czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział VII

  Cisza. Dla niektórych jest czymś kojącym, odnalezieniem spokoju, a dla innych irytacją. Cisza potrafi być też niezręczna, tak jak w tym przypadku.
 Spędzili cudowną wspólną noc, tak jak to było wcześniej, ale gdy zbudził ich poranek, żadne z nich nie wypowiedziało słowa. Wstali, ubrali się i rozstali. Dziewczyna zajęła łazienkę, a on wszedł do kuchni by przygotować kawę. Z jednej strony czuł typową męską satysfakcje po tak spędzonej nocy, ale z drugiej niepokój.. Co będzie dalej? Cami znów wpadnie mu w ramiona czy raczej zniknie by żyć długo i szczęśliwie z innym?
   - Marc, pójdę już - usłyszał jej cichy głos, gdy zamykała za sobą drzwi od łazienki.
   - Poczekaj - Zerwał się, odkładając puszkę z kawą na blat stołu. Dziewczyna stanęła w progu kuchni i oparła się o framugę. - Nie chcesz zostać na kawę, śniadanie? - zapytał, czując ogromną gulę, która podchodziła mu do gardła.
   - Marc, nie komplikuj tego jeszcze bardziej - westchnęła.
   - Nie będę nic komplikował - pokręcił głową i podszedł, stając naprzeciw niej. - Wiesz jaki wczoraj był dzień? - szepnął.
   - Tylko tyle? - Wywróciła oczami. Dobrze wiedziała o co mu chodzi. Bartra był jednym z niewielu facetów, których poznała w swoim życiu, który pamiętał o jakichkolwiek rocznicach czy urodzinach. - Tak, wiem - Spuściła wzrok.
   - To już pięć lat - powiedział cicho.
   - Naprawdę powinnam już iść - wymusiła na sobie lekki uśmiech i po prostu się odwróciła, kierując do wyjścia.
   - Camila! - zawołał za nią i złapał za nadgarstek. Teraz albo nigdy - pomyślał. Spojrzała na niego pytająco, mrużąc powieki. - Muszę ci coś powiedzieć.. - westchnął. - Nie chcę tym coś na tobie wymuszać, zrobisz jak naprawdę uważasz i co czujesz, ale nie mogę tego nadal dusić w sobie.
   - Marc, nie.. Proszę - jęknęła. W jej głowie przewijały się myśli, że zaraz usłyszy od piłkarza, że nadal ją bardzo kocha i ciągle myśli o nich, co mocno by w nią uderzyło.
   - Nie wiesz co chcę powiedzieć.. - ciągnął. - Posłuchaj. Od początku wiedziałem gdzie jesteś. Dowiedziałem się przez przypadek.. Pamiętasz o co mnie zapytałaś w nocy gdy przywiozłem cię pijaną tutaj? - zapytał, a ona pokręciła głową.
   - Pamiętam tylko jak wsiedliśmy do samochodu, dalej już nic - szepnęła.
   - Zapytałaś mnie o to dlaczego cię nie szukałem, nie przyjechałem i zabrałam z powrotem do domu by to naprawić.. Tydzień po twoim wyjeździe podsłuchałem rozmowę twojego ojca. Chłopakom powiedziałem, że jadę na kilka dni do rodziców, a im, że jadę z chłopakami na urlop. Naprawdę poleciałem do ciebie. Po dwóch dniach cię w końcu znalazłem i zobaczyłem jak się śmiejesz, rozmawiasz z nowymi znajomymi i jesteś szczęśliwa. Pomyślałem, że tego tak naprawdę chcesz. Moja cudowna intuicja mnie zawiodła, bo później miałem cholerne wyrzuty sumienia, że nie podszedłem i nie poprosiłem o rozmowę. Po prostu wróciłem, dając ci wolność - mówił.
   - Co? - wydukała z siebie. - Byłeś wtedy w Los Angeles? - zapytała z niedowierzaniem, a on skinął głową. - Jesteś największym kretynem jakiego znam! Idź do diabła, Marc! - zawołała i wybiegła z mieszkania. Chłopak został w miejscu, w którym stał i patrzył w stronę drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła Camila. Jej słowa uderzyły w niego niczym kubeł z zimną wodą. Teraz już nie rozumiał kompletnie nic.. Myślał, że rozumie kobiety, ale w tym momencie zdał sobie sprawę, że się mylił.

