niedziela, 21 września 2014

Rozdział II

  Stała obok swojego ojca i najpierw również patrzyła na niego, ale gdy tylko skrzyżowała wzrok razem z jego... Spuściła lekko głowę, ciężko przełykając ślinę. Dla niego jakby wszystko dookoła się zatrzymało w miejscu. Miał przed sobą dziewczynę, której nie widział pięć lat. Dziewczynę o długich, falujących włosach, pełnych ustach, dużych i brązowych oczach, a na dodatek jeszcze piękniejszą niż wtedy.. Nie mógł uwierzyć, że wróciła i tak po prostu.. Zaraz? Co powiedział trener? Wychodzi za mąż?!
   - Marc, wszystko w porządku? - zapytał lekko zdezorientowany Enrique. Camila podniosła wzrok. Znów się skrzyżowali, jednak teraz to piłkarz temu zaprzestał i popatrzył na Luisa.
   - Tak, tak - pokiwał głową i wtedy jedni zaczęli gratulować, a inni wracać do treningu. Do tej drugiej grupy dołączyła trójka młodych zawodników.
   - Tego to ja się nie spodziewałem - zaczął Montoya, kręcąc głową.
   - A ja pewnie tak.. - warknął Marc i odrzucił butelkę poza linię kończącą boisko. Czuł w sobie narastającą złość i pewnie gdyby miał coś w ręce, zmiażdżyłby to w jednym momencie. Po chwili się zatrzymał i odwrócił głowę w stronę, gdzie wcześniej stała Cami. Nie było już tam nikogo. Piłkarze wraz ze sztabem wrócili na boisko. Dopiero zauważył ją, idącą w stronę wyjścia.. Sam nie wiedział dlaczego, ale nogi same ruszyły za nią, ale poczuł jak ktoś go odciąga do tyłu.
   - Stary, nie! - Usłyszał głos Sergiego. - Teraz mamy trening i masz całkowicie zapomnieć o tym, co przed chwilą zobaczyłeś i usłyszałeś - dodał.
   - Słyszeliście co powiedział Luis - zaśmiał się kpiąco i spojrzał na nich. - Camila wychodzi za mąż, a ja nie wiem jak ona chce tego dokonać jeżeli.. - Zaciął się i westchnął. - Jeżeli nadal figuruje w papierach jako czyjaś żona.
   - Masz rację, ale będziemy myśleć o tym później, okej? Bo zaraz dostanie nam się za ociąganie na treningu - odezwał się boczny obrońca i całą trójką udali się w stronę rozstawionych pachołków.

