sobota, 29 listopada 2014

Rozdział VIII

   Zaparkował samochód tam gdzie zwykle, zabrał swoją torbę sportową i wysiadł, kierując się do swojego mieszkania. Wszedł do klatki i stanął przy skrzynkach na listy. Otworzył swoją małym kluczykiem i wyjął z niej kilka kopert i ulotek. Zamknął ją z powrotem i schował pęczek kluczy do kieszeni. Poprawił pasek torby na swoim ramieniu i kierując się na schody, zaczął przekładać ulotki pożyczek i nowych sklepów na sam spód, później dwie koperty z rachunkami, później reklama z banku i na końcu bielusieńka koperta odręcznie zaadresowana do niego. W pierwszej kolejności otworzył właśnie ją, bo go to zaciekawiło. Kto teraz adresuje odręcznie koperty? Zawsze drukuje się maleńkie karteczki albo od razu kopertę. Zajrzał do środka i wyjął ozdobną kartę z obrazkiem dwóch obrączek i napisem "Zaproszenie". 
 Otworzył ją, wchodząc do swojego mieszkania. Rzucił torbę w kąt, resztę kopert na komodę, a on sam usiadł na kanapie i zaczął po woli czytać to co było tam napisane. Camila Martinez i Adrian Hernandez zapraszają... Bla, bla, bla.. Czyli to już było naprawdę. Nie żadna zabawa, żadne podchody.. Camila naprawdę chciała wyjść za tamtego faceta. Odrzucił zaproszenie na bok i podszedł do komody, na której leżała czerwona teczka, której nawet jeszcze nie otwierał. Zabrał długopis i wrócił na kanapę, kładąc papiery przed sobą na stoliku. Już miał złożyć podpis, ale.. Wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer Camili. Sygnał, drugi, trzeci.. Już miał się rozłączać, ale usłyszał jej cudowny głos.
   - Możesz rozmawiać? - zapytał cicho.
   - Tak. O co chodzi? - mruknęła, przełykając ciężko ślinę.
   - Chcę byś odpowiedziała mi na jedno pytanie i proszę cię o całkowitą szczerość.
   - Tak?
   - Kochasz mnie? - wyszeptał, a po drugiej stronie słuchawki nastała idealna cisza. - Cami.. Odpowiedz.
   - Kiedyś nie wyobrażałam sobie życia bez ciebie. Chciałam przy tobie zasypiać i się budzić. Siedzieć na trybunach na każdym meczu w koszulce z twoim nazwiskiem, kibicować ci całym sercem. Cieszyć się z wygranych i pocieszać po przegranej, gratulować każdej bramki. Tak jak sobie wyobrażaliśmy, chciałam mieć z tobą gromadkę dzieci, dom z dużym ogrodem i psa, ale.. Marc, chcę zacząć nowe życie - dokończyła drżącym głosem. - My to przeszłość.
   Rozłączył się. Odrzucił swój telefon obok siebie, wziął długopis do ręki i w jednej chwili złożył swój podpis na oryginale dokumentu i kopii. Zawsze było dla niego najważniejsze jej szczęście. Jeżeli teraz ma być szczęśliwa, niech tak będzie.. Spakował papiery z powrotem do teczki, zabrał swoje rzeczy i wyszedł szybkim krokiem z mieszkania. Pokonał biegiem wszystkie schody i po chwili był już w swoim samochodzie. Odpalił silnik i wyjechał z parkingu.
   Stanął przed drzwiami mieszkania i zapukał kilka razy. Już miał rezygnować i odejść, ale zobaczył w progu niską brunetkę.
   - Marc? A co ty tutaj robisz? - zdziwiła się Ria.
   - Mogłabyś to przekazać ode mnie Camili? - Podał jej teczkę.
   - To jest to o czym myślę? - westchnęła, a on pokiwał głową. - Marc, wiesz, że to nie musi się tak skończyć.. Już raz ją straciłeś.
   - Ona tego chce..
   - Ona nie wie czego chce! - zawołała poirytowana Garrido.
   - Wyraziła się jasno - Piłkarz wbił wzrok w swoje buty. - Ria, powiedz mi jedno.. Jeżeli Thiago teraz by tutaj wrócił. Sam. Bez Julii. Dałabyś mu szansę?
   - Sam wiesz jak z nami było. Próbowaliśmy zostać przyjaciółmi, ale nie wypaliło i tak jest lepiej, ale z wami wcale nie musi być tak samo - powiedziała. - Thiago był moją pierwszą miłością, a ty Camili. Nie zawsze jest to trwałe, ale ja zawsze mocno trzymałam za was kciuki i będę trzymać.
   - Przekaż jej to - mruknął piłkarz, wskazując na teczkę w jej dłoniach. - Dzięki i do zobaczenia - rzucił i skierował się do windy. Ria miała cholerną rację, ale w tym momencie on już nic nie może.

