- Marc, wszystko w porządku? - zapytał lekko zdezorientowany Enrique. Camila podniosła wzrok. Znów się skrzyżowali, jednak teraz to piłkarz temu zaprzestał i popatrzył na Luisa.
- Tak, tak - pokiwał głową i wtedy jedni zaczęli gratulować, a inni wracać do treningu. Do tej drugiej grupy dołączyła trójka młodych zawodników.
- Tego to ja się nie spodziewałem - zaczął Montoya, kręcąc głową.
- A ja pewnie tak.. - warknął Marc i odrzucił butelkę poza linię kończącą boisko. Czuł w sobie narastającą złość i pewnie gdyby miał coś w ręce, zmiażdżyłby to w jednym momencie. Po chwili się zatrzymał i odwrócił głowę w stronę, gdzie wcześniej stała Cami. Nie było już tam nikogo. Piłkarze wraz ze sztabem wrócili na boisko. Dopiero zauważył ją, idącą w stronę wyjścia.. Sam nie wiedział dlaczego, ale nogi same ruszyły za nią, ale poczuł jak ktoś go odciąga do tyłu.
- Stary, nie! - Usłyszał głos Sergiego. - Teraz mamy trening i masz całkowicie zapomnieć o tym, co przed chwilą zobaczyłeś i usłyszałeś - dodał.
- Słyszeliście co powiedział Luis - zaśmiał się kpiąco i spojrzał na nich. - Camila wychodzi za mąż, a ja nie wiem jak ona chce tego dokonać jeżeli.. - Zaciął się i westchnął. - Jeżeli nadal figuruje w papierach jako czyjaś żona.
- Masz rację, ale będziemy myśleć o tym później, okej? Bo zaraz dostanie nam się za ociąganie na treningu - odezwał się boczny obrońca i całą trójką udali się w stronę rozstawionych pachołków.
Potrafił się jakoś skupić na treningu, choć pomimo ciągłych napomnień kolegów, ciągle myślał o Camili.. Myślał o tym całym czasie, który razem spędzili, o tych wszystkich głupotach, które razem zrobili.. Jej wyjazd był taki nagły i gdyby nie to, że przypadkowo podsłuchał rozmowę Luisa z innym trenerem, nie wiedziałby gdzie uciekła jego córka. Nikomu nie przyznał się o tym, że wie. Zostawił to dla siebie. Miał to wszystko traktować jako przeszłość i już do tego nie wracać, ale nie potrafił. W szczególności teraz.
Właśnie wchodził do swojego mieszkania, przekraczając próg drzwi na balkon, gdzie mieściły się dwie doniczki z ozdobnymi sadzonkami, o których podlewaniu przypomina mu matka, wysyłając SMS co jakiś czas. Usłyszał dzwonek do drzwi i odłożył dzbanek na parapet. Nikogo się nie spodziewał, więc zainteresowało go to, kim może być jego gość. Wyszedł do korytarza i otworzył drzwi. I znów to wszystko w niego uderzyło. Nie wiedział czy mu jest gorąco czy zimno. Znów miał przed sobą drobną szatynkę, o której chciał zapomnieć, ale jednak bardzo za nią tęsknił, czego nie mógł wyprzeć. Ubrana tak samo jak rano, czyli w luźną pomarańczowo-brązową sukienkę i sandałki, a przez ramię przewieszoną miała dużą torebkę. Prezentowała się świetnie.
- Cześć. Mogę wejść? - zapytała cichym głosem. Marc dopiero po chwili oprzytomniał i zrobił krok do tyłu, kiwając głową by weszła. Zamknął za nią drzwi i sam nie wiedział jak ma się zachować. Ma ją zapraszać dalej, proponować coś do picia.. Mają się rozsiąść i wspominać dawne czasy przy kawie i ciastku? - Mam twój adres od Rii - powiedziała, przerywając niezręczną ciszę, a Marc skinął głową. Ria od zawsze była najlepszą przyjaciółką Camili i Maite, ale i należała do paczki, przyjaźniła się z nimi wszystkimi i nawet podobno miała zostać matką chrzestną synka Montoi. Albo od razu wybaczyła Camili to, że wyjechała bez słowa lub.. Po prostu miały ze sobą ciągły kontakt.
