Wszyscy już zaczęli między sobą szeptać, bo ślub miał się rozpocząć jakieś dziesięć minut temu, a wszelki ślad o młodych zaginął.. No może nie do końca, bo niedawno Adrian tam jeszcze z nimi stał. Grupka przyjaciół wstała ze swoich miejsc i stanęła przy jednej z kolumn, nerwowo wyczekując jakiekolwiek informacji. Dziewczyny już ze trzy razy chciały tam pójść i dowiedzieć się o co chodzi, ale piłkarze je zatrzymywali. Maite z Rią już po raz kolejny chciały się zerwać i iść do nich, ale w tym momencie w progu pałacu pojawił się Adrian, trzymający za dłoń Camilę, która nie miała na sobie sukienki, a spodnie i bluzkę. Teraz oczy wszystkich zgromadzonych zwróciły się na dwójkę, która bokiem przeszła na podest, na którym mieli składać sobie przysięgę małżeńską. Wszyscy zamilkli z wyczekiwaniem na jakiekolwiek wyjaśnienia.
- Chcielibyśmy wam coś oznajmić - zaczął Hernandez, a Cami zaczęła szukać kogoś wzrokiem pośród przyjaciół. - Na samym początku, tak właściwie, to chcieliśmy wam podziękować za przybycie.
- Synu, o co chodzi? - usłyszeli głos ojca Adriana, który siedział w pierwszym rzędzie ustawionych krzeseł.
- Ślub się nie odbędzie - powiedział chłopak, a wśród gości znów podniosły się głosy. Wszyscy byli w szoku.. No może prócz grupki na samym tyle, którzy, jakby nie patrzeć, byli zadowoleni z takiego obrotu spraw. Tylko brakowało tutaj Marca, który uciekł, będąc święcie przekonanym, że Camila wyjdzie za Meksykanina.
- Większość z was jest z daleka, a pałac jest wynajęty i opłacony, więc możecie zostać, zjeść obiad i się bawić - uśmiechnęła się dziewczyna i już w ciszy ruszyli z powrotem do środka. - Adrian, co teraz zamierzasz? - zapytała cicho gdy znaleźli się już obok recepcji.
- Teraz mam zamiar uciec do hotelu przed rodzicami, którzy mnie zaraz dopadną i połkną w całości - zaśmiał się. - A ty.. Z resztą, ty wiesz co masz robić - puścił do niej oczko. - I masz nie zmieniać zdania, bo się z tobą policzę! - dodał.
- Jeszcze raz chciałabym cię bardzo przeprosić - skrzywiła się i spuściła wzrok.
- Hej.. - uniósł delikatnie jej podbródek. - Wyznałaś mi prawdę, zanim zrobiłaś coś wbrew swoim uczuciom. Gdybyś została moją żoną, nadal myślałabyś o tamtym - Adrian lekko się uśmiechnął, pochylił i ucałował ją w czoło. - Idź do niego, a ja uciekam przed rodzicami - zaśmiał się i ruszył szybkim krokiem w stronę wyjścia. A ona? Miała tam tak stać i czekać aż dopadnie ją szarańcza? Zanim zdecydowała się ruszyć na piętro i zabrać swoje rzeczy, by wyjść i poszukać Marca, w progu zobaczyła swoich rodziców, ojca w ciemnym garniturze i białej koszuli oraz matkę w długiej, bordowej sukience z narzutką.
- Skarbie, co się stało? - Pierwsza dobiegła do niej jej matka, łapiąc ją delikatnie za ramię i patrząc opiekuńczo. - Gdzie jest Adrian i dlaczego tak nagle zrezygnowaliście?
- Mamo, to naprawdę nie jest dla mnie dobry moment do tłumaczenia wszystkiego - westchnęła.
- Cami, idź do ogrodu do tego małego mostu przy stawie - powiedział najspokojniej w świecie Luis, a obie panie spojrzały na niego pytająco.
- Ale dlaczego ma tam iść? - odezwała się Elena. - Luis, ty coś wiesz?