  Było już późno kiedy powtórnie parkował samochód na parkingu pod swoim domem. Po wizycie u Rii pojechał do swojej rodzinnej miejscowości i spędził pół dnia z rodzicami i bratem, oczywiście nie wspominając ani słowem o tym co się teraz dzieje w jego życiu. Jednak Eric coś zauważył i pytał, ale piłkarz wszystkiemu zaprzeczał.
 Wszedł do klatki i zdziwił się, bo wpadł na Luisa, który właśnie schodził po schodach.
   - Trener tutaj? - zmarszczył brew.
   - Już myślałem, że cię nie zastanę. Możemy porozmawiać? - zapytał.
   - Jasne, chodźmy - odparł obrońca i pierwszy ruszył do swojego mieszkania. Zaprosił go do swojego mieszkania i zaproponował coś do picia, ale trener odmówił. - Coś się stało? - zapytał niepewnie Marc.
   - Bo chodzi o to.. - zaczął Luis. - Przypadkowo znalazłem u mojej córki dokumenty rozwodowe i to - Wyjął z kieszeni maleńki woreczek, a w nim złotą obrączkę. - Nie wie, że to zabrałem - wzruszył ramionami. - A ja po woli zaczynam się domyślać dlaczego Camila wtedy tak napierała na wyjazd do Stanów. Już nie mówię, że ten ślub był jakimś szaleństwem, nie mówię o tym, że jestem zawiedziony faktem, że nawet córka nie powiedziała mi, że się jej podobasz czy że coś do ciebie czuje.. Chcę zapytać o to, co się wtedy wydarzyło? Skrzywdziłeś ją?
   - Nigdy nie mógłbym tego zrobić - westchnął Marc i przejechał dłonią po twarzy. - Pokłóciliśmy się o to, że ja chciałem powiedzieć o nas wszystkim, a ona bała się reakcji pana i swojej matki. Później było już tylko gorzej.. O tym, że w ogóle chciała uciec, dowiedziałem się po fakcie. Chciałem by wróciła, ale ona nas przekreśliła. Teraz gdy wróciła, miałem nadzieję, że uda mi się ją znów do nas przekonać, ale zdałem sobie sprawę z tego, że ona naprawdę chce wyjść za tamtego - pokręcił głową. - I dlatego tak zareagowałem gdy trener ogłosił jej ślub.
   - I wcale ci się nie dziwię - podrapał się po głowie. - Pewnie byłoby podobnie, gdybym dowiedział się, że moja żona chce powtórnie wyjść za mąż. Powiedziałeś, że chciałeś ją przekonać. To znaczy, że nadal coś do niej czujesz?
   - Nie wiem.. Chyba. Gdy się pojawiła, wszystko w moim życiu wywróciło się do góry nogami, a teraz to już nie ma sensu, bo przedtem podpisałem te papiery i poprosiłem Rię, by przekazała je Camili.
   - Marc, jesteś dobrym chłopakiem. Szczerze przyznam, że przyszedłem tutaj z myślą, że to ty jej coś zrobiłeś, ale muszę przeprosić, bo tak naprawdę to ona tutaj namieszała - powiedział i wstał. - Tylko tyle chciałem wiedzieć - kiwnął głową i skierował się do wyjścia. Marc wtedy spojrzał na stolik, a którym została obrączka.
   - Hej, zostawił to trener - zawołał za nim.
   - Myślę, że powinna zostać u ciebie - stwierdził. - Dobranoc - dodał i wyszedł. Marc wtedy delikatnie wyjął pierścionek i dokładnie go obejrzał. Był taki sam jak jego, ale mniejszy. Wstał i podszedł do szuflady, w której trzymał przeróżne rupiecie. Wyjął z niej granatowe pudełeczko i do swojej obrączki, dołożył tą Camili. Przynajmniej one będą razem.
 Musiał przyznać, że bał się reakcji swojego trenera na to wszystko, ale okazało się, że Luis jest naprawdę w porządku facetem.
  Lucho wyszedł z budynku i odnalazł swój samochód pomiędzy mnóstwem innych. Wsiadł do niego i wyjechał do drogi. To wszystko nadal nie mieściło mu się w głowie. Jego córka w wieku osiemnastu lat wyszła za mąż i zaraz później uciekła, by ominąć odpowiedzialność. Nie spodziewał się tego po niej, ale jednak nadal była jego mała, ukochaną córeczką i musiał akceptować jej decyzje. Wcześniej, rozmawiając z nią, mówiła z entuzjazmem o ślubie z Hernandezem, ale do momentu jej przyjazdu do Barcelony. Pomimo tego, że zaprzeczała, miała wątpliwości i to spore. I w stu procentach przez to, że znów spotkała Marca..

   Siedziała przy toaletce i patrzyła w swoje odbicie. Jej włosy były upięte w wysoki kok, lecz kilka niesfornych loków było luźno wypuszczone. Jej makijaż nie był mocy, ale wyrazisty. Musiała przyznać, że wyglądała ślicznie. W końcu to był dzień jej ślubu i już za kilka chwil miała wyjść za Adriana. Wszyscy byli już w pałacyku, który cały wynajęty był na tę uroczystość. W pokoju, w którym się przygotowywała została tylko ona, jej dwie młodsze siostry oraz kuzynka, która była w wieku Siry.
   - Cami, wyglądasz prześlicznie - zawołała Xana i ucałowała starszą siostrę w policzek.
   - Dziękuję, słoneczko - uśmiechnęła się dziewczyna. - Miałabym do was prośbę. Mogłabym jeszcze chwilkę zostać sama?
   - Jasne, siostra - odpowiedziała automatycznie Sira, zabrała za rękę najmłodszą i wyszły zostawiając Camilę samą. Martinez wstała z krzesła i podeszła do okna, przez które było widać przyozdobiony taras, gdzie miała odbyć się ceremonia. Jedni siedzieli już na białych, poustawianych w rządkach krzesłach, a pozostali stali w grupkach rozmawiając ze sobą. Camila wróciła na krzesło przy toaletce i wyjęła z szufladki zgiętą kartkę. Powinna była ją rano dostarczyć z resztą dokumentów swojej pani prawnik, ale.. Rozwinęła ją i jeszcze raz spojrzała na niewielki podpis Marca w rogu kartki. Przejechała opuszkami palców po tym miejscu i nagle poczuła łzę na swoim policzku. Nie, nie mogła płakać. Nie teraz. Nie w takim momencie. Sama tego chciała, więc nie rozumiała skąd te łzy. I wtedy usłyszała ciche pukanie do drzwi, więc szybko wytarła mokry policzek.
   - Proszę - powiedziała, a drzwi się uchyliły i zobaczyła dwie sylwetki jej przyjaciółek wystrojonych w prześliczne sukienki.
   - Gotowa? - uśmiechnęła się Maite.
   - Wszyscy już czekają - dodała Ria.
   - Dziewczyny - zaczęła niepewnie. - Mogłybyście tutaj poprosić Adriana?
   - Co? Pan młody nie powinien cię widzieć w sukience przed ślubem! - zaprotestowała od razu Garrido.
   - Proszę.. Muszę z nim porozmawiać - mruknęła, a tamte tylko na siebie popatrzyły i kiwnęły głową. Wyszły z pomieszczenia i na tyle szybkim krokiem, na ile pozwalały im wysokie szpilki, zeszły na dół i wyszły na taras. Ria od razu podeszła do Adriana, który stał niedaleko księdza wraz ze swoim drużbą i szepnęła mu kilka słów na ucho, a Maite dosiadła się do swojego chłopaka, Sergiego z Coral oraz Ter Stegena, który przyszedł tutaj razem z Rią.
   - Mówię wam, coś się będzie działo - powiedziała przejęta, stukając nerwowo obcasem o podłogę. - Camila chce rozmawiać z Adrianem.
   - Serio? - zdziwił się Martin.
   - Gdzie wywiało Bartre? - Nagle przy nich pojawiła się Ria i usiadła na wolnym krześle pomiędzy Marciem i Coral.
   - Czmychnął w momencie, gdy przybiegły tu siostry Camili i mówiły do jakiejś ciotki, że Cami wygląda ślicznie w ślubnej sukience - wytłumaczył Sergi.
   - Mam co do tego bardzo mieszane przeczucia - Maite przygryzła wargę.
   - Przepraszam, ale co do tego wszystkiego ma Bartra? - zgłosił się młody Niemiec.
   - Może nie uwierzysz, ale jeszcze do wczoraj to Marc był mężem Camili - rzucił Montoya, a ten spojrzał zdziwiony na Rię, która przytaknęła i obiecała, że wyjaśni mu wszystko troszeczkę później.
  Meksykanin stanął przed drzwiami pokoju, w którym miała się przygotować jego przyszła żona i cicho zapukał. Nie ukrywał, że był nieco zaskoczony tym, że Camila poprosiła go jeszcze o rozmowę przed samym ślubem, Po chwili usłyszał ciche zaproszenie do środka.
   - Kochanie, wiesz, że nie mogę cię jeszcze teraz zobaczyć - zaśmiał się, wchodząc tyłem do pokoju.
   - Adrian, proszę byś się odwrócił - powiedziała. Jej ton głosu go wystraszył, ale posłusznie i wolno odwrócił się do niej przodem. Nie miała na sobie swojej białej sukienki, ale jeansy i luźną bluzkę, w których tutaj przyjechała.
   - Camila.. - spojrzał na nią zaskoczony. - Dlaczego..
   - Przepraszam cię, ale nie mogę za ciebie wyjść - wydusiła z siebie, ściskając w dłoni kawałek materiału swojej bluzki. - Nie byłam z tobą do końca szczera..
   - Zaraz, bo czegoś tutaj nie rozumiem.. Jak to nie możesz za mnie wyjść? Coś się stało? - podszedł bliżej niej.
   - Chciałam przyjechać wcześniej, bo musiałam coś załatwić - wyciągnęła do niego zgiętą kartkę. Wziął ją od niej i otworzył.
   - Rozwód? - zmarszczył czoło. - Chcesz powiedzieć, że masz już męża? - zapytał, a ona nieśmiało kiwnęła głową.
   - Adrian, ja naprawdę chciałam za ciebie wyjść i być z tobą. Myślałam, że tamten ślub był głupotą popełnioną lata temu, ale.. Wróciłam tutaj, spotkałam go i.. - pokręciła głową. Cała zaczęła drżeć, a łzy znów same zaczęły spływać po jej policzkach. Spuściła głowę, a po chwili poczuła jak Hernandez ją mocno przytula i gładzi po plechach. - Przepraszam, Adi, ale go kocham.