- Napijesz się czegoś? - odezwał się w końcu. Odmówiła. - A ja chętnie - mruknął i ruszył pierwszy do kuchni. Zabrał szklankę z szafki i nalał do niej trochę soku. Słyszał jak Martinez wchodzi za nim i staje kawałeczek dalej. - Gratulacje - powiedział i się odwrócił, opierając o szafkę kuchenną. - Nasz trener w końcu jest taki szczęśliwy, że jego ukochana córeczka w końcu wychodzi za mąż - dodał z ironią w głosie.
- Marc, przestań - jęknęła. - Chcę o czymś porozmawiać.
- Przecież rozmawiamy - wzruszył ramionami, a ona ciężko westchnęła, wodząc wzrokiem po całym pomieszczeniu, byle tylko nie spojrzeć na piłkarza. Dla niej to też nie było proste. - Dawno przyleciałaś?
- Wczoraj wieczorem wylądowałam - mruknęła, patrząc w podłogę. I wtedy coś do niego dotarło.. To właśnie wtedy nie mógł sobie znaleźć miejsca, dziwnie się czuł i teraz pomyślał, że to było spowodowane przylotem Martinez. Ale skąd jego organizm i umysł wiedziałby to? Głupie przeczucia? Czasem im za bardzo wierzył. - Nie dziwię się, że zaskoczyło cię to co powiedział ojciec na treningu. Nie chciałam by wydawał takie przedstawienie, ale po prostu przywiozłam mu klucze... I w sumie nie wiem dlaczego ci się tłumaczę - W końcu na niego spojrzała.
- Więc co tutaj robisz? - zapytał. Sięgnęła do swojej torebki i wyjęła z niej czerwoną teczkę. Wyciągnęła ją w stronę chłopaka, nerwowo przygryzając dolną wargę.
- Chcę byś to podpisał - powiedziała już odrobinę pewniej. Bartra otworzył teczkę i pierwsze co ujrzał to logo firmy prawniczej u góry kartki. Zjechał wzrokiem niżej.
- Papiery rozwodowe? - Zmarszczył brwi.
- A czego się spodziewałeś? Dobrze wiesz, że bez tego nie wyjdę znów za mąż.
- I pewnie twój narzeczony bardzo oczekuje na mój podpis, mam rację? - zaśmiał się.
- Adrian o niczym nie wie - Spojrzała na niego. - Po prostu to podpisz i już mnie nie ma. Będziesz miał spokój do końca życia.
- Spokój? - uśmiechnął się szeroko, drapiąc się po brodzie. - Wiesz co, to ty będziesz mieć wtedy spokój i zadośćuczynienie za to, że tak po prostu wtedy uciekłaś bez żadnego słowa wyjaśnienia - spojrzał na nią, a ta poczuła jakby jego wzrok przeszywał ją całą. Chciała grać twardą, ale od środka całą się trzęsła. Chciała mieć po prostu to już za sobą. - Nie - Odrzucił teczkę na blat szafki i skrzyżował ręce na piersi.
- Co? - jęknęła z niedowierzaniem. - Co, nie?
- Nie podpiszę tego - Pokręcił głową.
- Marc! Zrób to i to natychmiast - pisnęła, a on lekko odbił się od szafki i podszedł do niej po woli, stając bardzo blisko.
- Chcesz mi rozkazywać? - uśmiechnął się lekko i pochylił się. - To już na mnie nie działa - dodał i wyminął ją, wychodząc z kuchni. Czuła jak zaczyna gotować się od środka. To był ten sam denerwujący Bartra, a teraz chyba nawet jeszcze bardziej. Przymknęła powieki i nabrała powietrza w usta. Próbowała zachować spokój. Wyszła z kuchni i podążyła za obrońcą.
- Posłuchaj Marc, ja nie odpuszczę - powiedziała ze złością. - Zostawiam te papiery i mam nadzieję, że je podpiszesz. Dobrze wiesz, że tak będzie lepiej dla ciebie i mnie. Wiem, że chcesz mi zrobić na złość - mówiła już spokojniej. I tu miała rację. Chciał jej zrobić na złość, ale czym to było w porównaniu do tego, że przy jednym upadku, ona tak po prostu ich przekreśla, nie daje żadnej szansy i ucieka na drugi koniec świata. Bartra postanowił się już nie odzywać i patrząc w okno, cierpliwie zaczekał aż Camila opuści jego mieszkanie. Dopiero gdy usłyszał trzask zamykanych drzwi, odwrócił się i spojrzał w kierunku, gdzie przed chwilą stała jego.. Jego żona.
