrączkę do teczki i odłożył na miejsce,
w momencie gdy w pokoju pojawiła się jego żona.
- Znalazłeś? -
Uśmiechnęła się.
- Tak - odparł i wziął
do ręki książkę. - W końcu ją dostanie i nie będę wysłuchiwał
- zaśmiał się i ucałował swoją żonę. - Uciekam, pa - puścił
do niej oczko i wyminął, opuszczając pomieszczenie, a chwilę
później swój dom. I co miał teraz z tym zrobić? Powinien
siedzieć cicho, jakby tego nie zobaczył czy porozmawiać z córką?
Dziewczyna pożegnała się
przyjacielem swojego narzeczonego i wsiadła do taksówki.
Odjeżdżając, wpatrywała się w stary, ale piękny pałacyk pod
Barceloną, w którym miał odbyć się jej ślub i wesele. Spędziła
tutaj większość dnia na sprawdzaniu wszystkiego, wyborze kolorów
obrusów, serwetek i kolorów kwiatów. Pomimo wszystkiego, robiło
się to już męczące. Był wtorek, w środę przylatywał Adrian, w
piątek popołudniu mieli się pobrać, ale.. Ale wielmożny pan
Bartra nadal nie podpisał potrzebnych dokumentów. W tym momencie
zaczynało to już jej działać na nerwy i to poważnie. Marc robił
jej na złość i nie wiedziała czy on ma z tego ubaw, bo ona na
pewno nie..
W czasie jazdy poprosiła
kierowcę by zmienił kierunek i wskazała mu adres apartamentowca
Bartry. Musiała z nim porozmawiać po raz kolejny, ale tak już
naprawdę na poważnie, z pozytywnym dla niej skutkiem.
Zapłaciła za kurs i wysiadła z
samochodu. Przeszła kawałek chodnikiem, a później weszła do
budynku. weszła do windy wraz z jakąś starszą panią, z którą
wymieniła krótki uśmiech i wyjechała na odpowiednie piętro.
Stanęła przed drzwiami do mieszkania piłkarza i zapukała dwa
razy. Tym razem nie musiała się sama wpraszać, bo otworzył jej
gospodarz, wywracając oczami, ale jednak wpuścił ją do środka.
Weszli do dużego pokoju. Marc podszedł do okna i oparł się o
parapet, a ona została zaraz przy wejściu do pomieszczenia.
- Mam nadzieję, że
podpisałeś dokumenty - mruknęła, a on skrzyżował ręce na
piersi i pokręcił przecząco głową. - Marc, proszę cię..
Powinnam to już oddać swojej prawniczce.
- Ale o co ty mnie
prosisz? - zakpił. - O to bym zwrócił ci twoją wolność? Czy o
to bym szybko się z tym uwinął, by twój narzeczony się o
wszystkim nie dowiedział?
- Przestań - powiedziała.
- Załatwmy to szybko i bez stwarzania dodatkowych problemów,
dobrze? - westchnęła.
- Dodatkowe problemy, tak?
- powtórzył z nutką goryczy w głosie. - Czyli jestem dodatkowym
problemem, tak mam to rozumieć? - przymrużył delikatnie powieki i
po woli zaczął się do niej zbliżać. - Po jednej sprzeczce
zwątpiłaś we wszystko, odpuściłaś i wyjechałaś, a teraz to
mnie nazywasz problemem?
- Nie. Po prostu chcę byś
dał mi ten pieprzony rozwód! - syknęła przez zęby.
- Oboje byliśmy wtedy
młodzi, głupi, zakochani.. Z resztą chyba - zaśmiał się pod
nosem. - Wiadomo, że każdy z nas chciał spędzać czas w swoim
towarzystwie. To normalne, ale można było to jakoś ze sobą
pogodzić - wzruszył ramionami. - Powiedzieliśmy sobie, że chwilę
odczekamy zanim powiemy rodzicom o ślubie. Minął miesiąc. Ja
byłem gotowy, ale ty nadal bałaś się reakcji matki i ojca. Raczej
to ja powinienem wtedy zgrać wielce obrażonego - mówił, a ona
zaczynała czuć w gardle nieprzyjemny ścisk. - Pokłóciliśmy się
o wyjawienie prawdy i o jeden durny wieczór, który każdy chciał
spędzić inaczej. Wiem, że w nerwach powiedziałaś, że ten ślub
to faktycznie było szaleństwo i czysta głupota.. Chyba, że
faktycznie tak wtedy pomyślałaś? - wbił w nią wzrok. - Do jasnej
cholery! - wybuchnął. - Odpuściłaś i przekreśliłaś wszystko
na starcie. Zadecydowałaś za nas oboje o przyszłości i uciekłaś,
nie dając żadnych szans na odbudowanie tego i wytłumaczenie -
krzyczał. - Teraz tak po prostu mam ci to podpisać i odpuścić,
kiedy wiem, że to nie da mi spokoju? - dorzucił, a ta spuściła
głowę. To wszystko było prawda, a ona najbardziej bolała. Bartra
w końcu nazwał wszystko po imieniu i przypomniał jej dosadnie o
wszystkim. - Nic nie mówisz? - szepnął. Nastała chwila krępującej
ciszy. Ona wpatrywała się w podłogę, szukając w głowie
jakiejkolwiek odpowiedzi, a on patrzył na nią, obserwując jej
każdy najmniejszy ruch. Był na nią zły, ale też i nie był.