Zapraszam również do wzięcia udziału w ankiecie na mojej podstronie - klik

czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział VII

  Cisza. Dla niektórych jest czymś kojącym, odnalezieniem spokoju, a dla innych irytacją. Cisza potrafi być też niezręczna, tak jak w tym przypadku.
 Spędzili cudowną wspólną noc, tak jak to było wcześniej, ale gdy zbudził ich poranek, żadne z nich nie wypowiedziało słowa. Wstali, ubrali się i rozstali. Dziewczyna zajęła łazienkę, a on wszedł do kuchni by przygotować kawę. Z jednej strony czuł typową męską satysfakcje po tak spędzonej nocy, ale z drugiej niepokój.. Co będzie dalej? Cami znów wpadnie mu w ramiona czy raczej zniknie by żyć długo i szczęśliwie z innym?
   - Marc, pójdę już - usłyszał jej cichy głos, gdy zamykała za sobą drzwi od łazienki.
   - Poczekaj - Zerwał się, odkładając puszkę z kawą na blat stołu. Dziewczyna stanęła w progu kuchni i oparła się o framugę. - Nie chcesz zostać na kawę, śniadanie? - zapytał, czując ogromną gulę, która podchodziła mu do gardła.
   - Marc, nie komplikuj tego jeszcze bardziej - westchnęła.
   - Nie będę nic komplikował - pokręcił głową i podszedł, stając naprzeciw niej. - Wiesz jaki wczoraj był dzień? - szepnął.
   - Tylko tyle? - Wywróciła oczami. Dobrze wiedziała o co mu chodzi. Bartra był jednym z niewielu facetów, których poznała w swoim życiu, który pamiętał o jakichkolwiek rocznicach czy urodzinach. - Tak, wiem - Spuściła wzrok.
   - To już pięć lat - powiedział cicho.
   - Naprawdę powinnam już iść - wymusiła na sobie lekki uśmiech i po prostu się odwróciła, kierując do wyjścia.
   - Camila! - zawołał za nią i złapał za nadgarstek. Teraz albo nigdy - pomyślał. Spojrzała na niego pytająco, mrużąc powieki. - Muszę ci coś powiedzieć.. - westchnął. - Nie chcę tym coś na tobie wymuszać, zrobisz jak naprawdę uważasz i co czujesz, ale nie mogę tego nadal dusić w sobie.
   - Marc, nie.. Proszę - jęknęła. W jej głowie przewijały się myśli, że zaraz usłyszy od piłkarza, że nadal ją bardzo kocha i ciągle myśli o nich, co mocno by w nią uderzyło.
   - Nie wiesz co chcę powiedzieć.. - ciągnął. - Posłuchaj. Od początku wiedziałem gdzie jesteś. Dowiedziałem się przez przypadek.. Pamiętasz o co mnie zapytałaś w nocy gdy przywiozłem cię pijaną tutaj? - zapytał, a ona pokręciła głową.
   - Pamiętam tylko jak wsiedliśmy do samochodu, dalej już nic - szepnęła.
   - Zapytałaś mnie o to dlaczego cię nie szukałem, nie przyjechałem i zabrałam z powrotem do domu by to naprawić.. Tydzień po twoim wyjeździe podsłuchałem rozmowę twojego ojca. Chłopakom powiedziałem, że jadę na kilka dni do rodziców, a im, że jadę z chłopakami na urlop. Naprawdę poleciałem do ciebie. Po dwóch dniach cię w końcu znalazłem i zobaczyłem jak się śmiejesz, rozmawiasz z nowymi znajomymi i jesteś szczęśliwa. Pomyślałem, że tego tak naprawdę chcesz. Moja cudowna intuicja mnie zawiodła, bo później miałem cholerne wyrzuty sumienia, że nie podszedłem i nie poprosiłem o rozmowę. Po prostu wróciłem, dając ci wolność - mówił.
   - Co? - wydukała z siebie. - Byłeś wtedy w Los Angeles? - zapytała z niedowierzaniem, a on skinął głową. - Jesteś największym kretynem jakiego znam! Idź do diabła, Marc! - zawołała i wybiegła z mieszkania. Chłopak został w miejscu, w którym stał i patrzył w stronę drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Camila. Jej słowa uderzyły w niego niczym kubeł z zimną wodą. Teraz już nie rozumiał kompletnie nic.. Myślał, że rozumie kobiety, ale w tym momencie zdał sobie sprawę, że się mylił.