  Zerwała się na nagły i głośny huk walenia do drzwi. Podniosła głowę i otworzyła zaspane oczy. Spojrzała w kierunku uchylonych drzwi, które wychodziły na wprost drzwi wejściowych do jej mieszkania. Niech zginie każdy, kto śmie ją budzić o tej porze w wakacje... - pomyślała i wygramoliła się z łóżka. Ciężkim krokiem udała się do wyjścia, zajrzała przez wizjer i otworzyła.
   - Zgiń.. - jęknęła sennie i od razu ruszyła w stronę kuchni.
   - Musimy pogadać! - powiedziała idąca za nią przyjaciółka.
   - Stało się coś? - Stanęła przy kuchennych szafkach, włączyła ekspres do kawy i spojrzała na Camilę.
   - Przespałam się z nim.. - powiedziała ciszej.
   - Z kim?! - Ria otworzyła szeroko oczy. - Przecież Adrian ma przylecieć dopiero dziś! Chyba, że.. Camila! Przespałaś się z Bartrą?! - zawołała i po chwili się wyszczerzyła. - Jak było?! - Aż usiadła obok Martinez. - Opowiadaj!
   - Ria, błagam cię! - Wywróciła oczami i na chwilę zamilkła po czym spojrzała wstydliwie spode łba. - Poszłam do niego, zaczęliśmy się kłócić o wszystko, a na końcu wylądowaliśmy w łóżku.
   - No wiesz.. - zaśmiała się Garrido. - Równo pięć lat temu też tak siedziałyśmy i opowiadałaś mi o waszej nocy poślubnej. Bujałaś wtedy w chmurach, mówiąc jak to było cudownie.
   - Bo było.
   - Mówisz o nocy poślubnej czy tej dzisiejszej? - Ria przekręciła głowę, a Camila zmierzyła ją wzrokiem. - Rozumiem, że mówisz o obu.. Więc może jednak powinnaś zostać tutaj? Zrezygnować ze ślubu?
   - Przecież cieszyłaś się z faktu, że mam Adriana i chcę z nim być!
   - No tak, ale teraz jestem przekonana, że nadal coś czujesz do swojego męża! Poza tym Marc nadal nic nie podpisał.
   - Nie zrezygnuję z Adriana. Nie kocham Marca i nie chcę go kochać.
   - To w końcu nie kochasz czy nie chcesz? To jest różnica, Cami. Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej - westchnęła.
   - Wiem, ale pozwól zrobić tak jak zaplanowałam. Chcę wyjść za narzeczonego, a z Marciem się rozwieść. Tak będzie lepiej - mówiła, a Ria tylko ciężko westchnęła. Ciszę przerwał dźwięk telefonu panny Garrido, na który przyszedł SMS. Wzięła go do ręki i przeczytała wiadomość, uśmiechając się szeroko do ekranu. - Z kim to znów od rana romansujesz? - zagadała szatynka.
   - Z kimś kogo wczoraj namówiłam by poszedł ze mną na ten twój ślub - zaśmiała się.
   - Ria?! To czemu nic mi nie mówisz? Kto to?
   - Bo przyszłaś i od razu zaczęłaś narzekać na Marca, który swoją drogą jest świetnym facetem.. Z wadami, trochę zagubionym przez to, że go zostawiłaś, ale świetnym.
   - Już się nie wymądrzaj, tylko mów kim jest ten chłopak.
   - Gdy Bartra zabrał cię z klubu, ja jakoś złapałam dobry kontakt z Marciem Ter Stegenem. Wczoraj wieczorem byliśmy w kinie, później na spacerze, a teraz się mnie pyta czy się wyspałam - mówiła zadowolona. - Jest słodki!
   - No, no - Camila poruszyła brwiami, ale po chwili spoważniała i ciężko westchnęła. - Wczoraj gdy widziałam się z Juanem, przez przypadek rzuciłam okiem na listę gości. Na samym końcu był dopisany Sergi, Marc i Martin. Podobno w niedzielę moja mama ich tam dopisała, a zaproszenia mają dostać dziś kurierem. Wiesz, że z Maite byłam umówiona, że nie dostaje zaproszenia ze względu na Martina, a ma przyjść. Teraz to wszystko wyszło na jaw przez ojca, który musiał się tym pochwalić przed drużyną - wywróciła oczami.
   - Twoja mama po prostu pomyślała, że jeżeli kiedyś byliście wszyscy przyjaciółmi, to trzeba ich zaprosić - Ria wzruszyła ramionami.
   - I jest jeszcze coś - Camila podparła głowę na ręce. - On wiedział od początku gdzie jestem i był tam, widział mnie, ale nie podszedł, bo chciał żebym była szczęśliwa - schowała twarz w dłoniach i poczuła na policzkach swoje słone łzy. Tak bardzo wtedy chciała by Marc coś zrobił, bo przecież kochała go na zabój. Nie wyobrażała sobie życia bez tego chłopaka, ale jednak miała go wtedy za tchórza, bo jej nie szukał, nic nie zrobił w tym kierunku, a teraz.. Teraz wiedziała, że jednak myliła się co do niego. Był tam i zobaczył maskę szczęśliwej bez niego Camili. Rozpłakała się na dobre, kiedy poczuła jak Ria ją obejmuje i gładzi po włosach. To wszystko było do kitu..