- Myślę, że wiem i postaram ci się to wytłumaczyć, a ty tam idź, bo jeszcze nic nie jest za późno - Najpierw zwrócił się do żony, a następnie do córki, która tylko pokiwała głową i ruszyła szybkim krokiem z powrotem na taras i do ogrodu. Po drodze natchnęła się na rodziców Adriana, a później na przyjaciół. Nawet nie słuchając, przeprosiła ich i ruszyła w kierunku, który wskazał jej ojciec. No właśnie, ojciec... Myśli, że wie o co chodzi? Ale skąd? Choć teraz to było mało ważne. Liczyło się teraz tylko to żeby odnaleźć szybko Marca.. Znajdzie go i... Co powie? Co zrobi?
W oddali zobaczyła postać w czarnym garniturze, opartą o barierkę. Stał tyłem do niej i wpatrywał się w to co było przed nim. Serce Camili prawie podskoczyło, chcąc pociągnąć dziewczynę w tamtą stronę. Przełknęła ciężko ślinę i wyjęła zgiętą kartkę z tylnej kieszeni spodni.
Podeszła i oparła się tuż obok Marca, który uniósł głowę i spojrzał na swoją towarzyszkę.
- Cami, co ty tutaj.. - Otworzył szerzej oczy, nie kryjąc swojego zaskoczenia. Obejrzał ją z góry do dołu i z jednej strony nic nie rozumiał, a z drugiej.. Chyba się ucieszył.
- Gdybym miała cię zobaczyć na ślubnym kobiercu z inną kobietą, też chyba bym uciekła - westchnęła, patrząc w taflę przejrzystej wody. Wyciągnęła przed siebie dokument, który Marc podpisał dzień wcześniej, rozłożyła go i jeszcze raz spojrzała. - Chciałabym to rozerwać na strzępy i zapomnieć o tym, ale nie wiem czy dostanę jeszcze jedną szansę - powiedziała cicho unosząc wzrok i spoglądając niepewnie na piłkarza. On natomiast przeniósł wzrok na kartkę papieru, wyrwał ją z jej rąk i w jednej chwili przerwał na cztery części, wyrzucił za siebie i nieoczekiwanie ujął jej twarz w swoje dłonie, zachłannie wpijając się w jej usta.
- Chcę po prostu by było tak jak wcześniej - wyszeptał na jednym tchu wprost w jej wargi. - Nie oddam cię już nikomu, a w razie potrzeby sprowadzę z powrotem nawet i siłą - kontynuował. - Chciałbym w tym momencie wykrzyczeć całemu światu, że jesteś moja i tylko moja - uśmiechnął się, ale Camila zauważyła pojedynczą łzę, która spływała po jego policzku.
- Marc, nie.. - jęknęła. - Proszę cię, nie.. Bo zaraz ja się rozpłaczę! - Pokręciła głową i przesunęła opuszkami palców po jego policzku. - Kocham cię, Marc i obiecuję, że już nigdzie się nie wybieram.
- W takim razie - zaczął i wyjął z wewnętrznej kieszeni marynarki małe pudełeczko. - Chciałbym byś oficjalnie została moją żoną - zaśmiał się i otworzył klapkę, a ona zmarszczyła brew.
- Marc, skąd ty masz moją obrączkę? Przecież była schowana w teczce, w moim pokoju... Zaraz, czy ty rozmawiałeś z moim ojcem?
- Przyszedł do mnie wczoraj wieczorem i mi ją przyniósł, mówiąc, że powinna zostać u mnie - wzruszył ramionami. - I podobno widział papiery.
- I mi nic nie powiedział! - jęknęła. - A ty byłeś tak wspaniałomyślny, by je tutaj przynieść? - uśmiechnęła się cwaniacko.
- Tak jakoś.. Więc? - zapytał i wyjął mniejszy złoty krążek, a ona z uśmiechem wyciągnęła do niego prawą rękę i tak jak pięć lat wcześniej, patrząc jej w oczy, wsunął pierścionek na jej serdeczny palec. Po chwili ona zrobiła to samo z drugą obrączką i.. Oboje poczuli, że tak powinno być cały czas.