  Zerwała się na nagły i głośny huk walenia do drzwi. Podniosła głowę i otworzyła zaspane oczy. Spojrzała w kierunku uchylonych drzwi, które wychodziły na wprost drzwi wejściowych do jej mieszkania. Niech zginie każdy, kto śmie ją budzić o tej porze w wakacje... - pomyślała i wygramoliła się z łóżka. Ciężkim krokiem udała się do wyjścia, zajrzała przez wizjer i otworzyła.
   - Zgiń.. - jęknęła sennie i od razu ruszyła w stronę kuchni.
   - Musimy pogadać! - powiedziała idąca za nią przyjaciółka.
   - Stało się coś? - Stanęła przy kuchennych szafkach, włączyła ekspres do kawy i spojrzała na Camilę.
   - Przespałam się z nim.. - powiedziała ciszej.
   - Z kim?! - Ria otworzyła szeroko oczy. - Przecież Adrian ma przylecieć dopiero dziś! Chyba, że.. Camila! Przespałaś się z Bartrą?! - zawołała i po chwili się wyszczerzyła. - Jak było?! - Aż usiadła obok Martinez. - Opowiadaj!
   - Ria, błagam cię! - Wywróciła oczami i na chwilę zamilkła po czym spojrzała wstydliwie spode łba. - Poszłam do niego, zaczęliśmy się kłócić o wszystko, a na końcu wylądowaliśmy w łóżku.
   - No wiesz.. - zaśmiała się Garrido. - Równo pięć lat temu też tak siedziałyśmy i opowiadałaś mi o waszej nocy poślubnej. Bujałaś wtedy w chmurach, mówiąc jak to było cudownie.
   - Bo było.
   - Mówisz o nocy poślubnej czy tej dzisiejszej? - Ria przekręciła głowę, a Camila zmierzyła ją wzrokiem. - Rozumiem, że mówisz o obu.. Więc może jednak powinnaś zostać tutaj? Zrezygnować ze ślubu?
   - Przecież cieszyłaś się z faktu, że mam Adriana i chcę z nim być!
   - No tak, ale teraz jestem przekonana, że nadal coś czujesz do swojego męża! Poza tym Marc nadal nic nie podpisał.
   - Nie zrezygnuję z Adriana. Nie kocham Marca i nie chcę go kochać.
   - To w końcu nie kochasz czy nie chcesz? To jest różnica, Cami. Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej - westchnęła.
   - Wiem, ale pozwól zrobić tak jak zaplanowałam. Chcę wyjść za narzeczonego, a z Marciem się rozwieść. Tak będzie lepiej - mówiła, a Ria tylko ciężko westchnęła. Ciszę przerwał dźwięk telefonu panny Garrido, na który przyszedł SMS. Wzięła go do ręki i przeczytała wiadomość, uśmiechając się szeroko do ekranu. - Z kim to znów od rana romansujesz? - zagadała szatynka.
   - Z kimś kogo wczoraj namówiłam by poszedł ze mną na ten twój ślub - zaśmiała się.
   - Ria?! To czemu nic mi nie mówisz? Kto to?
   - Bo przyszłaś i od razu zaczęłaś narzekać na Marca, który swoją drogą jest świetnym facetem.. Z wadami, trochę zagubionym przez to, że go zostawiłaś, ale świetnym.
   - Już się nie wymądrzaj, tylko mów kim jest ten chłopak.
   - Gdy Bartra zabrał cię z klubu, ja jakoś złapałam dobry kontakt z Marciem Ter Stegenem. Wczoraj wieczorem byliśmy w kinie, później na spacerze, a teraz się mnie pyta czy się wyspałam - mówiła zadowolona. - Jest słodki!
   - No, no - Camila poruszyła brwiami, ale po chwili spoważniała i ciężko westchnęła. - Wczoraj gdy widziałam się z Juanem, przez przypadek rzuciłam okiem na listę gości. Na samym końcu był dopisany Sergi, Marc i Martin. Podobno w niedzielę moja mama ich tam dopisała, a zaproszenia mają dostać dziś kurierem. Wiesz, że z Maite byłam umówiona, że nie dostaje zaproszenia ze względu na Martina, a ma przyjść. Teraz to wszystko wyszło na jaw przez ojca, który musiał się tym pochwalić przed drużyną - wywróciła oczami.
   - Twoja mama po prostu pomyślała, że jeżeli kiedyś byliście wszyscy przyjaciółmi, to trzeba ich zaprosić - Ria wzruszyła ramionami.
   - I jest jeszcze coś - Camila podparła głowę na ręce. - On wiedział od początku gdzie jestem i był tam, widział mnie, ale nie podszedł, bo chciał żebym była szczęśliwa - schowała twarz w dłoniach i poczuła na policzkach swoje słone łzy. Tak bardzo wtedy chciała by Marc coś zrobił, bo przecież kochała go na zabój. Nie wyobrażała sobie życia bez tego chłopaka, ale jednak miała go wtedy za tchórza, bo jej nie szukał, nic nie zrobił w tym kierunku, a teraz.. Teraz wiedziała, że jednak myliła się co do niego. Był tam i zobaczył maskę szczęśliwej bez niego Camili. Rozpłakała się na dobre, kiedy poczuła jak Ria ją obejmuje i gładzi po włosach. To wszystko było do kitu..