   Potrafił się jakoś skupić na treningu, choć pomimo ciągłych napomnień kolegów, ciągle myślał o Camili.. Myślał o tym całym czasie, który razem spędzili, o tych wszystkich głupotach, które razem zrobili.. Jej wyjazd był taki nagły i gdyby nie to, że przypadkowo podsłuchał rozmowę Luisa z innym trenerem, nie wiedziałby gdzie uciekła jego córka. Nikomu nie przyznał się o tym, że wie. Zostawił to dla siebie. Miał to wszystko traktować jako przeszłość i już do tego nie wracać, ale nie potrafił. W szczególności teraz.
 Właśnie wchodził do swojego mieszkania, przekraczając próg drzwi na balkon, gdzie mieściły się dwie doniczki z ozdobnymi sadzonkami, o których podlewaniu przypomina mu matka, wysyłając SMS co jakiś czas. Usłyszał dzwonek do drzwi i odłożył dzbanek na parapet. Nikogo się nie spodziewał, więc zainteresowało go to, kim może być jego gość. Wyszedł do korytarza i otworzył drzwi. I znów to wszystko w niego uderzyło. Nie wiedział czy mu jest gorąco czy zimno. Znów miał przed sobą drobną szatynkę, o której chciał zapomnieć, ale jednak bardzo za nią tęsknił, czego nie mógł wyprzeć. Ubrana tak samo jak rano, czyli w luźną pomarańczowo-brązową sukienkę i sandałki, a przez ramię przewieszoną miała dużą torebkę. Prezentowała się świetnie.
   - Cześć. Mogę wejść? - zapytała cichym głosem. Marc dopiero po chwili oprzytomniał i zrobił krok do tyłu, kiwając głową by weszła. Zamknął za nią drzwi i sam nie wiedział jak ma się zachować. Ma ją zapraszać dalej, proponować coś do picia.. Mają się rozsiąść i wspominać dawne czasy przy kawie i ciastku? - Mam twój adres od Rii - powiedziała, przerywając niezręczną ciszę, a Marc skinął głową. Ria od zawsze była najlepszą przyjaciółką Camili i Maite, ale i należała do paczki, przyjaźniła się z nimi wszystkimi i nawet podobno miała zostać matką chrzestną synka Montoi. Albo od razu wybaczyła Camili to, że wyjechała bez słowa lub.. Po prostu miały ze sobą ciągły kontakt.
   - Napijesz się czegoś? - odezwał się w końcu. Odmówiła. - A ja chętnie - mruknął i ruszył pierwszy do kuchni. Zabrał szklankę z szafki i nalał do niej trochę soku. Słyszał jak Martinez wchodzi za nim i staje kawałeczek dalej. - Gratulacje - powiedział i się odwrócił, opierając o szafkę kuchenną. - Nasz trener w końcu jest taki szczęśliwy, że jego ukochana córeczka w końcu wychodzi za mąż - dodał z ironią w głosie.
   - Marc, przestań - jęknęła. - Chcę o czymś porozmawiać.
   - Przecież rozmawiamy - wzruszył ramionami, a ona ciężko westchnęła, wodząc wzrokiem po całym pomieszczeniu, byle tylko nie spojrzeć na piłkarza. Dla niej to też nie było proste. - Dawno przyleciałaś?
   - Wczoraj wieczorem wylądowałam - mruknęła, patrząc w podłogę. I wtedy coś do niego dotarło.. To właśnie wtedy nie mógł sobie znaleźć miejsca, dziwnie się czuł i teraz pomyślał, że to było spowodowane przylotem Martinez. Ale skąd jego organizm i umysł wiedziałby to? Głupie przeczucia? Czasem im za bardzo wierzył. - Nie dziwię się, że zaskoczyło cię to co powiedział ojciec na treningu. Nie chciałam by wydawał takie przedstawienie, ale po prostu przywiozłam mu klucze... I w sumie nie wiem dlaczego ci się tłumaczę - W końcu na niego spojrzała.
   - Więc co tutaj robisz? - zapytał. Sięgnęła do swojej torebki i wyjęła z niej czerwoną teczkę. Wyciągnęła ją w stronę chłopaka, nerwowo przygryzając dolną wargę.
   - Chcę byś to podpisał - powiedziała już odrobinę pewniej. Bartra otworzył teczkę i pierwsze co ujrzał to logo firmy prawniczej u góry kartki. Zjechał wzrokiem niżej.
   - Papiery rozwodowe? - Zmarszczył brwi.
   - A czego się spodziewałeś? Dobrze wiesz, że bez tego nie wyjdę znów za mąż.
   - I pewnie twój narzeczony bardzo oczekuje na mój podpis, mam rację? - zaśmiał się.
   - Adrian o niczym nie wie - Spojrzała na niego. - Po prostu to podpisz i już mnie nie ma. Będziesz miał spokój do końca życia.
   - Spokój? - uśmiechnął się szeroko, drapiąc się po brodzie. - Wiesz co, to ty będziesz mieć wtedy spokój i zadośćuczynienie za to, że tak po prostu wtedy uciekłaś bez żadnego słowa wyjaśnienia - spojrzał na nią, a ta poczuła jakby jego wzrok przeszywał ją całą. Chciała grać twardą, ale od środka całą się trzęsła. Chciała mieć po prostu to już za sobą. - Nie - Odrzucił teczkę na blat szafki i skrzyżował ręce na piersi.
   - Co? - jęknęła z niedowierzaniem. - Co, nie?
   - Nie podpiszę tego - Pokręcił głową.
   - Marc! Zrób to i to natychmiast - pisnęła, a on lekko odbił się od szafki i podszedł do niej po woli, stając bardzo blisko.
   - Chcesz mi rozkazywać? - uśmiechnął się lekko i pochylił się. - To już na mnie nie działa - dodał i wyminął ją, wychodząc z kuchni. Czuła jak zaczyna gotować się od środka. To był ten sam denerwujący Bartra, a teraz chyba nawet jeszcze bardziej. Przymknęła powieki i nabrała powietrza w usta. Próbowała zachować spokój. Wyszła z kuchni i podążyła za obrońcą.
   - Posłuchaj Marc, ja nie odpuszczę - powiedziała ze złością. - Zostawiam te papiery i mam nadzieję, że je podpiszesz. Dobrze wiesz, że tak będzie lepiej dla ciebie i mnie. Wiem, że chcesz mi zrobić na złość - mówiła już spokojniej. I tu miała rację. Chciał jej zrobić na złość, ale czym to było w porównaniu do tego, że przy jednym upadku, ona tak po prostu ich przekreśla, nie daje żadnej szansy i ucieka na drugi koniec świata. Bartra postanowił się już nie odzywać i patrząc w okno, cierpliwie zaczekał aż Camila opuści jego mieszkanie. Dopiero gdy usłyszał trzask zamykanych drzwi, odwrócił się i spojrzał w kierunku, gdzie przed chwilą stała jego.. Jego żona.