Wystrzeliła z wyjścia z budynku niczym strzała. Była zła jak nigdy wcześniej. W tym momencie piłkarz prawie doprowadził ją do szału. Co zależało mu by złożyć głupi podpis na kartce i mieć święty spokój?! Przecież w końcu kiedyś i on będzie się chciał z kimś ożenić. Wsiadła na miejsce pasażera w samochodzie swojej przyjaciółki, trzaskając mocno drzwiami.
- Hej, zaraz ja tak tobą trzasnę! - fuknęła. Jej samochód był niczym jej dziecko i facet zarazem. Dbała o niego jak o nic inne. - Załatwiłaś? - Spojrzała na Cami.
- Tak.. Załatwiłam, ale chyba siebie samą - warknęła.
- Ej, co jest?
- Powiedział, że tego nie podpisze - rzuciła i podparła głowę o rękę.
- Co?! - zawołała Ria. - Mam się tam przejść do tego mądrali?!
- Nie, zostaw.. - Pokręciła głową. - Miałyśmy jechać do Maite, prawda? Za nią też się stęskniłam! - Zdołała wydobyć z siebie lekki uśmiech. - I chcę zobaczyć Dylana - dodała.
- No okej, okej -
westchnęła Garrido i przekręciła kluczyk w stacyjce, odpalając
tym samochód.
Niedługo potem dziewczyny były już pod niewielkim domem na obrzeżach miasta. Ria zaparkowała na podjeździe i obie wysiadły z samochodu. Przeszli kawałeczek chodnikiem, który z obu stron obrastały niziutkie krzaczki. Dziewczyny stanęły przed drzwiami i jedna z nich nacisnęła na dzwonek, umieszczony tuż obok. Po chwili w progu pojawiła się niewysoka szatynka, ubrana w długi T-shirt i czarne leginsy. Uśmiechnęła się szeroko na ich widok i pierwsze co zrobiła, mocno przytuliła Camilę.- Matko, jak ja się za tobą stęskniłam - pisnęła i zrobiła krok w tył, ciągnąc ją za sobą do środka. Roześmiana Ria weszła za nimi i zamknęła drzwi. Przywitała się z Maite i od razu podeszła do wózka, stojącego w salonie, w którym spał mały chłopiec. Tuż po niej pojawiła się tam Cami, zachwycając się maleńkim Dylanem. Usłyszały jak ktoś schodzi po schodach i po kilku sekundach ujrzały chłopaka Maite, Martina.
- I oto cała podstępna trójca - zaśmiał się piłkarz i spojrzał na córkę swojego trenera. - Wiesz o tym, że bez pożegnania się nie wyjeżdża, prawda? - wskazał na nią.
- Tak, tak.. Zgrywaj poszkodowanego - Camila pokazała mu język i przeszła przez pokój, po czym przytuliła na powitanie dawnego przyjaciela. - A tak poza tym, to masz prześlicznego synka - uśmiechnęła się do niego.
- Wiadomo, że po tatusiu - wypiął dumnie pierś do przodu. - Naprawdę nie wiem jak wam to się udało, że nawet się nie domyśliłem tego, że te dwie spryciule mają ciągle z tobą kontakt - wskazał na swoją dziewczynę i przyjaciółkę, a Camila spojrzała na Maite.
- Musiałam mu o tym powiedzieć, bo ledwo wszedł po treningu i już chciał mi oznajmić wieść o twoim powrocie - wywróciła oczami. - Ale byłaś u Marca?
- Byłam - westchnęła Cami.
- I? - ciągnęła dalej Dominguez.
- Powiedział, że jej tego nie podpisze - mruknęła Ria.
- Ale co miał podpisać? - zapytał Montoya.
- Martin, ona chce wyjść za mąż i jak myślisz, jakie papiery? - Maite zabrała głos.
- Rozwodowe.. - Odpowiedział sam na swoje pytanie i wtedy usłyszeli budzącego się Dylana. Camila od razu ruszyła w stronę wózka by zobaczyć go w wersji z otwartymi oczkami. Dalej zaczęło się przewijanie, karmienie i zachwycanie się dzieckiem przez obie dobrane ciotki. Na prośbę Martinez, nie poruszali już tematu Bartry.. Z jednej strony ze względu na to, że był z nimi Martin, a z drugiej... Była za bardzo na niego wściekła. Chciała zacząć w swoim życiu nowy rozdział, ale przeszłość jej to uniemożliwiała.
***
No i jest dwójka :)
Co jeszcze dodać? Szkoła i nauka to piekielne zło, o!