  Stała owinięta ręcznikiem przed dużym lustrem w pokoju przyjaciółki, rozczesując włosy, które przed chwilą skończyła suszyć. Nie miała już czasu na to by wrócić do domu, odświeżyć się i przebrać, jeżeli chciała zdążyć na lotnisko by odebrać Adriana i jego rodziców. Postanowiła, że tu weźmie prysznic, a Ria pożyczy jej jakieś ubrania.
   - Co pani sobie życzy, sukienka czy spodnie? - usłyszała głos dziewczyny, która weszła do pomieszczenia, przeżuwając końcówkę kanapki ze śniadania.
   - Jest mi to obojętne, naprawdę - mruknęła, a po chwili usłyszała jej cichy śmiech. Camila spojrzała na nią pytająco, a ta podeszła i odgarnęła kosmyk włosów z ramienia przyjaciółki. Zobaczyła dwa niewielkie i ciemne ślady, jeden na swojej szyi, a drugi odrobinę niżej.
   - Chyba jednak coś z kołnierzykiem - zaśmiała się Garrido i odeszła do swojej szafy. Camila nadal przypatrywała się z niedowierzaniem pamiątką po dzisiejszej nocy spędzonej z Marciem.
   - Zabiję go.. - jęknęła Cami. - Jak ja to teraz zamaskuje?
   - Oznaczył teren - uśmiechnęła się Ria. - Na razie zamaskujesz to tym - Przewiesiła przez oparcie krzesła białą bluzkę z kołnierzykiem golfu z cienkiego materiału i czarne rurki. - Dasz sobie radę - Poklepała ją po ramieniu i wyszła z sypialni.
  Camila wyszła z budynku elegancko ubrana i wsiadła do taksówki, podając kierowcy kurs na lotnisko El Prat. Cała droga się jej za bardzo dłużyła, a przede wszystkim wtedy, gdy niedaleko lotniska utknęli w niedużym korku. Już myślała, że nie zdąży, ale do budynku wpadła w momencie, kiedy miły, damski głos oznajmiał przez głośniki, że samolot z Los Angeles właśnie wylądował. Martinez odetchnęła z ulgą i już wolnym krokiem udała się do miejsca, gdzie oczekuje się na przyjezdnych. Stanęła przy rozstawionej barierce obok jakiegoś starszego małżeństwa i wbiła wzrok w szklane, rozsuwane drzwi. Myślała o ślubie i Adrianie, o tym, że nie była z nim od początku szczera. Może jednak powinna mu powiedzieć na samym początku o tym, że ma męża. Teraz pewnie byłby tu z nią i razem walczył z Marciem o ten głupi podpis. Nie byłaby tu sama, a co najważniejsze, nie zdradziłaby go.. W jednej chwili poczuła się okropnie, tak jakby nie znała w ogóle samej siebie. I przestała sobie ufać.. Więc jak przyszły mąż ma jej zaufać?
  Z rozmyśleń wyrwały ją radosne głosy ludzi wokół niej. Spojrzała przed siebie i zobaczyła pierwszych, którzy przechodzili przez rozsuwane drzwi razem ze swoimi bagażami. Do małżeństwa obok których stała, podbiegła młoda dziewczyna. Zapewne córka. Przez przejście przeszło jeszcze kilka osób i dopiero po chwili zobaczyła trójkę Meksykanów - Adriana i jego rodziców. 
 Uśmiechnęła się w ich kierunku i natychmiastowo dostała taką samą odpowiedź. Nie minęło kilka chwil, a młody chłopak stał już przy swojej narzeczonej i mocno ją do siebie przytulał, powtarzając, że bardzo się stęsknił i nie mógł się doczekać przyjazdu. Później Camila przywitała się z państwem Hernandez i wyszli z lotniska, złapali dużą taksówkę i udali się do eleganckiego hotelu, w którym mieli się zatrzymać goście oraz Hernandezowie. 

   Kolacja z rodzicami przebiegła bez żadnych niespodzianek. Najpierw całą szóstką rozmawiali o ślubie, a później ojcowie wdrążyli się w swoje tematy, a matki w swoje. W tym wszystkim tylko jedna rzecz zastanawiała Camilę, a mianowicie - jej ojciec. Dziwnym było to, że od czasu do czasu wydawał się bardzo zamyślony i co chwila zerkał na nią, a zaraz na Adriana. Może po prostu miał męczący dzień.. 
  W pewnym momencie, gdy zauważyli, że raczej już są tam zbędni, pożegnali się z rodzicami i wyszli na piętro do wynajętego pokoju chłopaka. 
 Camila podeszła do stolika, na którym stały szklanki i dzbanek z wodą. Nalała sobie trochę i podeszła do okna, a po chwili poczuła na swojej talii dłonie narzeczonego, który się do niej przytulił. 
   - Wiesz co.. Miałem ci to dopiero powiedzieć po ślubie, ale jednak to zrobię to teraz - uśmiechnął się cwaniacko. 
   - Co takiego? - spojrzała na niego. 
   - Nasz opóźniony przyjazd wiązał się z prezentem dla nas od ojca - Oparł głowę o jej ramię. - Wiem, że kochasz to miejsce, więc ojciec postanowił otworzyć tutaj filię i przekazać mi zarządzanie nią. Co oznacza, że możemy się tutaj przeprowadzić - uśmiechnął się. Czy dobrze zrozumiała? Adrian chce tutaj zamieszkać? W Barcelonie? W tym samym mieście, w którym mieszka Marc? W jej planie był rozwód, ślub i powrót do LA.. Najbardziej na świecie chciałaby tu znów mieszkać, ale nie w zaistniałej sytuacji. Miałaby tutaj spokojnie żyć, mając tuż obok jej pierwszą wielką miłość? - Nie cieszysz się? - Zmarszczył brew. 
   - Nie no.. Oczywiście, że się cieszę! - odwróciła się przodem do niego i mocno przytuliła. - Przeprowadziłbyś się tutaj dla mnie? 
   - Oczywiście, w końcu będziesz moją żoną - zaśmiał się cicho. - A dla mojej żony, wszystko! - dodał, a ją coś zakuło. Adrian to wspaniały mężczyzna, a ona czuła się okropnie. Okłamuje go, zdradza.. Coś jeszcze? - Zostaniesz na noc? - szepnął niskim tonem wprost do jej ucha. I co w tej sytuacji miała zrobić? 
   - Aż tak się stęskniłeś? - zachichotała. 
   - Bardzo, bardzo! Nie widziałem cię półtora tygodnia! 
   - Więc poczekasz jeszcze te dwa dni do ślubu - puściła do niego oczko. - Bezpieczniej będzie jeżeli wrócę z rodzicami do domu - uśmiechnęła się lekko. 
   - Na pewno? - zapytał z miną zbitego psa. 
   - Na pewno - dodała i ruszyła w stronę wyjścia. 
   - Jesteś dla mnie okropna! 
   - Wiem - zaśmiała się i wyszła, a gdy była już na korytarzu, mogła odetchnąć z ulgą. Musiała przy nim udawać wielce szczęśliwą, a tak naprawdę bała się, że to wszystko może trafić szlak. Zeszła na dół, kiedy przy recepcji Hernandezowie żegnali się z Luisem i Eleną. 
   - Wracasz? Myśleliśmy, że zostaniesz z Adrianem - zdziwiła się jej matka. 
   - Ma racje - zaśmiał się ojciec jej narzeczonego. - Kiedyś to rodzice pilnowali by młodzi nie widzieli się przed ślubem, a teraz sami wiedzą, że wszystko będzie później lepiej smakować - dorzucił, po czym oberwał w ramię od swojej małżonki. - No co? Wszyscy tu jesteśmy dorośli. 
   - No dobrze, w takim razie my już będziemy uciekać. Dobranoc - powiedział trener i całą trójką wyszli z hotelu. Parkingowy akurat podstawił ich samochód. Mężczyzna usiadł za kierownicą, a Elena usiadła z tyłu, bo rozdzwonił się jej telefon i nie chciała przeszkadzać wszystkim, siedząc z przodu i plotkując ze swoją siostrą, więc to Camila usiadła obok swojego ojca. Zapięła pasy i oparła głowę o szybę, przyglądając się przemijającym budynkom. - Malutka, wszystko w porządku? - zapytał Luis. 
   - Tak, tato. Wszystko w porządku - westchnęła i posłała mu wymuszony uśmiech.