  Stała owinięta ręcznikiem przed dużym lustrem w pokoju przyjaciółki, rozczesując włosy, które przed chwilą skończyła suszyć. Nie miała już czasu na to by wrócić do domu, odświeżyć się i przebrać, jeżeli chciała zdążyć na lotnisko by odebrać Adriana i jego rodziców. Postanowiła, że tu weźmie prysznic, a Ria pożyczy jej jakieś ubrania.
   - Co pani sobie życzy, sukienka czy spodnie? - usłyszała głos dziewczyny, która weszła do pomieszczenia, przeżuwając końcówkę kanapki ze śniadania.
   - Jest mi to obojętne, naprawdę - mruknęła, a po chwili usłyszała jej cichy śmiech. Camila spojrzała na nią pytająco, a ta podeszła i odgarnęła kosmyk włosów z ramienia przyjaciółki. Zobaczyła dwa niewielkie i ciemne ślady, jeden na swojej szyi, a drugi odrobinę niżej.
   - Chyba jednak coś z kołnierzykiem - zaśmiała się Garrido i odeszła do swojej szafy. Camila nadal przypatrywała się z niedowierzaniem pamiątką po dzisiejszej nocy spędzonej z Marciem.
   - Zabiję go.. - jęknęła Cami. - Jak ja to teraz zamaskuje?
   - Oznaczył teren - uśmiechnęła się Ria. - Na razie zamaskujesz to tym - Przewiesiła przez oparcie krzesła białą bluzkę z kołnierzykiem golfu z cienkiego materiału i czarne rurki. - Dasz sobie radę - Poklepała ją po ramieniu i wyszła z sypialni.
  Camila wyszła z budynku elegancko ubrana i wsiadła do taksówki, podając kierowcy kurs na lotnisko El Prat. Cała droga się jej za bardzo dłużyła, a przede wszystkim wtedy, gdy niedaleko lotniska utknęli w niedużym korku. Już myślała, że nie zdąży, ale do budynku wpadła w momencie, kiedy miły, damski głos oznajmiał przez głośniki, że samolot z Los Angeles właśnie wylądował. Martinez odetchnęła z ulgą i już wolnym krokiem udała się do miejsca, gdzie oczekuje się na przyjezdnych. Stanęła przy rozstawionej barierce obok jakiegoś starszego małżeństwa i wbiła wzrok w szklane, rozsuwane drzwi. Myślała o ślubie i Adrianie, o tym, że nie była z nim od początku szczera. Może jednak powinna mu powiedzieć na samym początku o tym, że ma męża. Teraz pewnie byłby tu z nią i razem walczył z Marciem o ten głupi podpis. Nie byłaby tu sama, a co najważniejsze, nie zdradziłaby go.. W jednej chwili poczuła się okropnie, tak jakby nie znała w ogóle samej siebie. I przestała sobie ufać.. Więc jak przyszły mąż ma jej zaufać?
  Z rozmyśleń wyrwały ją radosne głosy ludzi wokół niej. Spojrzała przed siebie i zobaczyła pierwszych, którzy przechodzili przez rozsuwane drzwi razem ze swoimi bagażami. Do małżeństwa obok których stała, podbiegła młoda dziewczyna. Zapewne córka. Przez przejście przeszło jeszcze kilka osób i dopiero po chwili zobaczyła trójkę Meksykanów - Adriana i jego rodziców. 
 Uśmiechnęła się w ich kierunku i natychmiastowo dostała taką samą odpowiedź. Nie minęło kilka chwil, a młody chłopak stał już przy swojej narzeczonej i mocno ją do siebie przytulał, powtarzając, że bardzo się stęsknił i nie mógł się doczekać przyjazdu. Później Camila przywitała się z państwem Hernandez i wyszli z lotniska, złapali dużą taksówkę i udali się do eleganckiego hotelu, w którym mieli się zatrzymać goście oraz Hernandezowie. 