W drodze z pałacyku kupili sobie butelkę wina i pojechali do
"ich" parku, w którym spędzali razem mnóstwo czasu kiedy byli jeszcze nastolatkami. Zbliżał się wieczór i zaczynało robić się chłodno, a że Camila miała na sobie tylko bluzkę z krótkim rękawkiem, więc Marc bez słowa zdjął z siebie marynarkę i narzucił ją na jej ramiona. Siedzieli przytuleni do siebie, oparci o drzewo, popijając wino prosto z butelki, śmiejąc się, wspominając i wyszukując pierwszych gwizd. Gdy po raz pierwszy tak tutaj siedzieli, również mieli ze sobą wino, ale takie podwędzone z zamkniętej szafki matki Camili, które przywiozła sobie z Włoch. Miało być na specjalną okazję.. Później nikt nie chciał się przyznać do tego, kto je wypił.
Leżała oparta o jego ramię, czując jak on gładzi delikatnie jej ramię. Pomiędzy nimi leżała butelka z której jeszcze od czasu do czasu popijali. W pewnym momencie zobaczyli nad sobą dwa cienie. Jednocześnie unieśli głowy i zobaczyli dwie sylwetki, kobietę i mężczyznę, ubranych w granatowe mundury.
- Dobry wieczór, państwu - odezwał się mężczyzna i zabrał do ręki butelkę z winem. - Wiedzą państwo, że spożywanie alkoholu w miejscach publicznych jest zabronione?
- No tak.. - mruknęła Camila i się podnieśli. - A nie można tak odrobinkę przymknąć oczu na to? - uśmiechnęła się lekko.
- A to niby dlaczego? - zapytała funkcjonariuszka.
- Dzisiaj miał się odbyć mój ślub, jestem uciekającą panną młodą, a to powód dlaczego uciekłam - wskazała na swojego męża.
- Picie alkoholu w miejscu publicznym. To będzie mandat - powiedział policjant.
- No panie władzo! Przecież sam Marc Bartra! Jakiś autograf dla dziecka.. - próbowała Camila.
- To mi brzmi jak próba przekupstwa.. - mężczyzna poprawił swoją czapkę, schował notes i wyciągnął kajdanki, patrząc wymownie na młodych, a ci spojrzeli tylko po sobie, ciężko przełykając ślinę.
Zaraz po tym gdy tylko dowiedzieli się, że za swój "występek" spędzą noc w areszcie, wywalczyli jeszcze jeden telefon, który wykonali do Rii, by rano ich stąd odebrała, a później wylądowali w pustej celi, w której kącie stała długa ławka.
- Wiesz co, nie myślałem nigdy, że można mieć randkę w areszcie - zaczął śmiać się piłkarz.
- Nie narzekaj - uśmiechnęła się Camila i oparła głowę o jego ramię. - Ważne, że jesteśmy tutaj razem - dodała, przygryzając dolną wargę. - I jakby nie patrzeć, zawsze zastanawiałam się, jak to jest trafić do więzienia.. - zamyśliła się, a Marc wybuchnął śmiechem.
- Moja wariatka - pokręcił głową, objął ją ramieniem i ucałował w czubek głowy.
Zaspani wyszli z celi, którą otworzył im jeden ze strażników. Oboje potargani i zmęczeni, po drzemce w niewygodnych pozycjach. Policjant poprowadził ich korytarzem, którym szli w nocy, aż w końcu dotarli do pomieszczenia, w którym dostali swoje rzeczy. Zostali wyprowadzeni do głównego holu, gdzie czekali na nich Ria i Marc Ter Stegen. Dziewczyna na ich widok chciała wybuchnąć śmiechem, ale w ostateczności się powstrzymała, widząc karcący wzrok przyjaciółki.
- Ja wiedziałam, że się spikniecie, ale żeby od razu lądować w więzieniu? - zapytała roześmiana Garrido, gdy tylko wyszli z budynku.