czwartek, 6 listopada 2014

Rozdział VI

 Przeglądając się w lustrze, poprawiła swoje włosy i wygładziła dół jej ulubionej czerwonej sukienki. Usiadła na rogu łóżka i ubrała płaskie sandałki, a za chwilę przewiesiła przez ramię niewielką torebkę. Wyszła z pokoju i zeszła szybkim krokiem na dół, kierując się od razu do kuchni, gdzie przebywała właśnie cała jej rodzina. Ojciec siedział z gazetą przy stole, a obok niego młodszy brat Camili oraz najmniejsza z sióstr, a starsza oraz matka, nakrywały do śniadania.
   - Cześć wszystkim - wpadła do pomieszczenia z uśmiechem, zabierając ze stołu kromkę chleba i plasterek szynki. - I od razu uciekam - powiedziała i odgryzła kęs kanapki.
   - Jak to? Nie usiądziesz z nami i nie zjesz? - zapytała pani Cullell.
   - Śpieszę się, bo jestem umówiona z Juanem, by potwierdzić wystrój sali na ślub - Przełknęła kawałek chleba.
   - To nic, siadaj i zjedz spokojnie - powiedział trener. - Pięć minut w tą czy w tamtą stronę.. - Wzruszył ramionami, czym rozśmieszył najstarszą córką. Dziewczyna usiadła na wolnym krześle i na spokojnie kończyła jeść.
   - Już! - zawołała, gdy skończyła i popiła sokiem pomarańczowym. Wstała i ucałowała kolejni każdego członka rodziny. Uciekła jeszcze zanim jej matka zdążyła zaprotestować.
   - Niech idzie - zaśmiał się Luis. - To w końcu jej ślub - dodał.
   - Racja - westchnęła Elena. - Pamiętam jakby to było wczoraj, gdy my się pobieraliśmy - dodała.
   - Zebrało się na wspominki? - zaśmiał się młody Pacho.
   - To źle? Sam się kiedyś zakochasz i będziesz się chciał ożenić - Matka pokiwała mu palcem przed nosem.
   - Jeszcze pójdzie w ślady taty i najpierw zmajstruje dziecko, a dopiero po sześciu latach zdecyduje się na ślub - zaśmiała się nastoletnia Sira i odłożyła talerz do zmywarki. - No, a potem jeszcze kolejną trójkę - dorzuciła. - Ja też już uciekam, bo umówiłam się z koleżankami - powiedziała i wyszła z kuchni.
   - Gdzie to się tak wycwaniło? - Mężczyzna pokręcił głową i spojrzał jeszcze na pozostałą dwójkę swoich dzieci, które ze smakiem jadły śniadanie. - Eleno, ty ostatnio chyba obiecałaś pożyczyć jakąś książkę z przepisami żonie Moreno..
   - No tak. Takie szczęście, że żony twoich asystentów, tak samo jak ja, lubią gotować.
   - Dobrze, tylko później to mnie ciągle o tym mówią - zaśmiał się były piłkarz. - Gdzie ją masz? Bo też za chwilę będę się już zbierał. Trzeba dziś dać w kość chłopakom, bo za dobrze im ostatnio.. - westchnął i wstał od stołu. 
   - Powinna być w pokoju Camili, taka duża, czerwona - odpowiedziała jego żona i zabrała gazetę, którą czytał wcześniej. Kiwnął głową i ruszył schodami na górę. Zabrał swoje rzeczy z sypialni i zajrzał do pokoju córki. W jednym kącie stał olbrzymi regał, cały wypełniony przeróżnymi książkami. Czasami nawet jej pokój był nazywany ich domową biblioteczką. Pomimo tych wszystkich przeprowadzek, dom w Barcelonie zatrzymali, bo w końcu to w nim wychowywali się ich dzieci. Dla każdego z nich coś znaczył, a poza tym, tak jak się spełniło, zawsze mogli tu wrócić, więc większość w tym domu, na przełomie lat, wcale się nie zmieniła. 
 Mężczyzna stanął przed półką i przejrzał ją wzrokiem z góry na dół i od lewej do prawej. W końcu wypatrzył książkę w grubej i czerwonej oprawie, jak opisywała Elena. Pech chciał, że właśnie na niej, leżały sobie jeszcze dwie inne książki, teczka i stosik jakichś papierów. Chciał ją wyciągnąć tak, by nic nie zepsuć, ale nie udało się, bo cała reszta runęła na podłogę. Luis zaklną sobie pod nosem, odłożył książkę z przepisami na stolik i zabrał się za sprzątanie wyrządzonego przez niego bałaganu. Idealnie ułożył książki, a gdy schylił się po raz drugi, coś przykuło jego uwagę. Teczka, która spadła na podłogę, otworzyła się i jej zawartość wylądowała na dywaniku. Prócz kilku kartek, leżał tam maleńki, zatrzaskowy woreczek, w którym był pierścionek, a właściwiej to raczej obrączka. Wyjął ją delikatnie i dokładnie sobie obejrzał. Delikatna. Złota. Z grawerem od wewnętrznej strony - "Para Siempre* 26.08.2009". Nie miał zielonego pojęcia kogo ona była i co to była za data.. Podnosząc i zerkając na jedną z kartek, po woli zaczął rozumieć o co chodziło. 
 Powódka: Camila Martinez Cullell zamieszkała w Los Angeles. 
Pozwany: Marc Bartra Aregall zamieszkały w Barcelonie. 
Powódka wnosząca o rozwiązanie małżeństwa zawartego 26 sierpnia 2009 roku w Urzędzie Stanu Cywilnego w Barcelonie.
  Nie mógł uwierzyć w to co widział. To znaczyło, że jego mała córeczka już raz wyszła za mąż, a teraz chce to jakoś rozwiązać i to jeszcze ze swoim dawnym przyjacielem, a teraz piłkarzem jej ojca? "Przyjacielem" - tak przynajmniej przedstawiała Marca wszystkim dookoła.. Nagle usłyszał, że ktoś wchodzi po schodach na górę, więc w panice spakował papiery oraz obrączkę do teczki i odłożył na miejsce, w momencie gdy w pokoju pojawiła się jego żona. 
   - Znalazłeś? - Uśmiechnęła się. 
   - Tak - odparł i wziął do ręki książkę. - W końcu ją dostanie i nie będę wysłuchiwał - zaśmiał się i ucałował swoją żonę. - Uciekam, pa - puścił do niej oczko i wyminął, opuszczając pomieszczenie, a chwilę później swój dom. I co miał teraz z tym zrobić? Powinien siedzieć cicho, jakby tego nie zobaczył czy porozmawiać z córką? 