Nadal bardzo ją kochał, a wcale tego już nie chciał. Sam już nie
wiedział co ma czuć i co jest odpowiednie. Miał ją w tym momencie
przed sobą i chciał mocno do siebie przytulić, a co najważniejsze
usłyszeć, że już wszystko będzie dobrze. Ta piękna i cudowna
dziewczyna kiedyś była jego i tylko jego, a noc po ślubie była
ich prawdziwą pierwszą wspólną nocą, kiedy dziewczyna przeżywała
swój pierwszy raz. Tak bardzo chciał ją teraz pocałować,
przypomnieć, że dziś mija dokładnie pięć lat odkąd złożyli
swoje przysięgi.
Nie wiedział jaka będzie jej
reakcja, ale po prostu każda cząsteczka jego ciała krzyczała do
niego, by to zrobił, więc nagle ujął jej twarz w dłonie i nie
czekając na jakikolwiek jej ruch, połączył ich usta w jedno.
Poczuł tą samą słodycz i ciepło co wtedy, ale.. To wszystko
przerwał siarczysty policzek, który wymierzyła mu Camila. Oderwał
się od niej i spojrzał na jej twarz. Teraz płakała. Po jej
policzkach spływały łzy, a ona sama zaczęła się trząść.
Jednak zobaczył coś w jej oczach, coś czego myślał, że już nie
zobaczy. Widział zarówno strach, jak i pożądanie.
Przybliżył się jeszcze
odrobinkę i niepewnie położył dłonie na jej talii. Schylił
głowę, delikatnie dotykając czubkiem swojego nosa jej nos.
- Mogę cię pocałować?
- szepnął prawie bezdźwięcznie. Rozpłakana dziewczyna uniosła
lekko oczy by móc zobaczyć jego skruchę i troskę na twarzy. Czuła
to samo co on. Jego bliskość działała na nią jak hipnoza. Coś
niebezpiecznego, ale pożądanego. W jednej sekundzie jakby
zapomniała o całym otaczającym ją świecie i pokiwała lekko
głową, a po chwili znów poczuła jak ich wargi się złączają.
Jego miękkie usta pieściły jej niczym kojący balsam. Przyszła
tutaj po rozwód, a w tym momencie stała na środku pokoju, całując
się ze swoim jeszcze mężem i co najgorsze, nie chciała tego
przerwać. To wszystko wywołało u niej wspomnienia. Ich pierwsza
randka, pocałunek, wypowiedziane na głos słowa "kocham cię",
wspólnie spędzone chwile, miłość, ślub i pierwsza wspólna noc,
którą uważała za tę magiczną.
Zsunął dłoń na jej udo,
podciągając lekko sukienkę do góry, licząc się z tym, że zaraz
znów oberwie. Jednak to się nie stało, co mile go zaskoczyło.
Poczuł jej maleńkie dłonie, które wsuwały się pod jego
koszulkę, dotykając mięśni i torsu. Bez namysłu zdjął z siebie
i rzucił w kąt, a jego dłonie powędrowały do zamka sukienki na
plecach Martinez. Rozsunął go bardzo po woli, a później dotykając
delikatnie opuszkami palców jej ramiona, zsunął ramiączka, a
sukienka w sekundzie wylądowała na podłodze.
Przyciągnął ją bardziej do
siebie, czując jej ciepłe, drżące ciało. Znów zjechał dłońmi
na jej uda i ją podniósł, a ona od razu oplotła go nogami w
pasie, nie przerywając całowania chłopaka.
Czuli jak oboje rozpalają w
sobie ten płomień namiętności, podniecenia i pragnienia poprzez
dotykanie siebie i całowanie.
Niosąc ją, wolno skierował się
do korytarza i później do swojej sypialni, w której od razu ułożył
ją na granatowej, satynowej pościeli i zaczął obdarowywać
pocałunkami jej szyję, obojczyk, biust przy krawędziach stanika i
brzuch. Oddechy obojga zaczynały przyśpieszać, krew w żyłach
pulsować, a zdrowy rozsądek został wypędzony przez wszystkie inne
emocje. Ich ręce zaczęły wędrować po całych ciałach, próbując
jakby w panice pozbywać się reszty ubrań i bielizny. Pożądanie
wzięło górę nad wszystkim, zwłaszcza wtedy gdy znów poczuli się
jedną całością, tak jak kiedyś, gdy nie liczyło się dla nich
nic innego - tylko oni.