- Natrafiliśmy na bardzo nieprzyjemnych policjantów - westchnęła Cami. - Te pięć lat temu, zawsze się jakoś wywijaliśmy - dodała z lekko poprawionym humorem.
- Wszyscy byli wtedy bardziej przebiegli - zaśmiał się Bartra. - Tak właściwie, to która jest godzina?
- Taka, bym podrzucił cię do domu byś się ogarnął przed treningiem - powiedział Niemiec.
- Chłopaki jadą razem, a my razem - zakomunikowała Ria i tak było, oczywiście zaraz po tym jak Marc z Cami zdążyli się wylewnie pożegnać.
Ria zabrała przyjaciółkę do siebie by mogła ją szczegółowo o wszystko wypytać, co dotyczyło poprzedniego dnia. Co chwila powtarzała, że to wszystko nie mogło się skończyć inaczej i wierzyła, że jednak Cami nie wyjdzie za Adriana, po tym jak znów spotkała tutaj pierwszą miłość. Martinez wzięła prysznic, znów pożyczyła ubrania od Hiszpanki i zjadły razem śniadanie. Troszeczkę później, dziewczyna postanowiła, że pojedzie pod stadion i poczeka na Bartrę i przy okazji będzie mogła wymienić kilka słów ze swoim ojcem.
Wysiadła z taksówki pod Ciutat Esportiva i dzięki znajomości u starszego ochroniarza, bez problemów weszła do środka. Okazało się, że trening jeszcze trwał, więc dziewczyna ruszyła na boisko do swojego ojca, który stał przy linii bocznej i obserwował jak jego piłkarze grają w dziada.
- Cześć, córeczko - Luis przytulił do siebie Camilę. - Spóźnienie Marca chyba jakoś usprawiedliwię ze wzgląd na wczorajszy dzień, ale nie wiesz może dlaczego drugi Marc wpadł razem z nim?
- Oj, tato - zaśmiała się. - Gdybym ci powiedziała, nie wiem czy byłbyś z tego zadowolony..
- Spróbuję - skinął głową.
- Razem z Rią wyciągał mnie i Marca z aresztu - powiedziała spokojnie, a oczy trenera od razu zrobiły się trzy razy większe.
- Camila!
- Mówiłam! I teraz ze wzgląd na mnie, o wszystkim zapomnisz - wyszczerzyła się, a on wywrócił oczami.
- O nic więcej nie pytam, nie chcę wiedzieć - uniósł dłonie do góry. - Chociaż w sumie... Tak, mam jeszcze pytanie. Czy kiedykolwiek miałaś zamiar powiedzieć nam o tym ślubie z Marciem?
- To zależałoby od sytuacji - uśmiechnęła się, patrząc w stronę Marca, który na żarty zaczął się okładać razem z Rafinhą i Martinem. - Teraz po prostu musisz zaakceptować swojego zięcia - ucałowała go w policzek.
- Wygląda na to, że nie mam wyjścia - pokręcił głową. - No dobrze, dam już im spokój - dodał i zawołał, kończąc trening. Gdy piłkarze kroczący w stronę szatni mijali Camilę, posyłali jej miłe uśmiechy i coś między sobą szeptali. Cóż, tutaj wieści podobno szybko się rozchodzą.. Na samym końcu oczywiście szedł wielce zmęczony pan Bartra, który z wielkim bananem na twarzy uwiesił się na szyi Camili.
- Jestem wykończony - sapnął.
- I spocony, a na dodatek nieładnie pachniesz - zaśmiała się, próbując go odepchnąć, ale ten nie dawał za wygraną.
- Ponieważ bardzo ciężko pracuję, by mojej żonie było dobrze - poruszył brwiami. - A właśnie! Dziś się do mnie wprowadzasz i nie ma żadnego
"ale"! - postanowił.
- Coś jeszcze, mój panie ciężko pracujący? - zapytała, powstrzymując śmiech.
- Tak, ale o tym już opowiem ci w domu - zaśmiał się i nagle wziął ją na ręce, przewiesił przez ramię i pomimo głośnego protestu dziewczyny, ruszył z nią w stronę szatni.