  Dziewczyna pożegnała się przyjacielem swojego narzeczonego i wsiadła do taksówki. Odjeżdżając, wpatrywała się w stary, ale piękny pałacyk pod Barceloną, w którym miał odbyć się jej ślub i wesele. Spędziła tutaj większość dnia na sprawdzaniu wszystkiego, wyborze kolorów obrusów, serwetek i kolorów kwiatów. Pomimo wszystkiego, robiło się to już męczące. Był wtorek, w środę przylatywał Adrian, w piątek popołudniu mieli się pobrać, ale.. Ale wielmożny pan Bartra nadal nie podpisał potrzebnych dokumentów. W tym momencie zaczynało to już jej działać na nerwy i to poważnie. Marc robił jej na złość i nie wiedziała czy on ma z tego ubaw, bo ona na pewno nie.. 
  W czasie jazdy poprosiła kierowcę by zmienił kierunek i wskazała mu adres apartamentowca Bartry. Musiała z nim porozmawiać po raz kolejny, ale tak już naprawdę na poważnie, z pozytywnym dla niej skutkiem. 
 Zapłaciła za kurs i wysiadła z samochodu. Przeszła kawałek chodnikiem, a później weszła do budynku. weszła do windy wraz z jakąś starszą panią, z którą wymieniła krótki uśmiech i wyjechała na odpowiednie piętro. Stanęła przed drzwiami do mieszkania piłkarza i zapukała dwa razy. Tym razem nie musiała się sama wpraszać, bo otworzył jej gospodarz, wywracając oczami, ale jednak wpuścił ją do środka. Weszli do dużego pokoju. Marc podszedł do okna i oparł się o parapet, a ona została zaraz przy wejściu do pomieszczenia. 
   - Mam nadzieję, że podpisałeś dokumenty - mruknęła, a on skrzyżował ręce na piersi i pokręcił przecząco głową. - Marc, proszę cię.. Powinnam to już oddać swojej prawniczce. 
   - Ale o co ty mnie prosisz? - zakpił. - O to bym zwrócił ci twoją wolność? Czy o to bym szybko się z tym uwinął, by twój narzeczony się o wszystkim nie dowiedział? 
   - Przestań - powiedziała. - Załatwmy to szybko i bez stwarzania dodatkowych problemów, dobrze? - westchnęła. 
   - Dodatkowe problemy, tak? - powtórzył z nutką goryczy w głosie. - Czyli jestem dodatkowym problemem, tak mam to rozumieć? - przymrużył delikatnie powieki i po woli zaczął się do niej zbliżać. - Po jednej sprzeczce zwątpiłaś we wszystko, odpuściłaś i wyjechałaś, a teraz to mnie nazywasz problemem? 
   - Nie. Po prostu chcę byś dał mi ten pieprzony rozwód! - syknęła przez zęby. 
   - Oboje byliśmy wtedy młodzi, głupi, zakochani.. Z resztą chyba - zaśmiał się pod nosem. - Wiadomo, że każdy z nas chciał spędzać czas w swoim towarzystwie. To normalne, ale można było to jakoś ze sobą pogodzić - wzruszył ramionami. - Powiedzieliśmy sobie, że chwilę odczekamy zanim powiemy rodzicom o ślubie. Minął miesiąc. Ja byłem gotowy, ale ty nadal bałaś się reakcji matki i ojca. Raczej to ja powinienem wtedy zgrać wielce obrażonego - mówił, a ona zaczynała czuć w gardle nieprzyjemny ścisk. - Pokłóciliśmy się o wyjawienie prawdy i o jeden durny wieczór, który każdy chciał spędzić inaczej. Wiem, że w nerwach powiedziałaś, że ten ślub to faktycznie było szaleństwo i czysta głupota.. Chyba, że faktycznie tak wtedy pomyślałaś? - wbił w nią wzrok. - Do jasnej cholery! - wybuchnął. - Odpuściłaś i przekreśliłaś wszystko na starcie. Zadecydowałaś za nas oboje o przyszłości i uciekłaś, nie dając żadnych szans na odbudowanie tego i wytłumaczenie - krzyczał. - Teraz tak po prostu mam ci to podpisać i odpuścić, kiedy wiem, że to nie da mi spokoju? - dorzucił, a ta spuściła głowę. To wszystko było prawda, a ona najbardziej bolała. Bartra w końcu nazwał wszystko po imieniu i przypomniał jej dosadnie o wszystkim. - Nic nie mówisz? - szepnął. Nastała chwila krępującej ciszy. Ona wpatrywała się w podłogę, szukając w głowie jakiejkolwiek odpowiedzi, a on patrzył na nią, obserwując jej każdy najmniejszy ruch. Był na nią zły, ale też i nie był. Nadal bardzo ją kochał, a wcale tego już nie chciał. Sam już nie wiedział co ma czuć i co jest odpowiednie. Miał ją w tym momencie przed sobą i chciał mocno do siebie przytulić, a co najważniejsze usłyszeć, że już wszystko będzie dobrze. Ta piękna i cudowna dziewczyna kiedyś była jego i tylko jego, a noc po ślubie była ich prawdziwą pierwszą wspólną nocą, kiedy dziewczyna przeżywała swój pierwszy raz. Tak bardzo chciał ją teraz pocałować, przypomnieć, że dziś mija dokładnie pięć lat odkąd złożyli swoje przysięgi. 
 Nie wiedział jaka będzie jej reakcja, ale po prostu każda cząsteczka jego ciała krzyczała do niego, by to zrobił, więc nagle ujął jej twarz w dłonie i nie czekając na jakikolwiek jej ruch, połączył ich usta w jedno. Poczuł tą samą słodycz i ciepło co wtedy, ale.. To wszystko przerwał siarczysty policzek, który wymierzyła mu Camila. Oderwał się od niej i spojrzał na jej twarz. Teraz płakała. Po jej policzkach spływały łzy, a ona sama zaczęła się trząść. Jednak zobaczył coś w jej oczach, coś czego myślał, że już nie zobaczy. Widział zarówno strach, jak i pożądanie. 
 Przybliżył się jeszcze odrobinkę i niepewnie położył dłonie na jej talii. Schylił głowę, delikatnie dotykając czubkiem swojego nosa jej nos. 
   - Mogę cię pocałować? - szepnął prawie bezdźwięcznie. Rozpłakana dziewczyna uniosła lekko oczy by móc zobaczyć jego skruchę i troskę na twarzy. Czuła to samo co on. Jego bliskość działała na nią jak hipnoza. Coś niebezpiecznego, ale pożądanego. W jednej sekundzie jakby zapomniała o całym otaczającym ją świecie i pokiwała lekko głową, a po chwili znów poczuła jak ich wargi się złączają. Jego miękkie usta pieściły jej niczym kojący balsam. Przyszła tutaj po rozwód, a w tym momencie stała na środku pokoju, całując się ze swoim jeszcze mężem i co najgorsze, nie chciała tego przerwać. To wszystko wywołało u niej wspomnienia. Ich pierwsza randka, pocałunek, wypowiedziane na głos słowa "kocham cię", wspólnie spędzone chwile, miłość, ślub i pierwsza wspólna noc, którą uważała za tę magiczną. 
 Zsunął dłoń na jej udo, podciągając lekko sukienkę do góry, licząc się z tym, że zaraz znów oberwie. Jednak to się nie stało, co mile go zaskoczyło. Poczuł jej maleńkie dłonie, które wsuwały się pod jego koszulkę, dotykając mięśni i torsu. Bez namysłu zdjął z siebie i rzucił w kąt, a jego dłonie powędrowały do zamka sukienki na plecach Martinez. Rozsunął go bardzo po woli, a później dotykając delikatnie opuszkami palców jej ramiona, zsunął ramiączka, a sukienka w sekundzie wylądowała na podłodze. 
 Przyciągnął ją bardziej do siebie, czując jej ciepłe, drżące ciało. Znów zjechał dłońmi na jej uda i ją podniósł, a ona od razu oplotła go nogami w pasie, nie przerywając całowania chłopaka. 
 Czuli jak oboje rozpalają w sobie ten płomień namiętności, podniecenia i pragnienia poprzez dotykanie siebie i całowanie. 
 Niosąc ją, wolno skierował się do korytarza i później do swojej sypialni, w której od razu ułożył ją na granatowej, satynowej pościeli i zaczął obdarowywać pocałunkami jej szyję, obojczyk, biust przy krawędziach stanika i brzuch. Oddechy obojga zaczynały przyśpieszać, krew w żyłach pulsować, a zdrowy rozsądek został wypędzony przez wszystkie inne emocje. Ich ręce zaczęły wędrować po całych ciałach, próbując jakby w panice pozbywać się reszty ubrań i bielizny. Pożądanie wzięło górę nad wszystkim, zwłaszcza wtedy gdy znów poczuli się jedną całością, tak jak kiedyś, gdy nie liczyło się dla nich nic innego - tylko oni. 