  Wystrzeliła z wyjścia z budynku niczym strzała. Była zła jak nigdy wcześniej. W tym momencie piłkarz prawie doprowadził ją do szału. Co zależało mu by złożyć głupi podpis na kartce i mieć święty spokój?! Przecież w końcu kiedyś i on będzie się chciał z kimś ożenić. Wsiadła na miejsce pasażera w samochodzie swojej przyjaciółki, trzaskając mocno drzwiami.
   - Hej, zaraz ja tak tobą trzasnę! - fuknęła. Jej samochód był niczym jej dziecko i facet zarazem. Dbała o niego jak o nic inne. - Załatwiłaś? - Spojrzała na Cami.
   - Tak.. Załatwiłam, ale chyba siebie samą - warknęła.
   - Ej, co jest?
   - Powiedział, że tego nie podpisze - rzuciła i podparła głowę o rękę.
   - Co?! - zawołała Ria. - Mam się tam przejść do tego mądrali?!
   - Nie, zostaw.. - Pokręciła głową. - Miałyśmy jechać do Maite, prawda? Za nią też się stęskniłam! - Zdołała wydobyć z siebie lekki uśmiech. - I chcę zobaczyć Dylana - dodała.
   - No okej, okej - westchnęła Garrido i przekręciła kluczyk w stacyjce, odpalając tym samochód. 
 Niedługo potem dziewczyny były już pod niewielkim domem na obrzeżach miasta. Ria zaparkowała na podjeździe i obie wysiadły z samochodu. Przeszli kawałeczek chodnikiem, który z obu stron obrastały niziutkie krzaczki. Dziewczyny stanęły przed drzwiami i jedna z nich nacisnęła na dzwonek, umieszczony tuż obok. Po chwili w progu pojawiła się niewysoka szatynka, ubrana w długi T-shirt i czarne leginsy. Uśmiechnęła się szeroko na ich widok i pierwsze co zrobiła, mocno przytuliła Camilę.
   - Matko, jak ja się za tobą stęskniłam - pisnęła i zrobiła krok w tył, ciągnąc ją za sobą do środka. Roześmiana Ria weszła za nimi i zamknęła drzwi. Przywitała się z Maite i od razu podeszła do wózka, stojącego w salonie, w którym spał mały chłopiec. Tuż po niej pojawiła się tam Cami, zachwycając się maleńkim Dylanem. Usłyszały jak ktoś schodzi po schodach i po kilku sekundach ujrzały chłopaka Maite, Martina.
   - I oto cała podstępna trójca - zaśmiał się piłkarz i spojrzał na córkę swojego trenera. - Wiesz o tym, że bez pożegnania się nie wyjeżdża, prawda? - wskazał na nią.
   - Tak, tak.. Zgrywaj poszkodowanego - Camila pokazała mu język i przeszła przez pokój, po czym przytuliła na powitanie dawnego przyjaciela. - A tak poza tym, to masz prześlicznego synka - uśmiechnęła się do niego.
   - Wiadomo, że po tatusiu - wypiął dumnie pierś do przodu. - Naprawdę nie wiem jak wam to się udało, że nawet się nie domyśliłem tego, że te dwie spryciule mają ciągle z tobą kontakt - wskazał na swoją dziewczynę i przyjaciółkę, a Camila spojrzała na Maite.
   - Musiałam mu o tym powiedzieć, bo ledwo wszedł po treningu i już chciał mi oznajmić wieść o twoim powrocie - wywróciła oczami. - Ale byłaś u Marca?
   - Byłam - westchnęła Cami.
   - I? - ciągnęła dalej Dominguez.
   - Powiedział, że jej tego nie podpisze - mruknęła Ria.
   - Ale co miał podpisać? - zapytał Montoya.
   - Martin, ona chce wyjść za mąż i jak myślisz, jakie papiery? - Maite zabrała głos.
   - Rozwodowe.. - Odpowiedział sam na swoje pytanie i wtedy usłyszeli budzącego się Dylana. Camila od razu ruszyła w stronę wózka by zobaczyć go w wersji z otwartymi oczkami. Dalej zaczęło się przewijanie, karmienie i zachwycanie się dzieckiem przez obie dobrane ciotki. Na prośbę Martinez, nie poruszali już tematu Bartry.. Z jednej strony ze względu na to, że był z nimi Martin, a z drugiej... Była za bardzo na niego wściekła. Chciała zacząć w swoim życiu nowy rozdział, ale przeszłość jej to uniemożliwiała.