"Miałem nie dzwonić nigdy już
Chciałem na zawsze Cię zapomnieć
Sam już nie wiem skąd ten ból
Nie umiem znaleźć słów
Przyśniłaś mi się znów
Myślałam, że nauczę się
Bez Ciebie szukać swego szczęścia
Nie chciałam kochać, bałam się
Że skończy się ten sen
Nic nie mów, przytul mnie
Spragniona Twoich ciepłych ust
Spragniony Twoich pięknych dłoni
W ramionach Twoich wpadam w trans
Z Tobą niczego się nie boję
Spragniona Ciebie
Czasem się robi głupi błąd
Czasem coś powie się za szybko
Miłość rozbija się jak szkło
Nie rańmy się już ją
Rozpłyńmy się w tę noc
Spragnieni swoich ciepłych ust
Spragnieni swoich czułych dłoni
W ramionach Twoich wpadam w trans
Z Tobą niczego się nie boję"**
Leżała z głową na jego
odsłoniętym brzuchu, czując jak delikatnie unosi się i opada.
Mocno ściskała w dłoni kraniec kołdry, którą byli
prowizorycznie okryci. Czuła jak jego palce ciągle gładzą jej
nagie ciało, pobudzając przy tym jej wrażliwe i czułe miejsca.
Chciała czuć coś.. Cokolwiek. Nienawiść do siebie za to, że
zdradziła Adriana. Nienawiść do Bartry za to, że tak to spotkanie
się potoczyło, ale.. Nie czuła nic. To był taki błogi spokój,
który od dawna był jej obcy. Było to coś, czego pewnie długo nie
zapomni i zapewne będzie u niej wywoływać rumieńce na policzkach
oraz wyrzuty sumienia. To był ten sam Marc, który dobrze ją znał,
znał jej ciało, potrafił być jednocześnie delikatny, porywczy,
nieobliczalny. Taki jej dawny perfekcjonista i to nie tylko pod tym
względem.
- Mogę o coś zapytać? -
usłyszała jego szept.
- Tak?
- Tylko odpowiedz mi
szczerze - zaczął. - Dlaczego wtedy wyjechałaś? - zapytał,
bawiąc się kosmykami jej włosów.
- Przestraszyłam się -
szepnęła. - Myślałam, że to się nie uda i skorzystałam z
okazji wymiany studenckiej - westchnęła. Marc nie odpowiedział na
to nic. Chciał po prostu znać odpowiedź. I poznał.
- Zostań do rana -
powiedział i podciągnął ją do góry, tak by zaleźli się twarzą
w twarz. - Proszę - szepnął, gdy była już obok. Nic nie
odpowiedziała. Jedynie schowała głowę w zagłębieniu jego szyi i
przymknęła powieki, mocno wtulając się w jego tors. Było tutaj
tak spokojnie i bezpiecznie.
* - z hiszp. na zawsze
No wiesz ty co... tak od razu do łóżka? Wstydziłabyś się xD
OdpowiedzUsuńAle nie, żeby mi się nie podobało. Bron Cię Panie Boże! Podobało, oj podobało.
Czekam na nowy! Pozdrawiam :*
Cudowny rozdział ♥ Oni muszą być razem. A co do rozdziału to chętnie zmieniłabym się miejscami z Camilą, oj bardzo chętnie. :3
OdpowiedzUsuńCzekam na następny. Buziaczki :*
mój też, zdecydowanie! :)
OdpowiedzUsuńjeju, jak ja dawno nic nie komentowałam, ale sprawy się trochę pokomplikowały ;c
uwielbiam ten rozdział. Jest taki.. ugh, cudny. Niby chce rozwodu, ale jednak nie może mu się oprzeć. No ale przecież to jest w końcu jej mąż, nie? :D Niech oni będą razem, co? :D
Buziaki! ;*
P.S
Mam nadzieję, że pozytywnie rozpatrzysz moją propozycje xd <3
Oh co za rozdział :O *____* Świetny! Uwielbiam ich i mam nadzieje, że jednak im się uda :D
OdpowiedzUsuńOch, naprawdę świetny rozdział. Jak przeczytałam o tych dokumentach, które wypadły to obawiałam się reakcji jej ojca, ale ostatecznie widzę, że facet jest rozsądny i nie było żadnego "szału", po prostu ma dylemat. Zaś to, co mówił Marc... piękne, logiczne i naprawdę mądre słowa. Dobra robota i jeden z lepszych rozdziałów.
OdpowiedzUsuńMój już też ulubiony!
OdpowiedzUsuńOni muszą by razem! :) Są sobie przeznaczeni :**
Kocham ich jak się kłócą, całują i wgl. :^^
Czekam na nowość!
no nieeeee, ja nie chcę żeby byli razem ;c
OdpowiedzUsuńTo też mój ulubiony rozdział :D Zdecydowanie.. Tylko wydaje mi się, że to niemożliwe, aby byli razem. Zbyt wiele się wydarzyło, no i ślub czeka!
OdpowiedzUsuń