"Miałem nie dzwonić nigdy już 
Chciałem na zawsze Cię zapomnieć 
Sam już nie wiem skąd ten ból 
Nie umiem znaleźć słów 
Przyśniłaś mi się znów 
Myślałam, że nauczę się 
Bez Ciebie szukać swego szczęścia 
Nie chciałam kochać, bałam się 
Że skończy się ten sen 
Nic nie mów, przytul mnie 
Spragniona Twoich ciepłych ust 
Spragniony Twoich pięknych dłoni 
W ramionach Twoich wpadam w trans 
Z Tobą niczego się nie boję 
Spragniona Ciebie 
Czasem się robi głupi błąd 
Czasem coś powie się za szybko 
Miłość rozbija się jak szkło 
Nie rańmy się już ją 
Rozpłyńmy się w tę noc 
Spragnieni swoich ciepłych ust 
Spragnieni swoich czułych dłoni 
W ramionach Twoich wpadam w trans 
Z Tobą niczego się nie boję"**

 Leżała z głową na jego odsłoniętym brzuchu, czując jak delikatnie unosi się i opada. Mocno ściskała w dłoni kraniec kołdry, którą byli prowizorycznie okryci. Czuła jak jego palce ciągle gładzą jej nagie ciało, pobudzając przy tym jej wrażliwe i czułe miejsca. Chciała czuć coś.. Cokolwiek. Nienawiść do siebie za to, że zdradziła Adriana. Nienawiść do Bartry za to, że tak to spotkanie się potoczyło, ale.. Nie czuła nic. To był taki błogi spokój, który od dawna był jej obcy. Było to coś, czego pewnie długo nie zapomni i zapewne będzie u niej wywoływać rumieńce na policzkach oraz wyrzuty sumienia. To był ten sam Marc, który dobrze ją znał, znał jej ciało, potrafił być jednocześnie delikatny, porywczy, nieobliczalny. Taki jej dawny perfekcjonista i to nie tylko pod tym względem. 
   - Mogę o coś zapytać? - usłyszała jego szept. 
   - Tak? 
   - Tylko odpowiedz mi szczerze - zaczął. - Dlaczego wtedy wyjechałaś? - zapytał, bawiąc się kosmykami jej włosów. 
   - Przestraszyłam się - szepnęła. - Myślałam, że to się nie uda i skorzystałam z okazji wymiany studenckiej - westchnęła. Marc nie odpowiedział na to nic. Chciał po prostu znać odpowiedź. I poznał. 
   - Zostań do rana - powiedział i podciągnął ją do góry, tak by zaleźli się twarzą w twarz. - Proszę - szepnął, gdy była już obok. Nic nie odpowiedziała. Jedynie schowała głowę w zagłębieniu jego szyi i przymknęła powieki, mocno wtulając się w jego tors. Było tutaj tak spokojnie i bezpiecznie. 

* - z hiszp. na zawsze
** - piosenka Waldemar Goszcz - Spragnieni

I jak tu się takiemu nie oprzeć? 
To jest zdecydowanie mój ulubiony rozdział!