***
No i jest dwójka :) 
Co jeszcze dodać? Szkoła i nauka to piekielne zło, o! 

9 komentarzy:

  1. Że oni są małżeństwem?! OMG?! Ja chyba śnie!!!
    Co za szok!
    Nie spodziewałam się tego!
    Rozdział genialny! Marc nie daje za wygraną!
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ohohoho. Marc i Cami to małżeństwo! Błąd młodości xd młode to i głupie xdd
    czekam na nowość ;*
    inszaaaa

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam, że jesteś świrnięta, ale że aż tak to nigdy bym nie pomyślała. No brawo, małżeństwo!
    Uparty Marc, grrrr..
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze że Marc niczego nie podpisał! Niech sb nie myśli że jak uciekła to teraz wszystko może! Ktoś tu chyba ślubu nie weźmie hehe :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Ufff, Marc robi tu za wkurzającego i irytującego, ale ja mu się nie dziwię w sumie. Cami, tak jak sam stwierdził przekreśliła ich związek bardzo szybko. Ria to świetna przyjaciółka. Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ooo, ale niegrzeczny Bartra xD i tekst : "Wiadomo , że po tatusiu" - rozwala totalnie xD aaah, chce więcej , pisz szybko kolejny , czekam !!
    pozdro ;)

    ~ Angi

    OdpowiedzUsuń
  7. No, nie! Nie podpisał... On sobie chyba jaja robi. Co mu szkodziło. Wredny, ach... ale wiadomo, on coś wykombinuje, bo nie ma nic za darmo, a ona nie odpuści i się nam historia poplączę... Ha! Nie mogę się doczekać.

    OdpowiedzUsuń
  8. ale że jak to ożeniłaś mojego misia?
    ale że jak to nie ze mną?
    nie nie nie, tak nie może być

    OdpowiedzUsuń