   Kolacja z rodzicami przebiegła bez żadnych niespodzianek. Najpierw całą szóstką rozmawiali o ślubie, a później ojcowie wdrążyli się w swoje tematy, a matki w swoje. W tym wszystkim tylko jedna rzecz zastanawiała Camilę, a mianowicie - jej ojciec. Dziwnym było to, że od czasu do czasu wydawał się bardzo zamyślony i co chwila zerkał na nią, a zaraz na Adriana. Może po prostu miał męczący dzień.. 
  W pewnym momencie, gdy zauważyli, że raczej już są tam zbędni, pożegnali się z rodzicami i wyszli na piętro do wynajętego pokoju chłopaka. 
 Camila podeszła do stolika, na którym stały szklanki i dzbanek z wodą. Nalała sobie trochę i podeszła do okna, a po chwili poczuła na swojej talii dłonie narzeczonego, który się do niej przytulił. 
   - Wiesz co.. Miałem ci to dopiero powiedzieć po ślubie, ale jednak to zrobię to teraz - uśmiechnął się cwaniacko. 
   - Co takiego? - spojrzała na niego. 
   - Nasz opóźniony przyjazd wiązał się z prezentem dla nas od ojca - Oparł głowę o jej ramię. - Wiem, że kochasz to miejsce, więc ojciec postanowił otworzyć tutaj filię i przekazać mi zarządzanie nią. Co oznacza, że możemy się tutaj przeprowadzić - uśmiechnął się. Czy dobrze zrozumiała? Adrian chce tutaj zamieszkać? W Barcelonie? W tym samym mieście, w którym mieszka Marc? W jej planie był rozwód, ślub i powrót do LA.. Najbardziej na świecie chciałaby tu znów mieszkać, ale nie w zaistniałej sytuacji. Miałaby tutaj spokojnie żyć, mając tuż obok jej pierwszą wielką miłość? - Nie cieszysz się? - Zmarszczył brew. 
   - Nie no.. Oczywiście, że się cieszę! - odwróciła się przodem do niego i mocno przytuliła. - Przeprowadziłbyś się tutaj dla mnie? 
   - Oczywiście, w końcu będziesz moją żoną - zaśmiał się cicho. - A dla mojej żony, wszystko! - dodał, a ją coś zakuło. Adrian to wspaniały mężczyzna, a ona czuła się okropnie. Okłamuje go, zdradza.. Coś jeszcze? - Zostaniesz na noc? - szepnął niskim tonem wprost do jej ucha. I co w tej sytuacji miała zrobić? 
   - Aż tak się stęskniłeś? - zachichotała. 
   - Bardzo, bardzo! Nie widziałem cię półtora tygodnia! 
   - Więc poczekasz jeszcze te dwa dni do ślubu - puściła do niego oczko. - Bezpieczniej będzie jeżeli wrócę z rodzicami do domu - uśmiechnęła się lekko. 
   - Na pewno? - zapytał z miną zbitego psa. 
   - Na pewno - dodała i ruszyła w stronę wyjścia. 
   - Jesteś dla mnie okropna! 
   - Wiem - zaśmiała się i wyszła, a gdy była już na korytarzu, mogła odetchnąć z ulgą. Musiała przy nim udawać wielce szczęśliwą, a tak naprawdę bała się, że to wszystko może trafić szlak. Zeszła na dół, kiedy przy recepcji Hernandezowie żegnali się z Luisem i Eleną. 
   - Wracasz? Myśleliśmy, że zostaniesz z Adrianem - zdziwiła się jej matka. 
   - Ma racje - zaśmiał się ojciec jej narzeczonego. - Kiedyś to rodzice pilnowali by młodzi nie widzieli się przed ślubem, a teraz sami wiedzą, że wszystko będzie później lepiej smakować - dorzucił, po czym oberwał w ramię od swojej małżonki. - No co? Wszyscy tu jesteśmy dorośli. 
   - No dobrze, w takim razie my już będziemy uciekać. Dobranoc - powiedział trener i całą trójką wyszli z hotelu. Parkingowy akurat podstawił ich samochód. Mężczyzna usiadł za kierownicą, a Elena usiadła z tyłu, bo rozdzwonił się jej telefon i nie chciała przeszkadzać wszystkim, siedząc z przodu i plotkując ze swoją siostrą, więc to Camila usiadła obok swojego ojca. Zapięła pasy i oparła głowę o szybę, przyglądając się przemijającym budynkom. - Malutka, wszystko w porządku? - zapytał Luis. 
   - Tak, tato. Wszystko w porządku - westchnęła i posłała mu wymuszony uśmiech.

8 komentarzy:

  1. Oj, Cami i co ty teraz zrobisz?
    Marc to jednak kretyn! Mógł wtedy z nią porozmawiać!
    Rozdział cudowny!
    Czekam na następny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny rozdział ♥
    Marc, geniuszu, dlaczego wtedy do niej nie podszedłeś? Jestem ciekawą co zrobi Camila, może Luis z nią porozmawia.. ciekawe co wymyśliłaś. :3
    Czekam na następny! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham to opowiadanie i wszystkie pozostałe:-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ona kocha Bartre i to z nim powinna być a nie jakiś tam Adrian pff
    czekam na NN ;*
    Inszaaaa

    OdpowiedzUsuń
  5. Och ten Marc, a ona tak go kocha, bo choćby zaprzeczała to to widać. A teraz jeszcze ten Adrian już jest na miejscu i chce zostać w Barcelonie. Jakież to życie bywa pokręcone.

    OdpowiedzUsuń
  6. Super! Nie mogę się doczekać następnego.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam wielką nadzieję że jednak nie będzie z Marciem :)

    OdpowiedzUsuń